Rozdział 10

247 28 8
                                    

-Kiniu wstawaj - moja siostra zaczęła mnie budzić zadziwiająco delikatnie jak na nią.

W odpowiedzi jęknęłam cicho i rozchyliłam powieki, tylko po to by zaraz znowu je zamknąć z sykiem.

-Zgaś światło - mój głos brzmiał nienaturalnie. Miałam potworną chrype i ból głowy.

-Co ci jest? Brzmisz jak chłopak! - pisnęła Ania.

Przetoczyłam się na brzuch, podparłam na łokciach i ponowiłam próbę otwarcia oczu. Tym razem mi się udało, ale dopiero teraz zorientowałam się, że moje łóżko i ja jesteśmy zlani zimnym potem.
Ania wybiegła z pokoju, a po chwili wkroczyła do niego mama. Bez słowa podeszła do mnie i przyłożyła mi do czoła dłoń, która wydawała mi się strasznie zimna. Po kilku sekundach oderwała ode mnie rękę i cmoknęła z dezaprobatą.

-Przyniosę ci termometr.

Jęknęłam cicho opadając na poduszkę. Poczułam dreszcze przechodzące przez całe moje ciało wzdłuż kręgosłupa.

-Ja pierdole - przyklnęłam pod nosem. Choroba to ostatnie na co miałam ochotę.

Nie chętnie i z trudem wstałam. Wszystkie mięśnie boleśnie dawały o sobie znać. Podeszłam do szafy i wyjęłam świeżą bieliznę i top.

-Gdzie ty się wybierasz?! - krzyknęła moja mama.

-Pod prysznic. Jestem cała spocona. - wyjaśniłam, mrucząc niewyraźnie.

-Aaa... no dobrze. Fakt. Myślałam, że wybierasz się do szkoły. - wytłumaczyła się szybko - Skarbie musisz zostać sama. Ja i tata nie możemy zostać w domu. - powiedziała przepraszająco.

-Mamo spokojnie. Połóż mi leki na stoliku nocnym, daj znać jak je zażywać, a z resztą już sobie poradzę. - uśmiechnęłam się blado, wchodząc do łazienki.

Było w niej dość duże okno dachowe, przez które wpadało światło słoneczne. Zwykle mi to nie przeszkadzało. Wręcz się z tego cieszyłam, bo lubiłam skąpane w słońcu pomieszczenia. Były po prostu... weselsze. Ale teraz się z tego nie cieszyłam. Słońce odbijało się od płytek w kolorze ecru i błękitu, co boleśnie raziło mnie w oczy. Szybko zdjęłam piżamę i wrzuciłam ją do kosza na pranie, zamknęłam go i na wierzchu położyłam świeże ubranie.
Próbowałam ustawić prysznic na odpowiednią dla mnie temperaturę, ale przy gorączce i jednoczesnych dreszczach nie było to łatwe. W końcu się poddałam i weszłam pod za ciepłą (jak dla chorej mnie) wodę. Nie myłam włosów. Obmyłam tylko ciało kwiatowym żelem do ciała i szybko wyszłam. Wytarłam się w puchaty, biały ręcznik i założyłam piżamę.

Wróciłam do pokoju, gdzie czekała na mnie miła niespodzianka. Łóżko było posłane w świeżą pościel, a na stoliku na którym zwykle leży tylko mój budzik i telefon, czekały leki, szklanka wody, kartka od mamy, termometr, zimny kompres i herbata.

'Jednak mama mnie kocha' - pomyślałam z uśmiechem.

Wpełzłam pod kołdrę i wsadziłam termometr pod pachę. Po jakiś 5 minutach w końcu zaczął piszczeć. 38,9. No ładnie... Chwyciłam w palce kartkę od mamy.

Bierz jedną tabletkę co 8 godzin.

Postaram się wrócić szybko.

Trzymaj się skarbie.

Czyli mam cały dzień dla siebie... I choroby. O 8.00 zięłam jedną tabletkę antybiotyku, jedną osłony i łyknęłam je naraz, popijając wodą. Nie wiem czy ktokolwiek jest na tyle popaprany by bez problemu brać ten jebany Duomox, ale ja prawie puściłam pawia (zresztą jak zwykle).

Break your halo || Andy BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz