fourth

161 31 17
                                    

 Od kilkunastu minut z prowiantem oraz kocykami przecinamy ulice Salt Lake City, raz po raz stając na skrzyżowaniach. Odkąd wsiedliśmy do samochodu, żaden z nas nie odezwał się do siebie słowem. To nie tak, że między nami doszło do spięcia. Prawdopodobnie zrządzeniem losu było podobne myślenie. Nie potrzebowaliśmy żadnych słów, by wyrazić to jak nawzajem napawamy się obecnością osoby, którą kochamy. Nie byłem na niego zły, a wręcz przeciwnie. Czułem się rozpromieniony gdy Cal podczas jazdy autem wziął moją dłoń w swoją i zaczął gładzić jej wierzch. Nie spojrzałem na niego, jednak wiem o jego radości płynącej z wesołych iskierek w oczach i dziarskiego uśmiechu na ustach, za którego byłbym w stanie oddać cały dobytek. 

- Jezioro zimą? Czy to rozsądny pomysł? - zamarłem, widząc coraz bliżej pojawiającą się zamarzniętą taflę jeziora Great Salt Lake. Zaraz po ogromnych krach pływających wzdłuż zbiornika wodnego wyłonił się przepiękny widok gór Wasatch będące częścią Gór Skalistych. 

- Zaufaj mi a nie pożałujesz. - wychrypiał, parkując auto na niewysokiej trawie, która oddalona była kilka set metrów od jeziora. Oboje wysiedliśmy biorąc potrzebne bagaże i udaliśmy się na pomost. 

 Może nie wyglądał on na bezpieczne miejsce do długiego odsiadywania, ale Calum dobrze wie co robi i dałbym sobie odciąć kończyny o fakt, że wcale nie przyjechał tutaj pierwszy raz. Dobrze znał te okolice co można było wywnioskować po obojętnej twarzy bruneta, podczas gdy ja nie potrafiłem nacieszyć oczu tym przepięknym krajobrazem. Burzowe ciemne chmury jeszcze bardziej wywoływały u mnie melancholijny nastrój a delikatny powiew wiatru utulał do snu. 

Już po chwili moja sylwetka została unieruchomiona przez oplatające ją dłonie brązowookiego. Odwzajemniłem ten uroczy gest, usadawiając rękę na wcięciu talii chłopaka, drugą ręką pieszcząc jego miękkie włosy.

- Dziękuję. - to jedyne na co odważył się powiedzieć. 

- To ja Ci dziękuję Cal. Za to, że po prostu pojawiłeś się w moim życiu i wywróciłeś je do góry nogami. - poczułem jego ucisk w podbrzuszu a następnie gorący dreszcz oblewający obydwa nasze ciała.

 Nie mówiąc już nic wyciągnąłem bawełniane koce i jeden z nich podałem brunetowi. Chłopak usadowił się na drewnianym pomostku i oparł się o ścianę z poziomych belek. Z prędkością światła spocząłem obok mulata, bezzwłocznie obwijając go swoimi rękoma w pasie. Schowałem głowę w jego zagięciu szyi i napawałem się przepięknym widokiem całego widnokręgu. 

 Czułem, że to właśnie tutaj u boku tego mężczyzny chciałbym spędzić resztę życia. U boku mężczyzny, który jest idealnie wyszlifowanym kryształem stąpającym po tej planecie. Codziennie mógłbym budzić się ze świadomością o bezpieczeństwie jakim otacza mnie Cal. Mógłbym też godzinami patrzeć na jego idealne rysy twarzy, uderzająco podobne do tych wujka Davida. Chciałbym też wiązać z nim przyszłość przy której towarzyszyłaby gromadka dzieci. Ogromnie pragnę wysłuchiwać komplementów płynących z jego ust oraz szczerych wyznań jakie kłębią się w jego duszy. Nie pogardziłbym też wspólnym mieszkaniem no i ewentualnie małym, uroczym pieskiem. Wymagam zbyt dużo?

  Finezyjnie pocałowałem zimne już czoło młodszego bruneta. On jednak obrócił mnie, że to teraz ja opierałem się o ściankę i oglądał każdy skrawek mojej zmarzniętej twarzy. Poczynając od skołtunionych włosów przez wiejący wiatr, po moje rozszerzone źrenice i lekko spierzchnięte usta. Wpatrywał się w nie z taką intensywnością, że mnie samemu zrobiło się trochę krępująco. Spuściłem głowę zawstydzony, wlepiając wzrok w nasze splecione palce. Już po chwili palący wzrok chłopaka zniknął, a zastąpiłem go drobnymi pocałunkami składanymi na jego bladej szyi. Odchylił ją bardziej dając mi dostęp do linii szczęki oraz dalszej części twarzy. Nadal starannie muskałem wrażliwą skórę mulata, przekazując mu najgłębsze uczucia na jakie było mnie stać. Jedną dłonią precyzyjnie głaskał mój czerwony policzek, drugą zaś usadowił na moim biodrze obierając sobie wygodną pozę. Wzdychając cicho poczułem jak sytuacja nabiera tempa, co nawet mi się podobało. W momencie gdy chłopak odsunął się ode mnie, dalej postanowił badać moją posturę. Jego twarz znajdowała się dość niebezpiecznie blisko a na ustach mogłem poczuć jego gorący i nierówny oddech. Przymknął oczy będąc gotowy na każdy ruch z mojej strony, jednak nie złączyłem jego miękkich warg ze swoimi własnymi. Postanowiłem zostawić to na inną sytuację

- Masz tutaj rzęsę. - otarłem kciukiem miejsce pod okiem młodszego chłopaka, uśmiechając się szeroko na widok małej czarnej rzęski. Poczułem jego niezadowolenie z takiego obrotu spraw. W głębi serca miał nadzieję na choćby malutki pocałunek, niestety pomylił się. Westchnął cicho, przewracając oczami. 

- Robi się coraz ciemniej Ash, moglibyśmy już wracać? - spytał chcąc wygramolić się spod moich silnych ramion. Nie udało mu się to, ponieważ trzymałem go dosyć szczelnie chichocząc pod nosem. - Nie żartuje, zobacz czy te chmury nie zwiastują burzy?

- Burza zimą? - podniosłem jedną brew do góry w końcu pozwalając mu wstać z mokrego pomostu. 

- Co w tym takiego dziwnego? Zdarzają się. - mruknął otrzepując brudne spodnie, zaraz po tym biorąc mięciutki koc wraz z gorącym jeszcze termosem. 

- Żyję już dwadzieścia jeden wiosen i jeszcze nigdy nie przeżyłem burzy zimą. - pokręciłem rozbawiony głową, powoli idąc w stronę zaparkowanego auta. - Od zawsze nie interesowała Cię geografia, prawda? 

- Fakt, bardziej interesowałem się humanistyką a w szczególności literaturą. W szkole średniej przeczytałem wszystkie tomiki poezji, które znajdowały się w bibliotece. - uśmiechnął się dumnie, pozwalając mi prowadzić auto. Niepewnie wsiadłem do niego od razu uruchamiając silnik pozwalając mu się przystosować do pracy.

- Słyszałem już o tym nie raz. - spojrzałem wymownie w stronę chłopaka. Zapiąłem pas i odjechałem z miejsca, w którym kilka minut temu omal nie doszło do długo wyczekiwanego pocałunku.



christmas lights || cashton ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz