| 18 |

514 103 25
                                    

Lata świetlne temu obiecana dedykacja dla GhostsOfHope za szybkie rozkminienie :) enjoy i dziękuję, że wtedy napisałaś.

PIĘTNAŚCIE LAT WCZEŚNIEJ, PAŹDZIERNIK 2001 r.

„Kochanie, gdzie jest torba z konserwami?"
Matka Taehyunga skończyła wlewać ciepłą herbatę do termosów i teraz pakowała je do wielkiego, górskiego plecaka.
„Już spakowałem, w bagażniku!" odkrzyknął ojciec z korytarza. Wycieczka w góry z rodzicami, czy może być coś piękniejszego, gdy ma się dziesięć lat? Taehyung już od kwadransa siedział przypięty pasami w samochodzie, machał w powietrzu nogami i wręcz kipiał z podekscytowania. Wreszcie się wyszaleje!
„Pamiętaj, że jedziemy jeszcze po Hye-Sun i Yeonghwana." Rodzice w końcu uporali się z bagażami, samochód powoli wytoczył się z podjazdu.

„Daleko jeszcze?"
Taehyung uwielbiał weekendowe wypady za miasto, tylko czemu jazda musiała trwać tak długo? Tak bardzo się nudził.
„Ale z ciebie maruda, Tae," skomentował Yeonghwan, pstrykając go w nos.
„Mamo, on mnie bije!"
„Nie biję go!"
„Jak się nie uspokoicie, to nie pójdziecie z nami w góry," zagroziła matka Taehyunga.
„No dobra, przepraszam," wyburczał kolega, masując tam, gdzie wcześniej pstryknął, „marudo."

W zasadzie to cieszył się, że Yeonghwan pojechał z nimi. Może i czasem był wkurzający, zabierał mu czapkę i zaczepiał, ale przynajmniej miał się z kim ścigać na szczyt czy pograć w piłkę na trawie przed domkiem, który wynajmowali. Jego ojciec nigdy nie lubił się z nim bawić, a jeśli już, to robił to niechętnie i zawsze dawał mu wygrywać. Co to za zabawa? Mama towarzyszyła mu częściej, ale ona nie znała się na porządnych zabawach – cały czas się bała, że zrobi sobie krzywdę.

„Kolacja gotowa!"
Taehyung wykopał piłkę pod ogrodzenie i popędził do drzwi, prześcigając się z Yeonghwanem. Twarz piekła go od rześkiego, wieczornego powietrza, ale pod kurtką był cały mokry – takie uroki jesieni.
Domek składał się z małego aneksu kuchennego, łazienki oraz wielkiego salonu, będącego jednocześnie sypialnią. Fajnie było wieczorami zasypiać na podłodze w śpiworze razem ze wszystkimi - czuł się wtedy jak prawdziwy podróżnik. Leżąc w całkowitej ciemności można było usłyszeć korniki przeżerające się przez drewniane ściany oraz skrzypienie podłogi, gdy ktoś przewracał się na drugi bok.
Po całym dniu wspinaczki i zabawy Taehyung był głodny jak wilk - zjadł tyle kanapek, że aż rozbolał go brzuch, dlatego teraz sączył powoli herbatę, grzejąc ręce o kubek. Jego ojciec przysypiał powoli w swoim śpiworze w kącie pokoju, próbując resztkami sił czytać kieszonkowe wydanie jakiejś książki. Yeonghwan leżał na kolanach swojej matki – brunetka głaskała go po głowie, rozmawiając jednocześnie z jego mamą. Nie chciało mu się spać, dlatego po prostu siedział przy stole, wodząc palcem po sękach w blacie. Przez chwilę przysłuchiwał się ich rozbawionym głosom, w końcu jednak odpłynął w świat swoich własnych myśli. Co będą robić jutro? Czy pogoda się uda, a może jednak będzie padać? Jeśli to drugie, to czy ojciec pozwoli mu pograć w piłkę w salonie? Pewnie nie...
„Nie idziesz spać, synku?"
Jego matka przeniosła swój śpiwór obok ojca i wgramoliła się do środka, podczas gdy Hye-Sun ułożyła Yeonghwana obok siebie, zaraz przy stole.
„Nie chce mi się, mamo," odpowiedział.
„Nie siedź za długo."

Mijała minuta za minutą, senność jednak nie przychodziła. Taehyung odsunął cicho krzesło i postanowił przejść się po domku. Napił się wody w kuchni, zjadł kilka krakersów z plecaka, drugi raz tego wieczoru umył zęby i przy okazji zrobił siku. Był jedynym, który jeszcze nie spał, czy to nie ekscytujące? Prawie jak dorośli! Za oknem było całkowicie ciemno i trochę strasznie, dlatego odsłonił zasłony tylko na krótką chwilę, żeby zabrać z parapetu wielką, woskową świecę. Jak dobrze, że ojciec nauczył go odpalać zapałki! Zadowolony z siebie wrócił do salonu, uważając, by wosk nie kapnął na podłogę i po drodze zgasił światło łokciem. Postawił świeczkę na stole.
Pokój wyglądał niesamowicie – jak jakaś pradawna gospoda z opowieści jego dziadków. Dalej nie chce mi się spać, pomyślał, kładąc się w śpiworze. Za chwilę zgasi świeczkę, jeszcze tylko chwilę sobie popatrzy. Ogień był piękny, ciepły i oślepiająco jasny. Jak to możliwe, że taki malutki punkt rozświetla cały salon? Nie miał pojęcia, ale wtedy było to dla niego prawdziwie fascynujące – żył w końcu tylko dziesięć lat. Był tylko małym chłopcem, który zasnął zbyt szybko.

Światło szpitalnych reflektorów było zimne. Taehyung czuł się dziwnie – nieznane dotąd uczucie, ciężkie, smoliście lepkie, z każdą kolejną myślą rozlewało się coraz dalej, do każdej wolnej przestrzeni w jego ciele. Nie. To niemożliwe. Można jeszcze wszystko cofnąć, prawda? Ten ogień, ten dym i ten krzyk. Wstał z łóżka i wyszedł na korytarz. Jego matka siedziała na plastikowym krześle, ale wyglądała tak, jakby wcale jej tam nie było i od tamtego dnia wyglądała tak już zawsze. Zawsze po części jej brakowało.
„Mamo? Dlaczego nie wracamy do domu?"

Yeonghwan nie przyszedł na pogrzeb swojej matki i w tym też dniu Taehyung ostatni raz usłyszał jego imię z ust rodziców.
„Może powinniśmy go zaadoptować?" zasugerowała jego matka, kiedy wracali autem z uroczystości.
„Ma przecież ojca," odparł szorstko jego ojciec.

Życie toczyło się normalnie. On chodził do szkoły, jego rodzice do pracy. We dnie pilnie się uczył, nocami budził się z krzykiem. Raz w tygodniu mama zabierała go do pani psycholog, która podobno miała mu pomóc i pewnie po części pomogła – tylko z nią mógł o tym porozmawiać.

Mam na imię Taehyung. Mam dziesięć lat i jestem mordercą.

Ogień był taki jasny, ponieważ zabrał wszystkie uśmiechy jego matki. Był taki gorący, ponieważ odebrał mu całe ciepło. Mimo wszystko wciąż pozostawał piękny – dlatego go znienawidził.

FIRE-HATER |vkook|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz