seventh

108 19 0
                                    

 - Wstawaj, dlaczego jeszcze śpisz? - głośne skrzepnięcie zawiasów drzwi od pokoju zadzwoniło w moich uszach, doprowadzając mnie tym samym do pionu. Mała dziewczynka biegała po całym pokoju z wymalowanym uśmiechem na twarzy oraz kipiącą radością, chcącą wyjść na światło dzienne. Harry stał oparty o drzwi futryny i swój wzrok skupiał jedynie na jasnym ekranie telefonu. Obróciłem głowę w miejsce, gdzie obecnie powinien znajdować się brat Mali, jednak ku mojemu zdziwieniu łóżko było schludnie zaścielone, a w pomieszczeniu nie można było dostrzec jeszcze wczoraj leżących ubrań. 

- Mali! - wrzasnąłem na rozochoconą blondynkę, gdy bez uprzedzenia wskoczyła wprost na mój brzuch. Ona natomiast nic sobie z tego nie zrobiła i dalej siedziała w tej samej pozycji, raz po raz czochrając moje loki. - Dlaczego wybrałaś akurat taki rodzaj pobudki dla wuja? 

- No chodź, prezenty już na ciebie czekają! - zeskoczyła z mojego ciała i radosnym krokiem wybiegła z pokoju udając się na parter domu, przy okazji chwytając dłoń Harry'ego, by ten pobiegł razem z nią. 

 Zamiast wstać i zacząć normalnie funkcjonować, ja postanowiłem na jeszcze jedną chwilę odpoczynku i z powrotem ulokowałem się w ciepłe miejsce, chcąc ponownie zasnąć na kilka minut. Niestety nie było mi dane, ponieważ w moich uszach po raz kolejny tego ranka rozniósł się dźwięk otwieranej framugi i ciche wejście do pomieszczenia. Nasłuchiwałem nienaturalnego oddechu oraz delikatnie przekładanych przedmiotów z jednego miejsca do drugiego. Z doświadczenia wiedziałem, że nie był to nikt inny jak brązowooki. Otworzyłem jedno oko i obserwowałem jego poczynania. 

- Spokojnie, twoja siostra obudziła mnie kilka minut temu. - mogłem usłyszeć jak chłopak wstrzymuje oddech, by po mojej wypowiedzi z podwójną siłą wypuścić powietrze. Nachylił się nad moją postacią i usiadł po turecku, podpierając łokcie na chudych kolanach. 

- Mój ojciec nadal jest wściekły. Nie rozumiem dlaczego, każdemu mogło się to zdarzyć. Nie powinienem był tak szybko jechać, ale cholera. - położyłem dłoń na jego udzie, gładząc je finezyjnie. Chłopak położył się obok mnie, usadowiwszy głowę na mojej klatce piersiowej. 

- Nie zadręczaj się tym, co? Wszystko wróci do normy, pogniewa się i mu przejdzie. Pamiętasz jak wtedy wybiliśmy szybę na strychu w domu twojej babci, gdy szukaliśmy zdjęć do albumu? Nie zapomnę jego tęgiej miny jak się o tym dowiedział. Na następny dzień wszyscy zachowywali się, jakby to nigdy nie miało miejsca. Czasami pewnymi sprawami nie powinniśmy się zanadto przejmować. Zawsze mogli nas nie wypuścić. - pocałowałem go w czoło, oplatając rękoma jego biodra, które usadowiłem bliżej tych swoich. 

- Spróbuję, dziękuję. - posyłając łagodny uśmiech, wstał i podał mi dłoń, oferując w ten sposób pomoc przy wstaniu z wygodnego legowiska. Skorzystałem z niej i razem z nim znajdowałem się naprzeciw okna. Dosyć korzystnie padał śnieg, czyniąc atmosferę jeszcze bardziej cieplejszą i świąteczną, czyli taką której od dawna mi brakowało. 

 Białe płatki powoli i z gracją zasypywały puste ulice Denver oraz wszystko co obecnie się w nim znajdowało. Od latarni ulicznych, samochodów i drzew oplątanych lampkami świątecznymi po dachy domków jednorodzinnych, w których właśnie wszyscy nawzajem obdarowują siebie nawzajem najwspanialszymi życzeniami, którym od czasu do czasu towarzyszą kosztowne lub ręcznie robione prezenty. Ktoś teraz może siedzieć samotnie w zimnym i ponurym mieszkaniu, oglądając denne programy telewizyjne. Według statystyk większość ludzi musi pracować, by utrzymywać chociaż przeciętną klasę społecznościową. 

