Nadzieja zawsze umiera ostatnia...
Byłem niczym sparaliżowany. Nie mogłem się ruszyć, ani wydusić choćby jednego słowa. Czułem pustkę, zarówno w głowie, jak i w sercu. Patrzyłem jak Amanda odchodzi. Nie zrobiłem jednak nawet kroku by ją powstrzymać. Widziałem jej spojrzenie gdy mówiła, że ma dość. Mimo to, nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że straciłem ją na zawsze. To nie mogła być prawda. Potrzebowałem zatem pomocy. Gdy lekko odtajałem, zadzwoniłem do jedynej osoby, która mogła mi podpowiedzieć co, do cholery, miałem teraz uczynić.
- Witaj Nicholasie - odezwał się przyjemny, kobiecy głos.
- Dzień dobry pani Flitz. Potrzebuję pomocy. Czy mógłbym wpaść do pani? - zapytałem, nie spodziewałem się jednak, że mój głos się załamie i będzie mi tak trudno wypowiedzieć każde słowo.
- Oczywiście. Czekam na ciebie, chłopcze.
Ruszyłem w stronę przeciwną do tej w którą odeszła Amanda. Miałem nadzieję, choć myślałem, że już ją straciłem. Wiedziałem jednak, że muszę walczyć o szczęście, które sam sobie odebrałem, przez własne działania.
* * *
- Mandy, nic nie rozumiem. - Po raz kolejny, Coralin próbowała ze mnie wydobyć jakieś pełne zdania ale nie potrafiłam żadnego sklecić. Podała mi kolejną chusteczkę.
Przez cały czas, mogłam tylko płakać. Zaczynała mnie boleć głowa. Coraz ciężej mi było oddychać a przez łzy praktycznie nic nie widziałam. Nawet po tej nieszczęsnej nocy nie płakałam tyle co teraz. Pieprzone hormony! To wszystko wina całego tego układu hormonalnego. To, plus mój niewyparzony język, daje właśnie użalającą się nad sobą Amandę, która nie potrafi dać drugiej szansy. Zresztą jakiej drugiej szansy? Dawałam mu już dziesiątki szans, a on i tak miał mnie gdzieś. Więc, dlaczego teraz niby miałoby być inaczej? I tak, odkąd zostawiłam Nicholasa przed restauracją, zderzały się w mojej głowie te dwa różne poglądy. Wszystkie jednak sprowadzały się do jednego, zasadniczego pytania - wybaczyć mu i dać szansę, chyba już setną, czy też odejść i w końcu spróbować ułożyć sobie życie na nowo? Siedziałam zatem, w tym pięknie umeblowanym pokoju, niczym z jakiegoś czasopisma i użalałam się nad sobą. A przecież byłam żoną najprzystojniejszego faceta jakiego znałam, w gruncie rzeczy miłego, i kiedyś czułego i uważnego. Marzenie każdej kobiety, a ja siedzę i ryczę.
- Muszę się wziąć w garść – mruknęłam, wycierając kolejne spływające łzy.
- Oczywiście, że tak! I musisz dokonać tego w miarę szybko, bo inaczej inna laska sprzątnie ci męża sprzed nosa. - Próbowała mnie pocieszyć, ale dość nieskutecznie, bo gdy sobie wyobraziłam Nicholasa, mojego Nicka, w ramionach innej kobiety, rozpłakałam się jeszcze bardziej.
- Amanda, na litość boską, weź no obudź w sobie lwicę a nie szczeniaczka! - odparła zdegustowana. Kilka razy zagestykulowała, choć nie miałam pojęcia co to oznaczało, po czym rzuciła się na miejsce obok mnie. - Wiesz co, zaczynasz mnie już męczyć. Zresztą tak, jak wszystkich naszych przyjaciół.
- Co to ma niby znaczyć? - Odwróciłam się w jej stronę, oburzona jej słowami.
- To, że wszyscy rozumiemy twój ból i to, co Nicholas ci zrobił, ale bądźmy szczerzy, kochasz go. On, mając na uwadze jego obecność tutaj, także cię kocha. Przestań więc zachowywać się jak idiotka i daj mu szanse, bo tym razem on wie że może stracić wszystko. Widać, że znosi to całe upokorzenie dla ciebie. Nie jest mu łatwo mieszkać wśród ludzi, którzy na każdym kroku przypominają mu, jak bardzo cię skrzywdził. Mimo to został i czeka na twoją decyzję, a ty mówisz mu na haju hormonalnym, żeby spadał. To tak oględnie mówiąc - zakończyła swoją prelekcję, następnie wstając i wychodząc do kuchni.
CZYTASZ
Zacząć od nowa
Storie d'amore(W trakcie korekty) Pięć lat małżeństwa. Początek taki, jak można się spodziewać - bajkowy. Jednak, dlaczego mąż nagle przestaje interesować się ukochaną żoną? Jak skruszyć lód tam, gdzie powstał lodowiec? Co się stanie z dwójką ludzi, którzy przy...