Rozdział 4

42 3 1
                                    

W poniedziałek równo o 7 rano zwlokłam się z łóżka i wybrałam ciuchy, w których miałam iść do szkoły. Nie znosiłam początku tygodnia, prawdopodobnie jak wszyscy. Ubrana weszłam do łazienki, żeby wykonać poranne czynności. Moim kolejnym przystankiem była kuchnia i śniadanie, które przygotowała Alice.

- Rose... - zaczęła a ja skupiłam swój wzrok na jej twarzy. - Dzisiaj idziemy z tatą na noc do pracy. - pokiwałam głową i wróciłam do jedzenia, już wcześniej zdarzało się, że wychodzili na noc. - Justin z tobą zostanie... - powiedziała niepewnie jakby czekając na moją reakcję.

- Mamo, nie mam pięciu lat, a Justin nie jest moją niańką, proszę cię. - powiedziałam poważnie.

- Rose...

- Wiem, martwicie się, ale ja nie potrzebuje opiekunki. - powiedziałam smutno.

- Gotowa? - usłyszałam głos chłopaka za sobą, Przewróciłam oczami i wstałam od stołu. Pożegnałam się z mamą i ruszyłam do drzwi wyjściowych.

~*~

- Przyjadę po ciebie. - oznajmił chłopak, kiedy już miałam wychodzić z auta. - O której kończysz?

- O 15. - skłamałam i wysiadłam z pojazdu. Tak naprawdę kończyłam o 14.30 chciałam wrócić sama jak to normalnie miałam w zwyczaju. Wiedziałam, że Bieber będzie zły, ale mimo to postanowiłam to zrobić.

- Rose! - usłyszałam wołanie i chwilę później obok mnie pojawiła się Soph.

- Cześć, jak ci minęła niedziela? - zapytałam i uśmiechnęłam się.

- Nudziłam się cały dzień. - powiedziała z niezadowoleniem na twarzy. Pokiwałam głową i udałyśmy się do sali biologicznej, gdzie odbywała się nasza pierwsza lekcja.

Po biologii mieliśmy wf na sali gimnastycznej. Hala była podzielona na dwie części na jednej były osoby z mojej klasy a na drugiej starszy rocznik. Cóż mogę powiedzieć, męska część była bardzo interesująca i było na czym zawiesić oko, dopóki przez swoją nieuwagę nie oberwałam piłką w głowę. Otrząsnęłam się i zaczęłam skupiać się na grze. Próbowałam ignorować to, że chłopak, w którym byłam kiedyś szaleńczo zakochana, był jakieś 20 metrów ode mnie, Matt był wysokim blondynem o niebieskich oczach. W pierwszej klasie starałam się zwrócić jego uwagę, ale nic z tego nie wyszło, nie miałam odwagi, żeby się do niego odezwać. Moje rozmyślanie przerwała piłka, którą oberwałam niefortunnie z brzuch i zgięłam się w pół z bólu.

- O mój Boże nic ci nie jest? - usłyszałam i poczułam parę rąk na moich ramionach. - Bardzo cię przepraszam.

 - Nic się nie stało, każdemu się zdarza. - powiedziałam słabo i spojrzałam na sprawcę całego zamieszania. O ironio to był Matthew.

- Jestem Matt. - podał mi rękę, którą uścisnęłam.

- A ja Rose, miło mi poznać. - uśmiechnęłam się lekko.

- Niestety byłoby lepiej w innych warunkach, jeszcze raz bardzo cię przepraszam. - uśmiechnął się i odbiegł do swojej drużyny, ale kilka sekund później wrócił, bo zapomniał wziąć ode mnie piłkę, którą trzymałam. Podrapał się po karku i nie odzywając się odebrał ode mnie przedmiot, nie spuszczając ze mnie wzroku, co było odrobinę peszące. Co się właśnie stało?

- Rose! Dziewczyno, co to było?! - usłyszałam pisk Sophie obok mnie.

- Sama chciałabym wiedzieć. - westchnęłam i złapałam się za bolące miejsce.

- To było totalnie urocze. - kontynuowała, a ja uśmiechnęłam się sama do siebie.

Kolejne lekcje mijały bardzo szybko i zanim się obejrzałam wychodziłam razem z Soph ze szkoły.

Polarize || j.bOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz