/Yoongi pov/
Yoongi: hobi bobi
Yoongi: gdzie jestes kiedy cie potrzebuje
Hobson: musiałem iść na chwilę do pracy
Hobson: a co (͡° ͜ʖ ͡°)
Yoongi: nie umiem wlaczyc piekarnika
Hobson: ty go lepiej nawet nie dotykaj
Yoongi: no wiem ale ja chce zrobic zapiekanke
Yoongi: jestem glodny ( ͡° ʖ̯ ͡°)
Hobson: to ustaw grzanie tak jak jest na opakowaniu, termoobieg, nie wiem
Yoongi: jaki bieg
Yoongi: wez bo sie spoce
Hobson: ...
Yoongi: sam se poradze pa. ( ͡° ʖ̯ ͡°)
Hobson: (;▽;) zamów cos przez internet
Yoongi: nie.
To na pewno nie jest takie trudne jak się wydaje no. Pokręciłem coś tymi kurkami, żeby się zapaliło światełko, a jak piekarnik zaczął na mnie dmuchać ciepłym powietrzem to wrzuciłem do niego na ślepo zapiekankę. Nie chciałem się oparzyć, więc wylądowała jakoś krzywo, ale ważne że trafiłem. Fajnie by było wsadzić tam jeszcze pianki, zacząłem przeszukiwać mieszkanie, ale nigdzie ich nie było. Sprawdzałem nawet pod szafą i na żyrandolu, ogólnie to przez przypadek stłukłem żarówkę w łazience, bo rozrzucałem rzeczy na ślepo.
Z kuchni zaczęło dziwnie pachnieć, więc ubrałem się i szybko wyszedłem do sklepu, ale w tym obok naszego mieszkania nie było odpowiedniego kształtu pianek, tylko jakieś brzydkie świderki. Fuj, chcę prostokątne. Pojechałem jeden przystanek autobusem do innego sklepu, kupiłem te pianki, nutellę, nowy nóż i drożdże, bo były takie urocze i malutkie. Kiedy wychodziłem wpadłem na jakiegoś chłopaczka i obaj przywitaliśmy chodnik.
- Ja pierdolę - pomasowałem się po głowie.
- Cześć Yoongi - co tu robią Jin i Namjoon?
- To wasze nowe dziecko? - prychnąłem, wskazując na chłopaka z którym się zderzyłem. Nam pomógł mi wstać a Jin zaczął otrzepywać tego nieznajomego z niewidzialnego kurzu.
- Masz go nie dissować tylko dlatego że jest adoptowany - fuknął na mnie. - Szukamy mu kogoś, żeby tak nie szalał - dodał ściszonym głosem, ale jestem pewien że ciemnowłosy i tak go słyszał, bo prychnął pod nosem. - A poza tym to przyszliśmy kupić bańki, idziesz z nami?
Nie przypominam sobie żebym miał w domu coś ważnego do zrobienia, więc się zgodziłem i wlazłem za nimi do sklepu. Wzięli sobie jakieś bańki z księżniczkami na opakowaniu, ale ja jestem męski więc wybrałem takie z autkami.
- Muszę jeszcze wziąć warzywa - przypomniał sobie Jin. - Joonie, idź mi po koszyk.
Namjoon pocałował go w policzek.
- Fuuj - powiedzieliśmy jednocześnie z Jungkookiem. Jin zaczął przeglądać zieleninę, a wtedy podeszła do niego jakaś kobieta z wózkiem, pewnie jedna z jego świrniętych przyjaciółek.
- Cześć Jin! - spojrzała na jego ręce, przebierające w różnych rodzajach sałaty. - Byłeś u kosmetyczki i nic nie powiedziałeś?!
Dla mnie jego pazury były takie jak zawsze, długie i błyszczące bezbarwnym lakierem, ale co ja tam wiem.
- Dopiero co wyszedłem, nie miałem czasu - pokazał jej swoje dłonie i wdali się w rozmowę na temat pielęgnacji paznokci. Namjoon wrócił z koszykiem, i wyraźnie zazdrosny objął swojego chłopaka w pasie. Zza jego pleców rzucał kobiecie zaborcze spojrzenia, dopóki nie opowiedziała Jinowi o jakimś spotkaniu i nie umówiła się z nim na kawę i plotki, potem odeszła w stronę działu z tamponami.
Ponieważ Kook "zapomniał" portfela a Seokjin był jedynym pozostałym prawdziwym mężczyzną, pozwoliłem mu zapłacić za moje bańki. Mieliśmy iść do parku, ale parce się przypomniało że muszą coś jeszcze załatwić. Ja i tak wiem że będą się ruchać, najlepiej w krzakach. Poprosili mnie żebym odstawił Jungkooka na przystanek bo niedawno się przeprowadził z innego miasta i jest kiszonym ogórem. To drugie sam sobie dopowiedziałem, ale no.
- Sam trafię jak ci się nie chce - wzruszył ramionami kiedy pozostała dwójka i latające wokół nich bańki zniknęli nam z oczu.
- Nie chce to mi się wracać taki kawał - spojrzałem daleko do tyłu na czubek jednego z wielu wieżowców.
Niestety nie doszliśmy na przystanek, bo przypomniało mi się że po drodze jest bar w którym Jimin ma akurat wieczorną zmianę. Młody co prawda był nieletni, ale kto by to sprawdzał kiedy się zna szefa tego burdelu. Przy okazji pomachałem Kwonniemu od drzwi, żeby nie było że go zlewam i tylko korzystam. Potem podeszliśmy już do Jimina i przedstawiłem mu Kooka. W końcu Jin mu kogoś szukał, a jak się zna wszystkich nie-hetero na dzielni to trzeba korzystać. Jimin się zaczerwienił jak tylko Jungkook wszedł za mną do baru.
- Chcecie się napić? - zapytał, mierząc młodego spojrzeniem. Pewnie się skapnął że jest nieletni, ale wyjebongo.
- Ja nie mogę - jęknąłem, podpierając się na ręce. - Hoseok mnie zabije, a chcę żeby mnie dzisiaj przeleciał.
- Znowu masz chcicę, jezu - nalał mi soku, a sobie i Kookowi jakiś alkohol.
- Spierdalaj, ja przynajmniej nie jadę na ręcznym - Jimin spłonął takim rumieńcem, że aż Jungkook się zaśmiał.
- Jesteś uroczy.
- I samotny - dodałem.
Nie posiedziałem długo bo przypomniało mi się że Hobi zaraz wraca z roboty, więc poszedłem do domu, ale na wszelki wypadek zostawiłem Jungkookowi swój nowy nóż. Nikt mi nie powie że nie jestem odpowiedzialnym hyungiem.
~*~
- Co jest? - zapytałem zdziwiony, bo kiedy doszedłem pod wieżowiec rodziców Hobiego, stała tam straż pożarna i mój przestraszony chłopak, a z naszego okna wysoko w górze wylatywał dym.
- Jezu, Yoongi! - krzyknął Hoseok. Podbiegł do mnie i zamknął mnie w szczelnym uścisku. - Martwiłem się, idioto!
- Ktoś podpalił nasze mieszkanie?
Hobi uderzył się ręką w czoło.
- Smakowała ci zapiekanka, skarbie?
- A, no... Ale mam pianki - podniosłem paczkę triumfalnie. Co mnie obchodzi jakaś zapiekanka. - I poznałem Jimina z takim chłopakiem z Busan.
Hosoek westchnął.
- Muszę cię kiedyś nauczyć gotować, ale boję się że tego nie przeżyję.
CZYTASZ
gwenchana : m.yg, j.hs
Fanficgdzie Hoseok ma bogatych rodziców i basen na dachu wieżowca, a Yoongi nie potrafi gotować, ale za to świetnie mu idzie strzelanie do gołębi z pistoletu na plastikowe kulki zawieszone, już raczej nie wrócę do tego raczka whatever you do, don't take...