| 21 |

547 99 33
                                    

a/n: połowa za nami, yay ^^ pozdro dla tych, którzy dotrwali do tego momentu i mam nadzieję, że zostaniecie do końca :D

„Naprawdę było dobrze!"
Taehyung objął ramieniem swojego chłopaka, kiedy opuścili już budynek galerii sztuki. Od trzech dni jedynym tematem ich rozmów było zbliżające się otwarcie nowej wystawy Jungkooka i to, jak bardzo się tym stresuje. Czy poprawią to okropne oświetlenie? Czy naprawdę musi opowiadać o każdym z tych obrazów z osobna? I czy ktokolwiek przyjdzie? Teraz, kiedy było już po wszystkim, oboje mogli odetchnąć z ulgą.
„Zrobiłem ci mnóstwo zdjęć i nagrałem twoje przemówienie," uśmiechnął się promiennie, wskazując na aparat dyndający mu na szyi.
„Dziękuję," odparł brunet.
„Nie ma za co, lubię robić zdjęcia."
„Nie nie, nie za to. Znaczy za to też, ale... za to, że tak mnie wspierałeś przez cały ten czas." Taehyung obrócił się i zostawił na lodowatym policzku Jungkooka całusa. Na zewnątrz było zimno jak w chłodni, do tego okropnie wiało. On sobie jakoś z tym radził, nigdy nie narzekał na problemy z krążeniem, ale jego chłopak to osobna historia – zawsze miał zimne dłonie, stopy, generalnie wszystko. Dlatego właśnie potrzebował jego. Uwielbiał być jego osobistym małym kaloryferkiem.
„Mam ochotę na gorącą czekoladę," stwierdził nagle, ciągnąc bruneta do jednej z mijanych kawiarni.

Wnętrze było ciepłe i przytulne, ale przede wszystkim niezatłoczone. Przy jednym stoliku dyskretnie obściskiwała się jakaś młoda parka, po drugiej stronie koło okna samotny mężczyzna pracował na laptopie, sącząc kawę. Nikt nie zagłuszał jazzowej muzyki płynącej z głośników ani nie zaglądał mu przez ramię, co już wystarczyło, by polubił to miejsce. Podszedł do lady i zamówił dwie największe czekolady jakie mieli w menu, podczas gdy Jungkook wybrał stolik.

Miło było patrzeć na uśmiechniętego, pogodnego Jungkooka. Od dnia, kiedy Taehyung dostał od niego kaktusa, wydawał się jakby ciut odmieniony, choć blondyn nie potrafił wskazać, na czym dokładnie polegała różnica. Może chodziło po prostu o seks? Nie rozmyślał nad tym zbyt mocno – w gruncie rzeczy jego chłopak wciąż był taki sam: wciąż się trochę rządził, nazywał go „panem aspirantem" i przenikliwie patrzył. No i wciąż był niewyobrażalnie seksowny.

Blondyn oblizał wargi z resztek gęstego napoju, po czym wyciągnął z torby małą papierową torebkę. „To dla ciebie" - wręczył mu pakunek.
„Ale ja nie mam dziś urodzin."
„Oj Kookie... dzisiaj Mikołajki."
Brunet wydał z siebie ciche „och" i nałożył na dłonie grube, puchate rękawiczki znajdujące się w środku.
„Cieplutkie, dziękuję" - skomentował, uśmiechając się równie ciepło. „Przepraszam, że nic dla ciebie nie mam, ale od lat nie świętowałem Mikołajek. Nie miałem z kim."
„Przestań, to był tylko pretekst – zawsze masz takie zimne ręce."
„Mam za to ciepłe co innego," brunet posłał mu konspiracyjne spojrzenie, na które Taehyung oblał się rumieńcem.
„Jungkook!"
„Miałem na myśli serce, nie wiem co ty tam sobie wyobrażasz," wzruszył ramionami.

Ostatecznie jednak i tak wylądowali w łóżku – Jungkook uparł się, że musi odwdzięczyć się za rękawiczki, a on byłby głupi, gdyby się na to nie zgodził. Lubił to robić w mieszkaniu bruneta – w jego wielkim miękkim łóżku naprzeciwko lustra albo na kanapie - uczucie, kiedy odchylał do tyłu głowę podczas orgazmu i widział to gigantyczne, prawie puste akwarium, było nie do opisania. Poza tym mieszkanie Jungkooka miało świetną akustykę – przez to, że prawie nie było tam mebli, każdy dźwięk niemal odbijał się echem. Miał tylko nadzieję, że sąsiedzi chłopaka byli głuchymi emerytami, ponieważ lubił sobie pokrzyczeć.

Jungkook zgasił światło i wślizgnął się pod kołdrę, przykładając mu zimne stopy do łydek.
„Ach, nie możesz spać w skarpetkach?" jęknął blondyn.
„Nie, marudo – nie lubię skarpetek."
Dlaczego ludzie od małego nazywali go marudą, podczas gdy on tylko walczył o swoje prawa? Najpierw Yeonghwan, potem nauczycielki w gimnazjum, a teraz jego własny chłopak - ale jemu może to wybaczyć, w drodze wyjątku.
„Niech będzie," westchnął, wtulając twarz w jego szyję. Rano będzie musiał wstać jeszcze wcześniej niż zwykle - dotarcie do straży z Seongdong-Gu zajmie mu jakieś czterdzieści minut. Chyba, że... „wybierasz się może gdzieś rano?"
„Pewnie chcesz, żeby cię podwieźć do pracy, co?"
Brunet wyciągnął rękę spod kołdry, aby poczochrać go po włosach.
„Mhm."
„Masz szczęście, jadę z rana odebrać wyniki testu DNA," odparł spokojnie, gładząc jeden z kosmyków Taehyunga owinięty wokół jego palca.
„Nie denerwujesz się?"
„Niby czym? Po pierwsze, lata mi koło nosa kto jest moim ojcem. Nigdy go nie miałem i żaden test tego nie zmieni. Po drugie, on jest do mnie podobny. Tak samo się uśmiecha, tak samo marszczy nos. Nie dostanie pieniędzy, niech się jebie." Jungkook prychnął pod nosem – wyglądało na to, że w całej tej sytuacji naprawdę najbardziej obchodziły go pieniądze. Ale czy mógł się mu dziwić?
„W takim razie chciałbym go zobaczyć - chcę wiedzieć, jak się zestarzejesz."
„Oczy mam po mamie."
„Opowiesz mi o niej?"
„Chodź już spać, bo zaśpimy," cmoknął go w czoło na dobranoc. Taehyung nakrył się kołdrą aż po uszy i niemal natychmiast zasnął.

FIRE-HATER |vkook|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz