Nie. Nie mogę tak żyć. Przez caaałe 3 dni leżałam i nic nie robiłam (oprócz spazmatycznego płaczu i oczekiwaniu na telefon Daniela). Siedzenie i czekanie nie miało sensu. To nie byłoby życie.
W ramach akcji "Rusz się" wstałam i zeszłam do kuchni. Zaparzyłam filiżankę kawy i usiadłam przed oknem. Chciałam zrobić coś w stylu 2 części "Zmierzchu", ale ostatecznie stwierdziłam, że to tylko idiotyczne i naiwne. Czy czekanie na kogoś, kto nie wróci ma sens? No właśnie.
Odpływając myślami od sceny z filmu, skupiłam się nad pięknym widokiem z okna. Fascynowało mnie, że mimo porażek świata codziennego, wszechświat ma to gdzieś i nadal robi to samo, nie zatrzymuje się i nie pociesza. Może to i lepiej... Nie można być najważniejszym, bo to niezdrowe. Często odnoszę wrażenie, że lepiej być szarym człowiekiem niż centrum kosmosu i Ziemii.
Z plątającymi się różnorakimi refleksjami w głowie, próbowałam (ciężko powiedzieć czy się udało) się ogarnąć. Podczas mycia zębów spojrzałam w lustro, wyglądałam... ciekawie. Poplątane pukle kruczo-czarnych włosów spływały po moich ramionach, jednocześnie kontrastując z błękitnymi oczami. Do tego moja szara, wytarta koszulka i lekko podpuchnięte powieki wyglądały komicznie.
Ta dosyć normalna czynność doprowadziła mnie do olśnienia. Nie chcę tak wyglądać. Pragnę być spełniona i uśmiechać się do lustra. Nigdy nie uznawałam pojęcia "szczęście". Było zbyt ogólne. Nie podobało mi się. Wolałam konkrety. Nie łatwiej powiedzieć "zadowolona" lub "spełniona" czy coś?
I już wiedziałam co zrobić. Plan to ponoć podstawa. I ja go miałam.
CZYTASZ
Za bardzo, za mocno
Fiksi RemajaOna kocha zbyt mocno. Świat runął. Jak żyć bez miłości? Czy to życie ma sens?