Prolog

70 4 2
                                    

Życie stawia przed nami nie lada wyzwania. Ciągle musimy uważać na to jakie kroki zrobimy w przyszłość. Mimo tych kilkunastu lat, ściśle mówiąc siedemnastu, Rose wiedziała dużo o świecie, nie żyła w bańce, nienarażona na wrogość ludzi i niebezpieczeństwa świata. Można powiedzieć, że było wręcz odwrotnie od początku miała pod górkę. Życie w biedzie, śmierć rodziców i w końcu dom dziecka. Miała jednak wiarę, że kiedyś będzie lepiej. W jej piętnaste urodziny w domu dziecka pojawiła się para. Wydawali się być miłymi ludźmi, jednak nawet nie miała nadziei, że wybiorą ją. Takie małżeństwa szukały zazwyczaj dzieci przed dziesiątym rokiem życia, wiedziała, że jej szanse na wyrwanie się z tego miejsca były znikome. Lecz nigdy nie mów nigdy... Tego dnia opuściła dom dziecka właśnie z tym małżeństwem. Była szczęśliwa jak nigdy, szybko spakowała swojej walizki, sprawdziła czy na pewno jej wisiorek w kształcie księżyca, był na swoim miejscu i ruszyła do wyjścia. Naszyjnik to pamiątka po jej mamie, dała jej go na dwunaste urodziny, nigdzie się bez niego nie ruszała, uważała, że to w jakiś sposób broni ją przed złem. Żegnać tak naprawdę nie miała kogo, przed te dwa i pół roku pobytu w tzw. bidulu nie zaprzyjaźniła się z nikim, nie miała przyjaciółki od serca, unikała integracji, wolała być sama.

Teraz ma już siedemnaście lat, żyje zupełnie inaczej niż przedtem. Małżeństwo okazało się być bogatymi ludźmi, mówili, że są bardzo cenionymi prezesami, jednak zawsze wydawało jej się, że coś nie pasowało w tej całej układance. Czasami pracowali nocami, nie do późna po prostu nie wracali na noc, albo szli do pracy dopiero na dwudziestą drugą. Firmy raczej tak nie prosperowały. Wolała jednak nie drążyć tej sprawy, naprawdę zżyła się z tymi ludźmi i nawet zaczęła mówić do nich Mamo i Tato, a nie Alice i Tom. Kiedy pierwszy raz tak do nich powiedziała Alice aż się popłakała. Czekała na tę chwilę bardzo długo, zawsze chciała mieć córkę. Rose starała się być bezproblemowym dzieckiem, nie narzucała się, starała uczyć się jak najlepiej, chociaż to nie zawsze wychodziło. Jednak Alice i Tom powtarzali jej, że szkoła nie jest najważniejsza, nie musi uczyć się na szóstki, ważne, żeby dawała sobie radę w życiu. Dziewczynie podobało się podejście jej nowych rodziców, w domu dziecka, zawsze powtarzano jej, że szkoła jest najważniejsza i jeśli nie będzie miała samych szóstek, to nikt jej nie zechce. Teraz z perspektywy czasu Rose stwierdza, że dyrektorce chodziło o stypendia, które jej podopieczni dla niej zdobywali.

Rodzice Rose zapisywali ją na wiele zajęć, taniec, samoobrona, kluby sportowe. Dziewczyna starała się stanąć na wysokości zadania jednak po dwóch miesiącach przyznała się Alice, że taniec jej się nie spodobał. Miała wrażenie, że zawiodła, jednak Alice od razu ją uspokoiła mówiąc, że nic się nie dzieje, nie wszystko musi lubić robić i jeśli coś jest nie tak od razu ma jej to powiedzieć i wymyślą coś razem. Cieszyła się, wiedziała, że nie mogła trafić na lepszą rodzinę. Była jedynaczką Alice i Tom nie mieli dzieci, wcześniej również nie miała rodzeństwa. Ciekawiło ją jak to jest, Sophie jej przyjaciółka z nowej szkoły, powtarzała, że rodzeństwo to najgorsze co może być i niech się lepiej cieszy, że jest jedynaczką. Jednak Rose widziała, że mimo wszystko Sophie byłaby w stanie oddać życie za swoją siostrę i brata. Była już nie raz w jej domu i widziała, że mimo kłótni ta trójka wskoczyłaby za sobą w ogień, była ciekawa jak to jest, ale wyglądało na to, że nigdy się nie dowie.

___________________________________

Kochani ruszam z nowym opowiadaniem, mam nadzieję, że się spodoba. Bardzo proszę o głosy i komentarze, bo to bardzo motywuję!

~PIKACHU

Polarize || j.bOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz