Chwile szczęścia którymi się cieszymy, przychodzą niespodziewanie. To nie my je chwytamy, ale one chwytają nas.
Za dziesięć godzin przekonam się czy detektyw miał rację co do tego, że znalazł Mandy. Przyznam, że gdyby nie znów Monica, to nie byłoby mnie na pokładzie tego samolotu. Wróciłem swoimi mętnymi myślami do dnia w którym James wydobył ze mnie to co się stało w dniu zniknięcia Amandy...
Tydzień wcześniej...
Tuż po telefonie od Gore podniosłem się, niczym manekin ruszyłem do wyjścia. Nie interesowało mnie nawet to, że Monica nie chciała mi oddać kluczyków do auta. Po prostu szedłem przed siebie nie zważając na nic i na nikogo. W mojej głowie oprócz informacji od Gore cały czas krążyły obrazy wydarzeń, które powróciły podczas hipnozy. Nie mogłem wciąż uwierzyć, że to wszystko było prawdą, że byłem do czegoś tak okrutnego w ogóle zdolny. Owszem chciałem Mandy od siebie powoli i sukcesywnie odsuwać ale nigdy nie chciałem jej zniszczyć. A czułem coraz bardziej dosadnie, że właśnie to uczyniłem tej nieszczęsnej nocy. Nawet nie próbowałem sobie wyobrażać jak mogła się poczuć po tym, co zrobiłem i powiedziałem.
Telefon od detektywa był teraz niczym nóż w sercu, który właśnie krwawo i boleśnie się w nim obracał, przypominając na jak wielką ironię losu to zakrawało. Jak mógłbym teraz do niej pojechać? Nie mogłem, nie po tym czego się dowiedziałem. Lepiej było zostawić to wszystko tak jak jest. Może uda jej się zapomnieć o mnie i o tym co jej uczyniłem. Może zacznie wszystko od nowa, beze mnie.
Szedłem wciąż przed siebie drogą którą przyjechałem z Monicą. Nawet nie poczułem, że zaczęło mocno padać. Czułem, że niebo płacze teraz razem ze mną. Łzy teraz mieszały się z deszczem. Czułem się tak, jakbym zapadał się w jakąś otchłań, jakbym spadał i nie widział dna. Tak bardzo chciałem mimo wszystko odwrócić bieg wydarzeń. Zawrócić z tej drogi samozagłady.
Nie wiem jak długo szedłem ale nagle gdzieś za mną rozległ się dźwięk zbliżającego się samochodu. Przystanąłem, przez jedną chwilę myślałem tylko o tym by na tej pustej drodze stanąć i czekać aż ów samochód uśmierzy mój ból. Jednak dlaczego ktoś jeszcze miałby cierpieć z powodu mojej głupoty. Zaczekałem więc na poboczu. Gdy samochód był na tyle blisko, że oświetlił mnie światłami, zwolnił i zatrzymał się tuż przy mnie. Ktoś wewnątrz pochylił się na siedzeniu pasażera i otworzył drzwi.
- Wsiadaj – rzucił w moją stronę James.
Zrobiłem jak powiedział, choć wolałbym chyba zamarznąć na tej drodze.
- Dokąd? – zapytał krótko, nawet na mnie nie patrząc.
- Do Filadelfii. Tam złapię taksówkę do domu – odpowiedziałem niczym automat.
Niczego więcej nie powiedział, tylko ruszył samochodem w stronę miasta w którym mieszkaliśmy z Mandy. Na samo wspomnienie jej imienia poczułem jak nóż jeszcze bardziej boleśnie się we mnie obraca. Nieświadomie skrzywiłem się. Z moich oczu cały czas spływały coraz to nowe łzy. Nie wiedziałem, że jeszcze mam czym płakać ale najwyraźniej nadrabiałem całe życie. Po kilku godzinach jazdy, zajęło mu to dłużej niż poprzednio mnie i Mo ze względu na kiepskie warunki pogodowe, dojechaliśmy do miasta. James chyba dobrze wiedział gdzie pracuję dzięki Mo, bo zatrzymał się przed przychodnią.
- Dzięki – powiedziałem cicho.
- Jesteś pewien, że chcesz być teraz sam? – zapytał uważnie mi się przyglądając.
- Tak, to jedyne czego jestem teraz pewien. – Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi.
Tutaj wcale nie było lepiej jeśli chodzi o pogodę. Lało. Zastanawiałem się czy niebo płacze ze mną czy też nade mną? Spojrzałem w górę jakby mogło udzielić mi odpowiedzi.
CZYTASZ
Zacząć od nowa
Romansa(W trakcie korekty) Pięć lat małżeństwa. Początek taki, jak można się spodziewać - bajkowy. Jednak, dlaczego mąż nagle przestaje interesować się ukochaną żoną? Jak skruszyć lód tam, gdzie powstał lodowiec? Co się stanie z dwójką ludzi, którzy przy...