| 24 |

500 99 16
                                    

„Yoongi: dlaczego nie przyszedłeś wczoraj na terapię? Dostarczono: dwa dni temu o 9:40"
„Yoongi: nie możesz przerywać zajęć, bo wszystko pójdzie na marne, zaufaj mi. Dostarczono: wczoraj o 18:11"
„Yoongi: Jimin proszę, obraziłeś się? Odpisz cokolwiek. Dostarczono: dzisiaj o 2:47"
„Yoongi: Dlaczego odrzucasz moje połączenia? Przynajmniej wiem, że żyjesz. Dostarczono: trzy minuty temu o 17:45"

„Nie wytrzymam, nie wytrzymam, nie wytrzymam."
Rudzielec schował telefon do kieszeni, wyjął go i z powrotem schował. Nie może się tak dalej zachowywać. Nie dość, że to dziecinne, to jeszcze kiepsko świadczy o jego dobrym wychowaniu. Powinien wyjaśnić to z Yoongim w cztery oczy, zamiast zamiatać problem pod dywan. Telefon znowu zaczął dzwonić. Jimin wziął głęboki oddech - wcisnął zieloną słuchawkę.
„Przepraszam, jestem trochę chory," skłamał. Dla większej wiarygodności odsunął komórkę od ucha i kaszlnął w rękaw kilka razy. „Lepiej, żebym przez jakiś czas nie przychodził, bo cię zarażę."
Rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.
„Zajmij się innymi klientami, głupi debilu."
Jimin wyciągnął baterię z telefonu i cisnął go na łóżko. I to by było na tyle z jego radzeniem sobie z problemami.

Trochę było mu głupio, trochę przykro. Na zewnątrz już dawno było ciemno – nie to, by miał ochotę wychodzić w taką pogodę i w takim nastroju. Zmarnował cały wolny dzień na użalanie się nad sobą. Czy kiedyś w końcu ułoży sobie życie? Odgrzał resztki lasagne w mikrofalówce, ale nie był szczególnie głodny – zjadł kilka kęsów, a resztę wyrzucił do kosza. Może powinien zadzwonić po Hoseoka? Chuj z całą terapią, skoro jego terapeuta sam był wstrętnym ruchaczem. Wsadził baterię z powrotem do telefonu i ignorując falę nieodebranych połączeń, wybrał numer kumpla.

„Cześć Hoseok, co dzisiaj robisz?"; "Też się nudzę, nie wpadłbyś do mnie?"; „Czekam, pa." Skoro Yoongi mógł zabawiać się na boku, on też mógł, a co!

Hoseok był dobrym kochankiem. Może i Jimin nie czuł w brzuchu takich motylków, jak z Yoongim, ale wciąż było mu przyjemnie, kiedy go dotykał. Oczywiście oboje dobrze wiedzieli, że jest to układ bez zobowiązań – szatyn zdawał sobie sprawę, z jakiego powodu jego kolega potrzebował dzisiaj jego obecności, a rudzielec nie zdziwiłby się, gdyby ten przyszedł do niego ze śladami innych ust na szyi.
„Nie pochwalam zdrady, Jimin, ale skoro mówisz, że nie jesteście razem..."
Hoseok cisnął podkoszulek w kąt i posadził sobie Jimina na kolanach. Czerwonowłosy wpił się w jego wargi, ręką majstrując już przy jego rozporku. I wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
„Zamawiałeś pizzę?"
Jimin pokręcił głową i podciągnąwszy spodnie, podszedł do drzwi – zajrzał szybko przez wizjer. Kurwa mać. Skąd Yoongi znał jego adres? Myśl Jimin, myśl chociaż raz.
„Musisz się gdzieś schować, Yoongi przyszedł," wyszeptał, kręcąc się w szale po pokoju. Wcisnął szatynowi ubrania, które ten tyle co z siebie zrzucił. Ma jakąś minutę, żeby przeobrazić się w chorego na grypę. Wciągnął na siebie piżamę, na to narzucił szlafrok. Jeszcze tylko zmierzwi trochę włosy i gotowe. Wyglądam, jakbym tyle co wyszedł z łóżka, pomyślał zadowolony i podbiegł do drzwi.

„Naprawdę jesteś chory," powiedział zdziwiony Yoongi. Chory na wory – Jimin kaszlnął kilka razy pod nosem.
„Skąd masz mój adres?"
„Sam go wpisałeś w kwestionariusz pacjenta." No tak, teraz pamiętał. „Pomyślałem, że może czegoś potrzebujesz... mogę ci zrobić zakupy, ugotować obiad..." Yoongi podrapał się w głowę, zakłopotany.
„Wejdź," wpuścił go w końcu do środka.

„Nie musisz się o mnie martwić, jestem tylko twoim pacjentem," powiedział Jimin bez wyrazu, kiedy usiedli już na kanapie w salonie. Przeskanował szybko wzrokiem pokój, ale nigdzie na szczęście nie było śladów obecności Hoseoka. Strach pomyśleć co by było, gdyby Yoongi przyszedł kwadrans później i usłyszał, jak pojękuje jego imię... Zrobiło mu się gorąco.
„Nie przyszedłem dzisiaj jako twój terapeuta," zielonowłosy odgarnął mu grzywkę z czoła, „chciałem spędzić z tobą trochę czasu." Powinien mu uwierzyć? Spojrzał w czarne oczy chłopaka – wciąż miał tak samo rozanielone spojrzenie jak wtedy, gdy z jego powodu podpalał stodoły.
„Naprawdę?"
„Myślisz, że chciałoby mi się jechać przez pół miasta w taką śnieżycę, gdyby było inaczej? Jestem bardziej leniwy od mojego kota," uśmiechnął się szeroko. Hoseok prychnął z wnętrza szafy, ale Yoongi chyba nie zwrócił na to uwagi. Boże, pomóż.
„Pomyślałem, że może nudzisz się sam w domu, więc coś ci przyniosłem" - wyciągnął z plecaka małe pudełko - „jak chcesz, to możemy wspólnie poukładać i sobie pogadać."

Hoseok najdelikatniej jak potrafił poprawił się w szafie, odgarniając wiszące koszule od twarzy. Usiadł w pośpiechu na jakimś pudle i teraz coś gniotło go w tyłek – miał nadzieję, że nic nagle pod nim nie pęknie. Z początku Jimin był trochę spięty, teraz jednak chyba całkowicie zapomniał o jego obecności – z pokoju dochodziły głosy luźnych rozmów, perlisty śmiech rudzielca oraz koślawe flirty jego terapeuty.
„Chyba już wyzdrowiałeś," rzucił w końcu zielonowłosy. No właśnie, możesz już iść do domu, pomyślał szatyn. Jeśli tamten posiedzi tu jeszcze trochę, będzie musiał zsikać się w tej nieszczęsnej szafie.
„No, chyba mnie uzdrowiłeś," zamruczał Jimin. Przez chwilę w pokoju było cicho – dopiero kiedy kanapa zaskrzypiała lekko, Hoseok zaczynał rozumieć, co właśnie się działo. Halo, ja tu jestem! Przyjaciel chyba nie usłyszał jego mentalnego wołania, bo zamiast odpowiedzi, usłyszał tylko serię cichych westchnień. Ten dureń naprawdę zapomniał, że ukrywa kochanka w szafie.
„Tęskniłeś za mną, Jimin?" spytał nieco władczo Yoongi, kanapa zaskrzypiała w harmonii z jękiem jego przyjaciela - „Tak... och, Yoongi."
„Nieładnie przerywać terapię, wiesz o tym?"
„Wiem, och! prze-przepraszam Yoongi." Kolejne skrzypnięcia, kolejne urywane jęki, dźwięk skóry uderzającej o skórę. Dobry Boże – oni się tam zabawiają, a on siedzi zamknięty z pełnym pęcherzem. Pozwoliliby się chociaż dołączyć! Albo przynajmniej popatrzeć...

Kiedy Jimin w końcu został sam, Hoseok wypadł z szafy, od razu kuśtykając do łazienki. Nie dość, że cisnął go pęcherz, to jeszcze wszystko go bolało od siedzenia w pozycji niemal embrionalnej przez jakieś trzy godziny.
„Boże, Hoseok, zapomniałem o tobie" - rudzielec był blady jak ściana i wciąż nieziemsko poczochrany. „Hoseok, przepraszam cię, na prawdę-"
„Spokojnie, nic się nie stało. To było nawet ciekawe," zaśmiał się, „nigdy bym nie powiedział, że z tego chłopaka taki ogier."
Jimin schował twarz w dłoniach, zwijając się z zażenowania. Oj, ale będzie miał teraz materiał do niewinnych żarcików!

A/n: wszelkie podobieństwa do postaci prawdziwych i fikcyjnych całkowicie przypadkowe XD

FIRE-HATER |vkook|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz