・7・

283 56 23
                                    

- BOŻE, TERMINATOR, ZAMKNIJ RYJ - rzuciłem poduszką w miałczącego kota.

- Nie kupiłeś mu karmy - wymruczał Hoseok z twarzą w poduszce.

- Wczoraj zeżarł prawie połowę gęsi! - walnąłem w kołdrę pięścią, ale on już zasnął. Była chyba trzecia w nocy. Mogłem dać Terminatorowi coś z lodówki, ale Hobi mówi że to niezdrowe dla takiego małego kotka.

Wstałem i nadal w piżamie poszedłem ubrać kalosze. Nałożyłem stylową czapkę z uszami i oczami kumamona i rękawiczki, normalne ciuchy są dla leszczy.

- No cicho, zaraz ci coś kupię - przytuliłem kota, który zaczął wdrapywać się po mojej nogawce jak alpinista.

Wziąłem swój pistolet na kulki, w razie gdyby mnie jakiś menel chciał zaczepiać i zabrałem Hoseokowi z portfela trochę kasy, raczej się nie obrazi. Wyszedłem szukać jakiegoś całodobowego sklepu z kocim żarciem.

- Cześć, laleczko - no jasne, czego chcesz głupi żulu? Złapałem mocniej za mój groźny pistolet i odwróciłem się do niego z miną psychopaty.

- Hej - przystawiłem mu go do głowy, a jego oczy się rozszerzyły ze zdziwienia. - GADAJ, GDZIE TU JEST JAKIŚ SKLEP Z KOCIĄ KARMĄ, A NIE MI TU LALECZKO.

- N-no... tam jes-st jeden - jąkał się jak ja podczas ostrego seksu. Pokazał mi jeden z wielu sklepów na tej ulicy.

- Super - odepchnąłbym go ale był gruby a ja nie mam tyle siły w rękach. Kiedy otworzyłem drzwi sklepu, w tej samej chwili ktoś próbował wyjść ze środka i się zderzyliśmy.

- Przepra... no niee - czemu to zawsze musi być Jungkook? - E, znaczy cześć.

- Siema - pomasował się po głowie, bo pewnie nieźle przywalił. A ja jak zwykle wylądowałem praktycznie na nim, więc nic mi nie jest. - Co tu robisz?

- Zwiedzam - podniosłem się i podałem mu wspaniałomyślnie dłoń. - Nie wiem jaką karmę kupić Terminatorkowi.

- Że komu?

- Mojemu kociakowi - zrobiłem zadowoloną minę i wszedłem do sklepu. Kook zamiast pójść sobie w swoją stronę po chwili pojawił się obok mnie.

- Nie bierz tej - odtrącił moją rękę. - To dla dorosłych i wykastrowanych.

- Co za różnica? - prychnąłem.

- Ta powinna być dobra - ściągnął mi z wysokiej półki jakąś karmę dla małych kotów. Pff, sam bym na to wpadł. Wziąłem jeszcze cienką różową obrożę bo mi się spodobała. Taka męska.

- Terminatorek to dziewczyna? - zapytał Kook, kiedy zobaczył różową wstążkę.

- TO NIE DZIEWCZYNA, TYLKO ZAKONSPIROWANA MASZYNA DESTRUKCJI.

- Aha - dlaczego każdy reaguje tak samo?

Wyszliśmy razem ze sklepu i usiedliśmy na jakiejś ławce koło parku bo nie chciało mi się od razu wracać.

- Jak tam Jimin? - zapytałem, bo skoro już zacząłem ich swatać to chcę wiedzieć na jakim są etapie. Chyba kiepskim, bo Kook jęknął pod nosem.

- Nie daje się poderwać. Nawet na kasztana nie zadziałało.

- Próbowałeś poderwać mojego przyjaciela na kasztana?! - oburzyłem się.

- Jestem zdesperowany!

Westchnąłem ciężko.

- Dzieciaku... trochę subtelności.

- Odezwał się - parskął.

- Jimin nie poleci na byle co - wstałem z ławki. Wiem co mówię, okej. Kiedyś się z nim przespałem, ale to było zanim poznałem Hoseoka i porzuciłem życie kawalerskie na rzecz wielkiej miłości. - Poradziłbym ci coś, ale muszę nakarmić kota.

- No dzięki.

- Powodzenia, jeśli okażesz się taką porażką jak jego były to cię wykarstruję.

Lubię grozić ludziom.

~*~

- Smacznego - droga do domu mnie zmęczyła, na wpół śpiący otworzyłem paczkę karmy i po prostu postawiłem ją na środku kuchni. Rzuciłem gdzieś buty i prawie na ślepo znalazłem sypialnię, wkopałem się pod kołdrę i objąłem Hoseoka rękami i nogami, żeby się zagrzać. Niedługo pewnie spadnie śnieg, a ja zapierdzielam w nocy w piżamie, jestem mądry.

- Masz lodowate ręce - usłyszałem zaspany głos Hobiego. - I stopy też, gdzie ty byłeś?

- Po karmę - przytuliłem się do niego mocniej. - Miałem się zajmować kotem.

- Nie wychodź w nocy - wymruczał niewyraźnie. Pocałował mnie w głowę i objął ramionami. Po chwili poczułem że coś wskakuje nam pod kołdrę i ciepły kot położył mi się na lodowatych stopach. Nikt mi nie powie, że posiadanie zwierzaka się nie opłaca. To lepsze niż kaloryfer.

~*~

- Cześć, Tae - wymruczałem zaspany, wchodząc do kuchni.

Chwila, co.

- Tae?!

- To ja! - chłopak siedział sobie na moim ulubionym krześle i pił kawę z kubka Hobiego.

- Nie ruszaj - miałknąłem, wziąłem inny kubek i przelałem jakoś do niego kawę. - To Hosia - przetarłem oczy, żeby mi się wzrok wyostrzył.

- Gdzie macie sól? Zrobię śniadanie - nawet nie zwrócił na mnie zbytniej uwagi.

- Nie powiem ci - prychnąłem. To wcale nie tak że Hoseok ją przede mną schował, kiedy przesoliłem mu kakao. - Zapytaj się kogoś innego.

Tak jak się spodziewałem, wstał i poszedł do łazienki w której mój chłopak brał prysznic.

- Hobi? - wlazł bez pukania do środka. - Gdzie macie... nie krzycz tak, to tylko ja... Gdzie macie sól, bo Yoongi nie chce mi powiedzieć - skarżypyta.

- Na najwyższej półce, nie patrz się tak na mnie! - wypiszczał.

Taehyung, zadowolony z odpowiedzi, wrócił do kuchni i zaczął grzebać w lodówce.

- Obaj jesteście tacy chudzi - zauważył z dezaprobatą. - Pewnie nie umiecie sobie nic gotować.

- CZY TY MNIE OBRAŻASZ?! - sięgnąłem pod jego ramieniem do lodówki i rozbiłem mu jajko na głowie.

- Yoongi! - jęknął, zezując w górę. - Teraz nie wystarczy żeby się podzielić z kotem jajecznicą!

- Nie będziesz karmił mojego kota!

- Czemu?

- Bo tylko ja mogę go tuczyć! - zamachnąłem się kolejnym jajkiem, nie będzie się wtrącał w dietę mojej kici.

- Boże, nie - do kuchni wpadł przerażony Hoseok. Pewnie się zorientował, że jestem zbyt blisko kuchenki gazowej. Miał na sobie tylko ręcznik przewiązany na biodrach, a z włosów kapała mu woda i ściekała stróżkami po całym ciele. Wyglądał jak bóg seksu, i z resztą nim był, więc co się dziwię.

- Boże, tak - oderwałem się od lodówki i podszedłem do niego, kładąc mu dłonie na klacie.

- Wypad z kuchni - powiedział do nas obu.

Fochnąłem się lekko, ale tylko lekko, i wyszedłem do salonu bo mieliśmy tam takie fajne okno na całą ścianę i widziałem wszytko i wszystkich w mieście, więc mogłem sobie wyobrażać na przykład jak budynki płoną w ogniu mojej zajebistości. Po chwili Tae przycisnął nos do szyby i zaczął udawać świnkę.

- Jesteś spizgany.

- Ja ciebie też.


gwenchana : m.yg, j.hsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz