Dwudziesty trzeci grudnia otoczony czerwonym kółeczkiem w kalendarzu, wiszącym na kuchennej ścianie zbliżał się nieubłaganie szybko. Odbite kolorowe neony i świąteczne wyprzedaże na szklanych witrynach sklepowych towarzyszyły mi, podczas gdy ja nadal zastanawiałem się nad odpowiednim kupnem prezentu dla bliskiej osoby. Stąpałem dosyć wolno jak na normalny chód i z zaciekawieniem oraz zbędną irytacją, rozglądałem się wokół, by dojrzeć cokolwiek wśród zaludnionego pasażu jednego z pobliskich centrów handlowych.
Będąc zupełnie sam i nie wiedząc co ze sobą zrobić, natknąłem się na pewien pusty pawilon. Bez zastanowienia wszedłem do środka i zacząłem się niepewnie rozglądać. Pomieszczenie wypełnione było wonią starego papieru, a sama panująca tam atmosfera instynktownie skłaniała do uśmiechu i oblewała człowieka falą ciepłego dreszczu. Na samym początku znad lady wychyliła się starsza kobieta. Mimowolnie posłała mi pokrzepiający uśmiech i z powrotem wróciła do poprzednich czynności.
Pierzchliwie zabrałem się do przeglądania losowej półki z wypełnionymi po brzegi zdezelowanymi książkami fantasy. Dobrze wiedziałem, że Calum nie interesuje się tym gatunkiem literackim, więc postanowiłem obejść regał i spokojnie udać do kolejnego.
- Szukasz czegoś konkretnego? - do moich uszu doszedł lekko zachrypnięty głos tej samej kobiety, która kilka minut temu mnie przywitała. Będąc wyrwanym z kontekstu, najzwyczajniej zapomniałem odpowiedzieć na pytanie ekspedientki.
Ta jednak zaśmiała się pod nosem, po czym zaprowadziła mnie na sam koniec księgarni, w którym znajdowała się stara meblościanka obfitująca w cieniutkie wydania tomików poezji miłosnej. Podała mi jedną z nich, abym mógł ją obejrzeć i dokonać wyboru.
- To co obecnie trzymasz w dłoniach, to zbiór najpiękniejszych i nieodkrytych wierszy przeróżnych autorów. Wiem z własnego doświadczenia, że kobiecie kochającej wiersze tak samo jak ja, na pewno skradniesz serce tym starodrukiem. - mówiła z ogromną fascynacją a radość jaka buzowała w staruszce tylko nakręcała ją do dalszego opisywania książki.
Nic nie mówiąc oboje przystanęliśmy na chwilę krok dalej, bym mógł do końca przejechać wszystko pochopnym wzrokiem. Pokiwałem twierdząco głową i zgodziłem się zapłacić za tomik.
- Ile jestem winien? - spytałem otwierając portfel, jednocześnie czekając na podanie kwoty.
- Daję Ci ją za darmo, nie chcę pieniędzy. - powiedziała wesoło i podała mi białą reklamówkę z logiem sklepu.
- Nie przyjmę tego. - pokręciłem zrezygnowany głową, kładąc na ladzie 20 dolarów. Starsza pani westchnęła głośno i nieskwapliwie wzięła sterczącą sumę. - Pogodnych i wspaniałych świąt!
Rzuciłem na odchodne i z wymalowanym szczęściem na twarzy wyszedłem z pawilonu. Niemal od razu uderzył we mnie nieprzyjemny chłód, który uprzedził mnie bym jednak zapiął swój obecnie rozpięty płaszcz. Gdy już wyszedłem z piramidalnego domu handlowego, na parkingu odszukałem swój samochód, po czym wsiadłem do niego z zamiarem udania się do rodzinnej kamienicy.
Mieszkałem tam odkąd zacząłem rozumieć świat i interesować się wszystkim co tylko otaczało moją małą osobę. Jako dziecko nie lubiłem swojego skromnego i staroświeckiego mieszkania. Według mnie było ono monotonne i ponure. Jedynie w okresie Bożego Narodzenia w całym domostwie kipiało zapachem pieczonego ciasta, gotowanymi potrawami wigilijnymi a oprócz tego w każdym pokoju widniały różne ozdoby i kolorowe światełka, które jeszcze bardziej nadawały nastrój radości oraz miłości. Teraz moje zdanie zmieniło się o 180 stopni. Kocham codziennie wracać z uczelni do przestarzałej kamienicy i spędzać czas z bliskimi, mając świadomość, że w żaden sposób nie marnuje swojego czasu. Należy korzystać z takich chwil, ponieważ nigdy nie wiesz kiedy same odejdą w niepamięć.
- Cześć mamo! Witaj dziadku! - krzyknąłem w holu mieszkania, natychmiast zdejmując buty i owinięty wokół szyi szalik. Odwiesiłem swobodnie mokrą od śniegu kurtkę i poczłapałem do jadalni, w której rodzina zajadała się świeżo ugotowanym obiadem. Przytuliłem rodzicielkę w pasie i pocałowałem ją w policzek, by następnie kulturalnie przywitać się z resztą członków rodziny. Zanim jednak przystąpiłem do wspólnego posiłku, na ramiona wskoczyła moja młodsza siostrzenica, która wręcz uwielbiała spędzać czas z bratem swojej mamusi.
Laurence, ponieważ tak ma na imię moja starsza siostra, wyprowadziła się od nas dosyć szybko. Równie błyskawicznie założyła własną rodzinę, co okazało się bardzo niekorzystne dla jej pracy. Laura codziennie przed świtem wyjeżdża z miasta i udaje się do pobliskiego Salt Lake City, a z Denver to prawie 8 godzin jazdy. Dla siostry najwyraźniej nie ma to żadnego znaczenia, ponieważ jeszcze nigdy głęboko nie zastanawiała się na przeprowadzką do innego miasta, albo choćby zmianą pracy. Dlatego też Amber bardzo często spędza z nami czas, a jej ojciec odbiera ją wieczorami, by mogła normalnie zasnąć we własnym domu.
Mocno opatuliłem blondynkę rękoma i zakręciłem wokół własnej osi. Jej śmiech i delikatne piski sprawiały, że zatrzymałem się i odstawiłem dziewczynkę z powrotem na ziemię. Podszedłem do wolnego miejsca, przy którym stał pełny talerz gorącej zupy i powoli zacząłem jeść.
- Pamiętasz o jutrzejszym wyjeździe Ashton? - zapytała Ann, patrząc w moją stronę, po czym włożyła do buzi kolejną łyżkę clam chowder.
- Tak mamo, pamiętam. - pokiwałem twierdząco głową, sięgając po krakersa żeby urozmaicić sobie potrawę.
- Jesteście spakowani, Harry? - zmroziła wzrokiem młodszego brata, gdy ten zaprzeczył. - Masz mało czasu, lepiej bierz się już teraz.
- Wiem, zejdź ze mnie. Ciągle się o coś czepiasz. - wstał gwałtownie od stołu i bez podziękowania poszedł do swojego pokoju. Ann westchnęła głośno na niefortunny ruch swojego syna i odłożyła talerz na środek stołu. Zaraz zebrałem resztę brudnych naczyń oraz sztućców i zaniosłem do zlewu.
- Nie przejmuj się, z wiekiem to minie. - wtrącił dziadek, zawsze dumnie biorąc stronę młodego Irwina.
- Laura i Ash wcale tacy nie byli. - chwyciła się za głowę, opierając łokcie na beżowej podkładce. Posmutniałem na ten widok, co wcale nie oznacza że zabrałem głos. To prawda, nie zachowywałem się jak rozwydrzony dzieciak, jednak postanowiłem nie wchodzić w narastający konflikt i dalej zacięcie zmywać naczynia.
- Każdy przechodzi to na swój sposób. - uśmiechnął się starszy mężczyzna, poklepując swoją córkę po plecach i oddalił się do własnego pokoju, dziękując po drodze za smaczny obiad.
- Dziadek ma rację, każdy z nas przez to przebrnął. Musisz być twarda, zawsze masz nas. - przytuliłem rozdygotaną mamę i zostawiając ją samą wziąłem Amber do swojego pokoju.
Gdy już się w nim znajdowaliśmy, z malutkiej szuflady wyjąłem pachnącą torebeczkę i położyłem ją na łóżku obok świeżo zakupionej książki. Oczywiście, że mój ruch nie umknął sokolemu wzrokowi jasnowłosej.
- Co tam masz? - spytała, siadając tuż obok patrząc na otwierany przeze mnie papier świąteczny.
- Ulubioną herbatę Caluma i książkę. - odpowiedziałem dumny z prezentu dla chłopaka, który był dla mnie całym światem.
- To Twój chłopak? - zakrztusiłem się własną śliną przez wypowiedziane słowa Am. Pokręciłem przecząco głową, odpowiadając zgodnie z prawdą. Nigdy nie myślałem o tym, jak mógłby przebiegać nasz wspólny związek. Nie mogę czegoś takiego planować, ponieważ sam nie wiem czy on odwzajemnia moje uczucia względem niego. - To dlaczego robisz jemu prezent?
- A jeśli kochałabyś kogoś całym sercem, też chciałabyś sprawić temu komuś przyjemność? - zaprzestałem obwijać herbatę papierem świątecznym i spojrzałem w stronę uśmiechniętej Amber.
- No jasne! Kochasz go? - objęła moją prawą rękę, wtulając się w rękaw czarnej koszuli.
- Można by tak powiedzieć. Tylko on chyba jest zainteresowany kimś zupełnie innym. - popatrzyłem na zapakowany podarunek. Teraz nie jestem pewien, czy to co kupiłem okazało się być dobrym pomysłem.
- Jak można nie kochać tak wspaniałego wujka jak Ty? - wytrzeszczyła oczy, otwierając przy tym buzie. Zaśmiałem się na zdziwienie dziewczynki i zamknąłem ją w szczelnym uścisku.
Nie odpowiadając nic, poszedłem do ubikacji, by odreagować kumulujący się we mnie płacz.
CZYTASZ
christmas lights || cashton ✅
Fanfictiongdzie Ashton co roku jedzie na święta do rodziny Hoodów © 2016 lovelywildash