Po 6 godzinach wrócił na salę, niestety nie mogłem do niego wejść. Lekarze powiedzieli, że jedno żebro przebiło mu płuco, ale już jest wszystko w porządku. Siedziałem załamany na krześle w holu. Jin musiał gdzieś iść, więc zostałem sam. Po jakimś czasie na hol wbiegła jakaś kobieta. Mała dziewczynka próbowała ją zatrzymać, ale nie udawało jej się.
-Gdzie jest mój syn? Co mu jest?! Gdzie jest Tae?!
Tae? To jego mama? Spojrzałem jeszcze raz na dziewczynkę. Z tą samą w tedy szedł. Tak! To ta sama. Czemu tego wcześniej nie zauważyłem? Podszedłem do kobiety i złapałem ją za ramiona. Co ja mam jej powiedzieć? Przepraszam, ale przez mnie pani syn leży w szpitalu w śpiączce i nie wiadomo kiedy się wybudzi?
-Spokojnie. Nazywam się Park Jimin. Jestem kolegą Tae. Miał wypadek... Połamane żebra, noga i coś tam jeszcze. Przed chwilą miał kolejną operacje i nie można do niego wejść.
-Kiedy miał wypadek?
-Jakieś 2 tygodnie temu.
Kobieta wybuchnęła jeszcze większym płaczem. Prawie upadła. Przytrzymałem ją i posadziłem na krześle.
-Czemu nikt mi nie powiedział? Dlaczego?
-Bo on by tego nie chciał mamusiu...
Dziewczynka przytuliła kobietę. Dziwiłem się jak w takiej sytuacji udało jej się powstrzymać łzy.
-Kyo co masz namyśli?
-Mamusiu... Tae mi powiedział miesiąc temu, że jak coś mu się stanie to mam być silna i nie płakać. Powiedział też, że nie chce bym powiedziała o tym mamusi, bo będzie płakać, a on nie chce by jego księżniczki płakały.
Zdumiony wpatrywałem się w dziewczynkę. On to przewidział? Ale jak? Nie... Chyba czegoś nie rozumiem. On... Zrobił to specjalnie. Dziewczynka wyciągnęła z torebeczki zgiętą, grubą kopertę.
-Taki chłopak mi ją dał i powiedział bym ci ją przekazała. Powiedział jeszcze, że Tae bardzo ciężko pracował, by je zarobić. Chciał ci pomóc... Był gotów nawet siebie sprzedać... Co to znaczy mamusiu?
Sprzedać siebie? Za dużo tego... Zacząłem wszystko analizować. Rodzina Tae ma problemy z pieniędzmi, a ten idiota chciał sprzedać, albo sprzedał swoje ciało by im pomóc. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Ile on musiał wycierpieć, a ja chciałem go przelecieć i zostawić. Kobieta otworzyła kopertę. W środku oczywiście były pieniądze.
-3 mi-miliony?! Gdzie on tyle zarobił? Jak?! Boże... Tae. Dziękuje.
Znów płakała. Przytuliła dziewczynkę. Nie wiem ile przesiedzieliśmy. Kilka godzin, ale ile dokładnie? Mogliśmy wejść na 10 min. Oddałem swoje 10 min jego mamie. Poczekam. Na niego warto. Kiedy drzwi się uchyliły dostrzegłem jego bladą twarz. Ile jesteś w stanie poświęcić? Co Tae? Myślę, że to pytanie jest niepotrzebne. Odpowiedź jest oczywista. Wszystko. Ja na pewno bym tak nie odpowiedział. Jestem tchórzem. Nie zrobiłbym tego samego co ty. Nie pomógłbym swojej rodzinie. Nie uratowałbym nikogo spod kół rozpędzonego samochodu. Pewnie miałbym na wszystko wylane i pieprzyłbym się z kimś, aż zabrakłoby mi siły. Podziwiam cię Tae. Dlatego nie możesz teraz wszystkiego spierdolić i umrzeć. Rozumiesz? Nie możesz.
CZYTASZ
Przepraszam...
FanfictionTo jest mój pierwszy ff, więc prosiłabym o wyrozumiałość. Wiek bohaterów został zmieniony na potrzeby ff.