Około południa zwlokłem się wreszcie z łóżka i poszedłem do kuchni, ale tylko dlatego, że pachniało stamtąd jedzeniem i trzymaliśmy tam tabletki na kaca.
- Co gotujesz? - kiedy już wziąłem prochy, objąłem Hoseoka w pasie i spojrzałem mu nad ramieniem do miski z jakąś sałatką.
- Próbuję upiec gęś - machnął dłonią w stronę piekarnika.
- Gęś? Gęś?
- O nie...
- Gęś, szara gęś, średniowiecze - zacząłem się kołysać na boki do rytmu, nadal obejmując go w pasie przez co utrudniałem mu krojenie warzyw. - Wszyscy wiedzą, że tę gęś ktoś upiecze. Gąsko gąsko miła, i tak trafisz na grilla...
Kucnąłem przed piekarnikiem żeby ogrzać sobie dłonie i zobaczyć jak wygląda mój obiad.
- Spotkała gęś Kacpra rzeźnika, dla tego Kacpra jej serce tyka. Och gąsko gąsko nie, to jest złe, przecież wszyscy wiedzą że Kacper cię zje! - odchyliłem się do tyłu i położyłem na podłodze tuż za nogami Hobiego. Zacząłem go smyrać palcami po piętach, aż miał mnie dosyć i położył mi stopę na twarz.
- BOŻE, FU, TERAZ MUSZĘ SIĘ WYKĄPAĆ W SPIRYTUSIE, NO DZIĘKI.
~*~
- Kici kici - kucnąłem w jakimś zaułku. Hoseok wysłał mnie po olej i pieczarki, ale nie moja wina że po drodze zobaczyłem małe kotki i się w nich zakochałem. On na pewno wiedział, że to się kiedyś tak skończy. - Kici, cześć mały włochaty gremlinie...
Malutka szara kulka wyszła spod śmietnika żeby powąchać moją rękę, a potem kieszeń. Wcale nie wziąłem ze sobą kawałka szynki żeby polować na koty, okej.
- Chcesz? - dałem mu kawałek mięsa. - Ale w zamian idziesz ze mną do domu, kici kici, no chodź.
Zawinąłem go w swój szalik, na początku próbował zeskoczyć ale dałem mu więcej szynki i chyba się dogadaliśmy. Po drodze kupiłem od jakiejś babki pieczarki, trudno, oleju nie będzie. Potuptałem szybko do domu.
- Już jestem, zobacz kogo znalazłem! - wszedłem z kotem ostrożnie do salonu, w którym siedział Hobi z laptopem.
- Co... - podniósł wzrok i spojrzał na kota.
- No bo on był taki biedny - zacząłem szybko zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. - I na pewno było mu zimno i by zamarzł, i był taki głodny, wiesz, i zobacz jaki jest uroczy, proszę niech zostanie, proszę! - usiadłem przed fotelem i przytuliłem kota zawiniętego w bluzę do piesi. Spojrzałem do góry na Hoseoka. - Umiem się nim zająć, obiecuję.
Hobi odłożył laptopa na stolik i nachylił się do mnie i kota. Podrapał go lekko za uszkiem i westchnął z uśmiechem.
- Jesteś niemożliwy.
~*~
- Kici kici - bawiłem się z kotkiem jakimś drogim krawatem Hobiego. Za mocno nim machnąłem i kiedy kot skoczył żeby go złapać, wpadł na doniczkę z palmą. Oczywiście głupie drzewo musiało się przewrócić i zwalić zdjęcie ze ściany. - Oj...
Podbiegłem do zdjęcia i wyjąłem je spod stłuczonego szkła. Ee, pf. To tylko Jin i Namjoon na Hawajach. Moja piękna twarz nadal wisiała na ścianie.
- No ale zobacz co zrobiłeś! Wygląda jakby bomba pieprzła! - krzyknąłem na kota. Ziemia z doniczki rozsypała się po całym pokoju. - Muszę ci wymyślić jakieś imię godne twojej wybuchowej osobowości. Będzie bombowe, zobaczysz - poszedłem po zmiotkę.
CZYTASZ
gwenchana : m.yg, j.hs
Fanfictiongdzie Hoseok ma bogatych rodziców i basen na dachu wieżowca, a Yoongi nie potrafi gotować, ale za to świetnie mu idzie strzelanie do gołębi z pistoletu na plastikowe kulki zawieszone, już raczej nie wrócę do tego raczka whatever you do, don't take...