Polecam obejrzeć sobie teledysk do piosenki wyżej, jest po prostu piękny.
Od wczesnego rana cały dom już wrzał świątecznymi przygotowaniami, jednak ja jak to miałem w zwyczaju spałem jak najdłużej, chcąc uniknąć porannych zbędnych kłótni. Całe zamieszanie i głośne rozmowy zmusiły mnie, bym wstał i jak najszybciej sprawdził czy aby na pewno nic nie wymsknęło się spod kontroli. Ociężałym krokiem dotarłem do długiego korytarza, w którym znajdowały się wszystkie walizki oraz potrzebne kartony. Co roku, niezmiennie wygląda to jak przeprowadzka z jednego miejsca do drugiego. Faktycznie wszystkich bagaży jest naprawdę sporo a sama nasza droga wynosi nie mniej jak dobre 1200 mil. Dla uściślenia jest to około 17 godzin jazdy. Cały dzień i kawałek wieczoru. Dlatego też wyjeżdżamy dokładny dzień przed kolacją wigilijną, żeby nie zasypiać przy stole i w miarę być obecnym przy pierwszej gwiazdce, zwiastującej narodziny małego dzieciątka.
- Wstałeś, w końcu! Może byś nam pomógł a nie się patrzysz na mnie jak na idiotę. - zgromił mnie wzrokiem młodszy brat, niosąc w dłoniach prawdopodobnie ostatni karton. Faktycznie długo stałem w miejscu, patrząc w jeden i ten sam punkt. Pokiwałem speszony głową i pomogłem Harry'emu biorąc od niego ciężkie pudło. Zaniosłem je wprost pod drzwi, gdzie znajdowało się ostatnie wolne miejsce.
- Pamiętaj Ashy o tym, żebyś zatankował samochód! - do moich uszu dobiegł troskliwy głos kobiety, na który mimowolnie się uśmiechnąłem. Pokiwałem twierdząco głową i oparłem się o kuchenny blat tylko po to, aby zalać sobie fusy jagody goji wrzątkiem z czajnika. Usiadłem wygodnie na lekko zniszczoną kanapę i upiłem łyka gorącego napoju. Szybko jednak musiałem odłożyć kubek z herbatą, by obydwoma rękoma zacząć pieścić najukochańszego zwierzaka na całym świecie. Teodora szybko wskoczyła na moje kolana i wydała z siebie cichy pomruk zadowolenia, gdy starannymi ruchami zacząłem drapać jej ulubione miejsce za uchem.
Teodora to bardzo mądra kotka, uwielbiana przez wszystkich domowników. Sama w sobie ubóstwia spędzać czas na kolanach któregokolwiek z nas. Ma drobne czarne łapki, biały brzuszek i grzbiet pokryty licznymi szarymi oraz brązowymi ciapkami. Jej oczka są ciemnej barwy, idealnie przystosowane do widzenia w ciemności a uszy szpiczaste, by jeszcze lepiej słyszeć gdy któryś ze współlokatorów wsypuje karmę do miski. Ale jest coś co mnie w niej ogromnie fascynuje. Teodora była bardzo przywiązana do swojego wybawiciela w postaci mojego taty. Gdy został przewieziony do szpitala, kotka dzień w dzień stała pod drzwiami a spała jedynie obok Ann, gdzie to miejsce należało do Josha. Do tej pory tak robi, ponieważ w żaden sposób nie możemy poinformować Teosi o śmierci jej oficjalnego właściciela. Powoli zaczęła przywykać do braku ojca przy popołudniowych obiadach i mroźnych nocach, gdzie zawsze brał kotkę do swojego łóżka. Każdy z nas do tego przywykł, jednak nikt nie zapomniał by codziennie odwiedzać grób zmarłego rodzica.
- Teosia jak co roku znów będzie musiała zostać sama. - zachichotał starszy mężczyzna, siadając dokładnie naprzeciw mnie. W jednej dłoni miał malutki woreczek z tabletkami, w drugiej zaś szklankę z wodą.
- Mama nie wytrzymałaby z kotem w jednym aucie. - przyznałem rację dziadkowi, podnosząc puchatą kulkę i trącając jej nosek o mój własny.
- Sam nie wiem, kto kogo pierwszy by zagryzł. - obaj zaczęliśmy się śmiać, gdy naburmuszona rodzicielka weszła do pomieszczenia, krzyżując dłonie i opierając się o framugę zastawionych kartonami drzwi. Wystawiła język, jednocześnie udając, że ta sytuacja wcale ją nie bawi.
- Zapamiętam to tato, za to Ty zapamiętaj, że jeszcze chwila i tych lekarstw Ci przybędzie! - jej kąciki ust powędrowały do góry, gdy mężczyzna oberwał mokrym ręcznikiem w ramię. Dziadek uniósł ręce w geście kapitulacji i rozbawiony wyszedł z kuchni, kierując się do własnego pokoju. - A Ty co się śmiejesz? Lepiej idź pakuj te wszystkie kartony!
CZYTASZ
christmas lights || cashton ✅
Fanfictiongdzie Ashton co roku jedzie na święta do rodziny Hoodów © 2016 lovelywildash