VI

1K 94 23
                                    

Korytarze Hogwartu o tej porze roku były wyjątkowo puste. Nie zupełnie, ale ciepło i promienie słońca na błoniach sprawiały, że uczniowie uciekali właśnie tam w każdej wolnej chwili między lekcjami. To jednak nie zmieniało faktu, że na korytarzach co jakiś czas stały małe grupki młodszych, czy starszych uczniów, których Severus Snape z całego serca pragnął unikać szczególnie przez ostatnie wydarzenia. Potter i jego banda na co dzień, zdaje się, nie zaspokajali swoich i tak już brutalnych zapędów, z którymi zmagał się od początku. Zaledwie trzy dni wcześniej najpierw prawie udusił się przez mydliny chłoczyścia, a potem został ośmieszony na oczach połowy szkoły. Reszta na następnej przerwie między lekcjami już wiedziała. Nie miał spokoju. Uczniowie nabijali się z niego, nauczyciele patrzyli z politowaniem, dyrektor nie reagował. Jak zwykle. Tak jakby cholerni Potter, Black, Lupin i Pettigrew byli pod jakąś specjalną osłonką. Oni byli nietykalni, nieważne jak po sprzeczce kończył sam Severus.
Zastanawiał się, czy jakby kiedyś niechcący go uśmiercili, to czy Dumbledore nie pogłaskałby ich po głowach, powiedział „tak nie wolno chłopcy", poczęstował ich tymi swoimi dropsami i zapomniał o tym, że kiedyś do szkoły chodził taki ślizgon o nazwisku Snape.
Tak więc owy wysoki, czarnowłosy ślizgon starał się iść najmniej obleganymi korytarzami, żeby uniknąć słuchania wyzwisk.
Po drodze jednak trafił na profesora OPCM' u, który widocznie chciał się zatrzymać. Severus to widział. Widział litość na twarzy i rękę, która w geście pocieszenia chciała dotknąć jego ramienia. Przyspieszył, wymijając nauczyciela, nie chcąc nawet na niego patrzeć. Zwolnił znowu i zmieszał się, kiedy na drodze ukazali się uczniowie domu lwa. Ci dogryzali mu najbardziej, mimo że niektórzy byli młodsi – nic sobie z tego nie robili. Bawili się tak samo dobrze. Od razu usłyszał „Smarkerus! Fajne gacie!", potem „Ale lepiej jak masz je na sobie!", śmiechy, znów wyzwiska, potem nawiązania do jego „bladego tyłka", znów obelgi, których dźwięk na szczęście zanikał wraz z oddalającym się Severusem.
Patrzył w podłogę starając się pohamować łzy złości, które cisnęły mu się do oczu. Nagle wpadł na kogoś. Już szykował się na kolejną porcję słów, które raniły go za każdym razem i sprawiały, że miał ochotę skoczyć z drewnianego, hogwarckiego mostu, albo wieży astronomicznej, ale podniósł głowę i zobaczył zielone, znajome oczy.
-Lily... - wykrztusił.
-Snape – Zmarszczył czoło, kiedy usłyszał oschłe przywitanie przyjaciółki, która chciała go wyminąć, ale złapał ją za ramię i zatrzymał. Popatrzyła na niego ostro.
-Lily, poczekaj. Chciałem przeprosić – Dziewczyna popatrzyła na niego i odetchnęła głęboko zakładając ręce na piersi, jakby czekając na dalszy ciąg. – Ja nie miałem tego na myśli, znaczy, to było...
-To było obrażenie mnie przy całej szkole Severusie Snape. Byłeś moim przyjacielem, a do przyjaciół, o ile mi wiadomo tak się nie mówi. Nie obraża się. Nie w taki sposób – powiedziała z wyrzutem. Chłopak stał przygarbiony patrząc na własne stopy.
-Lily, przepraszam, to przez Pottera...
-Znowu zwalasz na Jamesa – przerwała mu – Może to ty siebie nie kontrolujesz, przez ten twój pociąg do czarnej magii.
-Lily, widziałaś co mi zrobił. Ośmieszył mnie przy, jak to określiłaś, całej szkole, wcześniej prawie udusił. Jak ty byś zareagowała? – rzucił śmielej.
-Nie wyzywałabym przyjaciół.
-Co ja mam zrobić? Błagać cię na kolanach o wybaczenie? – przyklęknął – Lily, ja naprawdę nie chciałem, ja... nie wiem co się stało. Jesteś dla mnie ważna, przepraszam!
Odeszła. Popatrzyła na niego surowo i zostawiła go na środku korytarza, klęczącego. Nie powiedziała nic.
Spuścił głowę i usiadł na swoich nogach. Szkolna torba zleciała z jego ramienia.
Nie miał tu już nikogo. Hogwart ostatecznie przestał być domem.

To tylko ja // S.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz