| 15 |

499 108 13
                                    

Taehyung czuł się dobrze, gdy mógł komuś pomóc. Nieważne, czy był to człowiek w płonącym domu, pies ze złamaną łapą czy też jego chłopak, którego trzeba pocieszyć po ciężkim dniu - robiąc to czuł, że tak naprawdę pomaga samemu sobie. Dlatego kiedy usłyszał jak fatalnie brzmiał Jungkook przez telefon, po pięciu minutach był gotowy do wyjścia. Naciągnął gruby sweter na t-shirt, zgarnął do torby portfel oraz telefon i popędził na przystanek.

Kiedy go poznał, oszalał na punkcie jego wyglądu. Kochał każdy centymetr jego ciała, choć szczerze mówiąc, zostało mu jeszcze sporo do odkrycia. Tak czy inaczej, Jungkook był jego zdaniem najpiękniejszym mężczyzną na tej kuli ziemskiej. Niech no tylko ktoś się z nim nie zgodzi! Teraz jednak to było coś więcej. Nie chodziło mu tylko o to, żeby się z nim całować, czy może iść do łóżka. Tak samo jak dotykać jego skóry, pragnął dotykać jego duszy, ale to nie było takie łatwe. Brunet był jak góra lodowa, skrywająca o wiele więcej, niż można dostrzec oczami czy opowiedzieć wprost. Czy kiedykolwiek nauczy się nurkować tak głęboko?

Jungkook czekał na niego w parku. Siedział na ławce, z nieobecnym wzrokiem przypatrując się jakiemuś zdjęciu, które trzymał w dłoni.
„Kookie!" zawołał blondyn, machając mu z daleka. Brunet schował zdjęcie do kieszeni i zaczął iść w jego kierunku, nonszalancko rozkopując liście ze ścieżki.
„Chyba nie poszło najlepiej, co?" zagadnął, łapiąc go za rękę. Lepiej zabierze go w jakieś ciepłe miejsce, inaczej dłonie zamarzną mu z zimna. Chłopak westchnął głęboko.
„Chciał pieniędzy ze sprzedaży naszego domu rodzinnego w Gwangmyeong. Ale nic mu nie dam, bo ten chuj twierdzi, że nie jestem jego synem."
„Jak to?"
Zawsze myślał, że to jego ojciec był dziwny, ale ojciec Jungkooka był nawet gorszy. O ile był jego ojcem.
„Zgodził się na test DNA, więc wszystko się niedługo wyjaśni."
„Domyślam się, że nie chcesz już dzisiaj o tym myśleć, co?"
„Ani sekundy dłużej, Tae. Musisz mnie dzisiaj porządnie pocieszyć."

„Usiądź tu i poczekaj," poinstruował blondyn, wskazując mu na łóżko. Jungkook posłusznie przycupnął na brzegu materaca, a wtedy chłopak zostawił go samego w sypialni. Nie miał pojęcia, co tamten wymyślił, ale dzisiaj miał już dosyć myślenia – chciał się po prostu wyłączyć. Mózg parował mu od nadmiaru nowych informacji i wrażeń, jeśli jednak Taehyung był gotowy na coś więcej, to przecież nie będzie miał nic przeciwko. Co on tam tyle robi?
„Taehyung, długo jeszcze?"
„Minuta!" odkrzyknął tamten, „zamknij oczy." Boże, co za wstydniś. Cokolwiek - zakrył oczy dłońmi. Brunet usłyszał kroki, a potem został wyprowadzony z sypialni. Teraz to już kompletnie się zgubił. „Już możesz otworzyć," zaświergotał radośnie Taehyung.

„Co to jest?"
Jungkook z konsternacją spojrzał na dziwną konstrukcję stojącą na środku salonu. Właściwie to wiedział, co to jest, nie raz bawił się tak w dzieciństwie. Domek z krzeseł, koców i poduszek stanowił najlepszą kryjówkę i fortecę, teraz jednak miał dwadzieścia pięć lat, a nie siedem. Taehyung kolejny raz go zaskoczył. Chyba, że to w tym domku chciał się z nim...? Nie, bez przesady.
„Pomyślałem, że możemy się tu ukryć i przeczekać najgorsze, co?" uśmiechnął się do niego zachęcająco, „nie budowałem tego od lat, ale chyba się nie zawali."

W środku było faktycznie całkiem przytulnie. Mnóstwo poduszek, gruby koc w kratkę i dwa parujące kubki aromatycznego kakao.
„Prawie jak wehikuł czasu," skomentował brunet, siadając między rozchylonymi nogami swojego chłopaka.
„Po prostu się odpręż," zamruczał, obejmując go rękami w pasie, „możesz zamknąć oczy i wyobrazić sobie coś przyjemnego."
„Po godzinach bawisz się w psychoterapeutę?" zachichotał. Taehyung naprawdę przejął się jego stanem. Czy temu chłopakowi aż tak na nim zależało? Nieważne, ważne że rzeczywiście się odprężał. Było mu ciepło i błogo. Blondyn delikatnie muskał ustami jego szyję, z głośników leciała przyjemna muzyka, cały stres jakby z niego uleciał. Sam nie wiedział kiedy odpłynął w sen, zapadając się w ramionach Tae.

Gdy się obudził, Taehyung drzemał, pochrapując cicho – jego ręce wciąż ściśle oplatały go w pasie. Najdelikatniej jak umiał uwolnił jedną rękę z uścisku i dopił resztkę zimnego już kakao.
„Jesteś bardzo podobny do ojca, czyż nie?" wyszeptał.

FIRE-HATER |vkook|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz