[Sophie]
Wróciłam do swojego dormitorium, chciałam poradzić się mojej najlepszej przyjaciółki, niestety jej nie zastałam wiec natychmiast poszłam jej szukać."Pewnie znowu jest z Jamesem"pomyślałam, ale się myliłam.Kiedy zeszłam do pokoju wspólnego zastałam Rogacza samego, czytającego przy kominku.
-Co czytasz?-spytałam.
James spojrzał na mnie serdecznie i pokazał okładkę, na której widniał wielki napis "Jak radzić sobie z likantropią?"
-To dla Remusa.-powiedział z niezręcznym uśmiechem, ale przypomniał mi o nim.Do moich oczu napłynęły łzy kiedy przypomniałam sobie o wydarzeniach sprzed kilkunastu minut.Wypuściłam z dłoni różdżkę by tylko mieć pretekst do odwrócenia głowy.Schyliłam się wyciągając dłoń po kawałek drewienka, jednak zanim wstałam z całej siły napięłam wszystkie mięśnie twarzy by powstrzymać napływające łzy.Kiedy mi się to udało podniosłam głowę i zapytałam:
-Nie wiesz gdzie jest Lily?
-Ma dodatkowe zajęcia ze Slughornem.-odpowiedział, a widząc moją minę, jakby zgadł moje myśli spojrzał w stronę schodów prowadzących do dormitoriów chłopców i zapytał:
-Nie poszło, co?
Jeszcze bardziej posmutniałam, a po chwili drżącym głosem odpowiedziałam:
-Nie.I wydaje mi się, że pogorszyłam sprawę.
James zamknął książkę, położył ją na kolanach i poklepał dłonią miejsce obok siebie dając mi znak bym usiadła.
-Opowiedz, co się stało.
I opowiedziałam mu ze szczegółami o wszystkim co działo się w dormitorium chłopców, on uważnie słuchał a na koniec dał mi się wypłakać i mnie przytulił.Był dla mnie jak Lily, chyba przebywanie z nią dobrze mu zrobiło Można powiedzieć, ze był moją "zastępczą przyjaciółką".
-Spokojnie.-mówił gładząc mnie po włosach.-A teraz posłuchaj.-powiedział poważniej odsuwając mnie na tyle by móc porozmawiać ze mną twarzą w twarz.-Nie powinnaś tak reagować, ale niestety taki masz charakter.Jesteś trochę wybuchowa.Ale pomogę wam.Porozmawiam z nim, mam na niego parę sposobów.
W moich oczach pojawiły się iskierki nadziei.
-Zrobiłbyś to?
-Oczywiście.
-Ale...Dlaczego?
Rogacz uśmiechnął się serdecznie.
-Musisz wiedzieć, że ja wam kibicowałem od samego początku.Remus już pierwszego dnia opowiadał nam jaki jest tobą zachwycony.Ale znasz go, nie chciał przyznać , że mu się podobasz, wiec trochę się z niego podśmiewaliśmy. Jednak ja zawsze wierzyłem, że będziecie razem.
-Dziękuje.-powiedziałam uśmiechając się.James wstał wzdychając głęboko.
-No, to idę.Czeka mnie długa rozmowa.-po tych słowach udał się w kierunku dormitorium.
***
Dzięki Jamesowi mój humor momentalnie się poprawił.Nie mogłam się doczekać kiedy wróci, a przez tę niepewność miałam ochotę siedzieć tu i czekać na jego powrót, jednak nie mogłam to by mi tylko wydłużało czas.Postanowiłam się przejść, spacer dobrze mi zrobi.Wyznaczyłam sobie cel-Brukowany dziedziniec, i natychmiast ruszyłam.Szlam szybkim i energicznym krokiem, rozmowa z Jamesem dała mi zastrzyk pozytywnej energii, uwierzyłam, że wszystko wróci do normy.Mijałam kolejne piętra,korytarze i komnaty.Omiotłam wzrokiem każdego ucznia na korytarzu.Uśmiechnęłam się do siebie kiedy zobaczyłam roześmianą Dorcas ma kolanach Syriusza, pomachałam do rozmawiających Mary i Alicji, przyglądałam się członkom drużyny quidicha Griffindoru podającym sobie klafla, obejrzałam się za lecącą piłką...i nagle-Bach!Czołowe zderzenie, ciemność i już leżałam na podłodze.Podniosłam się z podłogi pocierając bolące czoło i moim oczom ukazał się chłopak, któremu uratowałam skórę pare miesięcy temu-...Samuel?...Sylwester?...Seweryn?...,nie pamietam, a w okół niego porozrzucane książki.-Strasznie cię przepraszam.-powiedziałam i szybciej niż znicz pozbierałam książki, a ostatnią zgarnęłam mu sprzed długiego nosa.-Jeszcze raz przepraszam,-powiedziałam wręczając mu jego własność.-zagapiłam się i...
-Nic nie szkodzi.-warknął przez ramię i wszedł do biblioteki zostawiajac mnie trochę zmieszaną.Postanowiłam się tym nie przejmować.Wzruszyłam ramionami i skierowałam się w stronę dziedzińca.
W końcu podeszłam do ogromnych dębowych drzwi, uchyliłam je i przecisnęłam się przez małą szparę wychodząc na krużganki otaczające Brukowany Dziedziniec.Nie miałam ochoty długo na nim przesiadywać.Tylko na chwilę postawiłam jedną nogę na jednym z kamieni którymi był wyłożony dziedziniec i pomknęłam z powrotem
do wieży.Jednak kiedy przechodziłam obok wejścia do biblioteki, nagle poczułam mocny uścisk na ramieniu i dłoń na ustach.Zacisnęłam powieki i po chwili zostałam wciągnięta do pomieszczenia i przyparta do jednego z regałów.Oczy otworzyłam dopiero kiedy usłyszałam krzyk:-Oddaj mi ją!Wiem, że ją masz!-to był ten sam chłopak na którego wpadłam kilkanaście minut temu.
-Ale...Co?-spytałam.Nie wiedziałam o co chodzi, on już sztyletował mnie wzrokiem.
-Dobrze, wiesz o co chodzi.Kiedy we mnie wbiegłaś z moich książek wypadła kartka.Bardzo ważna.Wzięłaś ją!-zaczął w miarę spokojnie a skończył na krzyku.
-Nie, nie wzięłam jej.Prawdę mówiąc, nie rzuciła mi się w oczy żadna kartka.-powiedziałam stanowczo.-Co na niej było?Może...
-Nie interesuj się!-wrzasnął a mi aż zadzwoniło w uszach.To poskutkowało ostrym spojrzeniem bibliotekarki.
-Dobrze, nie denerwuj się.Mogę pomóc ci jej poszukać.Co ty na to?
On tylko odwrócił się do mnie plecami i warknął:
-Poradzę sobie.-po tych słowach jak gdyby nigdy nic, odszedł.
Ponownie skierowałam się do wieży Gryffindoru.Kiedy byłam już na Wielkich Schodach usłyszałam głos Mary:
-Lily, nie uwierzysz co znalazłam dzisiaj na korytarzu.Spójrz!-usłyszałam świst papieru i zatrzymałam się w pół kroku.Schowałam się za kolumną i zaczęłam je obserwować.Lily właśnie czytała zawartość kartki, którą Mary trzymała jej przed twarzą, po czym spojrzała na nią ironicznym wzrokiem i powiedziała:
-Przecież mam już Jamesa.
-No i właśnie dlatego ten ktoś nie chce się ujawniać, bo wie, że nie ma szans...
CZYTASZ
Cześć ,jestem Sophie.
FanfictionJest rok 1974 ,czternastoletnia czarownica ,Sophie McLean przenosi się ze szkoły Beauxbatons do Hogwartu ,gdzie poznaje Jamesa Pottera ,Syriusza Blacka ,Remusa Lupina i Petera Pettigrew.