Lekko zaspany otworzyłem oczy, od razu zauważając puste łóżko na którym powinien spać mulat. Niepewnie usiadłem na materacu, leniwie przecierając oczy, po czym chwyciłem telefon tylko po to, by sprawdzić dokładną godzinę. Zegarek wskazywał kilka minut po godzinie szóstej, więc praktycznie spałem nie więcej jak siedem godzin. Wraz z Calumem położyliśmy się wcześniej, aby szybciej zacząć jutrzejszy dzień i od porannych godzin pomagać reszcie rodziny w przygotowaniach do kolacji wigilijnej.
Jak to miałem w zwyczaju, nie ociągając się długo, po krótkiej chwili wstałem chcąc udać się na parter domu. Otworzywszy drzwi, wpadłem na niższą postać ciemniejszego chłopaka przez co delikatnie się zachwiałem i straciłem tymczasowo równowagę, która w błyskawicznym momencie została przywrócona przez mojego winowajce.
- W porządku? - spytał szybko. Krótko potem zaśmiał się cicho, widząc moje zakłopotanie w zaistniałej sytuacji. - Na drugi raz lepiej uważaj, dlatego że nie wiem czy będę w pobliżu żeby Cię w razie czego złapać.
- Tak, dzięki Cal. - pokiwałem głową, wyswobadzając się ze stalowego ucisku młodszego bruneta. - Co robisz o tej godzinie na nogach?
- Musiałem coś załatwić, mało istotne. Jesteś może głodny? Wszyscy jeszcze śpią. - zdetonowany chłopak podrapał się po karku, patrząc w głąb swojego pokoju. Tuż po tym nasz wzrok się skrzyżował a na twarzy drugiego pojawił się szeroki i szczery uśmiech. Po raz kolejny w dniu dzisiejszym nic nie mówiąc więcej skinąłem głową i zacząłem iść za chłopakiem.
Będąc już w kuchni usiadłem na pobliskim krzesełku, przysuniętym do niewielkiego stolika w rogu pomieszczenia i zaciekawiony obserwowałem poczynania młodszego. Starannie przygotowywał skromne śniadanie w postaci kilku tostów z jajecznicą oraz gorącą herbatą. Wszystko położył mi na stole, samemu siadając naprzeciw mnie z kubkiem wrzącej kawy w ręce. Czułem jego intensywny wzrok śledzący każdy mój ruch. Spojrzałem na niego wymownie, gdy brunet parsknął śmiechem omal nie dławiąc się napojem.
- Z czego się tak śmiejesz? - wziąłem spory łyk ciepłego płynu, już po chwili czując rozlewający się żar w przełyku. Nadal nie miałem pojęcia, dlaczego Cal wybuchnął swoim gromkim śmiechem. Choć nie ukrywam sprawiło mi to w jakiś sposób niemałą przyjemność. Uwielbiam wywoływać na czyjejś twarzy uśmiech. Nawet jeśli tym samym robię z siebie kretyna lub nieudacznika. Dla uśmiechu brązowookiego jestem w stanie poświęcić wszystko tylko po to, by móc go oglądać niezliczoną ilość razy. W każdej minucie, każdej godzinie, każdego ranka i każdego lata.
- Przestań to robić. Przestań być uroczy.
- Słucham? - mógłbym przysiąc, że właśnie czerwienie się na miliony odcieni szkarłatu.
- Jesteś tu trochę brudny. - brunet pochylił się nad stolikiem i opuszkiem palca zgrabnie wytarł kącik moich ust. Skrępowany do granic możliwości zacząłem przygryzać dolną wargę tylko dlatego, że nie wiedziałem dokładnie jak mam reagować na nieprzewidywalne ruchy młodszego.
- I śmiałeś się tylko z powodu mojego niesfornego jedzenia? - uniosłem brew do góry, po czym wziąłem ostatni łyk gorącej herbaty, by zakryć moje piekące policzki. Cal energicznie pokiwał głową ukazując swój biały rządek zębów. Zaśmiałem się potrząsając głową, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na widok szczęśliwego chłopaka.
- Chyba czas już jechać. - skwitowałem, podnosząc ciało z drewnianego krzesła. Odłożyłem talerz na bok z nadzieją, że ktoś inny wybaczy mi to przewinienie i łaskawie sprzątnie naczynia.
Naprawdę nie mieliśmy zbyt dużo czasu. To ostatni dzień, w którym sklepy czynne są do godzin późno porannych. Mamy co prawda małe zapotrzebowania różnego prowiantu oraz innych niezbędnych artykułów, jednak zważając na cenowy szał a także naiwność innych ludzi, lepiej będzie zrobić zakupy z samego rana i o w miarę ludzkiej godzinie wrócić bezpiecznie do domu. Sam osobiście wolałbym wcale nie wychodzić z bungalowu i pomagać reszcie rodziny w gotowaniu, co nie chwaląc się nawet dobrze mi wychodzi, niż stać godzinami w kilometrowych sznurach osobowych aut, by następnie trwonić kolejne cenne minuty w kolejkach do kas. Jedyne co podnosiło mnie na duchu to myśl, że jest to jedyna taka nieprzyjemna rzecz, która może się wydarzyć w tym wspaniałym dniu.
CZYTASZ
christmas lights || cashton ✅
Fanficgdzie Ashton co roku jedzie na święta do rodziny Hoodów © 2016 lovelywildash