- Myślisz o czymś konkretnym? - poczułem ciepło na lewym barku a dokładniej głowę mulata opartą o moje ramię. 

- W sumie to nie, a dlaczego pytasz? - obróciłem twarz w jego stronę, jednak on nie zrobił tego samego. Nadal patrzył w białą otchłań, doszukując się jakiegoś głębszego sensu.

 Cal wzruszył ramionami zostawiając moje pytanie bez odpowiedzi. Szatyn otworzył znajdującą się za nami ogromną szafę i wyciągnął z niej drobniusieńki oraz schludnie zapakowany kartonik. Spoglądał to na mnie, to na trzymane pudełeczko. 

- Twoim zdaniem podarowanie dziecku bilet do Disneylandu usatysfakcjonowałoby go bardziej niż lalka przebrana za królową balu? - widocznie wahał się, czy jego prezent aby na pewno okazał się trafny w upodobania małej Malikoi. Nie zastanawiając się pokiwałem energicznie głową, opierając się o blat drewnianego biurka. - Zbierałem na to okrągłe dwa lata biorąc nadgodziny w szkolnej bibliotece oraz podejmując się korepetycji z różnych przedmiotów. A to wszystko po to, żeby jej nie zawieść. Nie lubię zawodzić, rozumiesz? 

- Wiem Calum, ja też nie lubię tego robić. Uwierz, że nikomu nie sprawia to przyjemności. 

  ☁☔☕  

 Przyszykowani już na bożonarodzeniowe śniadanie, zeszliśmy na parter bungalowu. Na naszą dwójkę przypadł obowiązek parzenia napoi, co wcale nie było ciężkim zadaniem. Wystarczyło do każdego z kubków wrzucić po odpowiedniej ilości naparstku i zalać to wrzącą wodą. Tak też zrobiliśmy, po czym zanieśliśmy gorące herbaty do jadalni, która wręcz kipiała wspaniale prezentującymi się daniami. Nasza tradycja opierała się na tym, że każdego roku wyprawiamy sobie ucztę w postaci bogatego śniadania, następnie jak na chrześcijan wypada świętujemy je w gwoli ścisłości coś na wzór tradycji Europejczyków, czyli normalnie idziemy na cmentarz, by wraz z tymi których z różnych przyczyn nie ma już z nami, czcić wielkie narodziny. Około godziny późno popołudniowej udajemy się do rodziców ciotki Joy, która jak zwykle gości nas swoim obiadem. 

Zawsze przed posiłkiem dajemy dzieciakom pozwolenie na podawanie prezentów członkom rodziny, aby w kolejności rosnącej je otwierać. I tym razem dostałem swój prezencik od rodziny Hoodów, który jak się domyśliłem w całości sprezentował mi młodszy chłopak. Gdy Harry wraz z Mali wykonali już swoje zadanie, przyszła kolej na mnie. Zgrabnie odwinąłem ozdobny papier i otworzyłem długą, prostokątną szkatułkę. A w niej znajdował się pojedynczy bilet lotniczy. 

- Zawsze powtarzałeś mi, że kolejne sylwestra spędzisz w stolicy Japonii upajając się tamtejszym Toso. Tak więc oto spełniłem twoje marzenie. Mam nadzieję, że Ci się podoba. 

- Dziękuję, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. - wtuliłem się w sylwetkę młodszego chłopaka, drżącym głosem wypowiadając szczere podziękowania. - Chciałbym, żebyś pojechał tam ze mną Cally.

- O to już się zupełnie nie martw, swój bilet od tygodnia trzymam w portfelu. 




  ✿❀❁  

wiem, zawiodłam

krzyczcie na mnie i mnie bijcie

jedyne czym mogę się usprawiedliwić to wycieczką mojej weny do Bieszczad.

bardzo was za to przepraszam i obiecuję, że to już się więcej razy nie powtórzy

jest mi głupio

dziękuję  za zmotywowanie mnie do pracy, ehhh jesteś moim aniołem

rozdziału nie sprawdziłam, bo źle się czuję i najzwyczajniej w świecie nie mam siły na szukanie jakichkolwiek błędów

kochajcie się nawzajem, a szczególnie tą kluskę Klaudię 

christmas lights || cashton ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz