Rozdział 6.

316 13 4
                                    

Zeszłam cicho po schodach,aby nie obudzić mamy.Mimo iż od wyjaśnienia sobie całej tej sytuacji minęło parę dni,w domu panowała napięta atmosfera.Ciężko było nam normalnie porozmawiać,co skutkowało mijaniem się na każdym kroku.Nie powiem że mnie to nie bolało,miałam wielką nadzieję że za niedługo wszystko powoli się naprawi.Niestety tym razem nie miałam tak wiele szczęścia,gdyż poślizgnęłam się na schodach.Hałas jaki tym narobiłam zbudził by umarłego,więc nie dziwiło mnie to iż,już po chwili przede mną pojawiła się zmartwiona sylwetka Isabelle.Kobieta przybiegła szybko na miejsce zdarzenia,ubrana tylko w błękitny szlafrok.Jej ciemne włosy rozczochrane były na wszystkie strony.Nic dziwnego że jeszcze spała,miała kilka dni wolnego z pracy.

-Wszystko dobrze ? -Swoje zmartwione oczy skierowała na mnie.

-T-tak,wszystko ok.-Wymamrotałam,masując swój obolały tyłek.Kobieta pomogła mi podnieś się,ze swoją drogą bardzo niewygodnej podłogi.Otrzepałam spodnie z kurzu,by po chwili spojrzeć na brunetkę.Stałyśmy tak przez jakiś czas,w niezręcznej ciszy.Żadna z nas nie wiedziała co mogłaby powiedzieć.Zagryzłam wargę zdenerwowana.

-To ja pójdę... zrobić śniadanie...-Palcem wskazałam na kuchnię,gdzie szybko się udałam.Gdy znalazłam się w pomieszczeniu,oparłam się o zimną ścianę,zsuwając się powoli na podłogę.Dłońmi podparłam głowę,pozwalając spłynąć kilku łzom.Miałam tego dość.To wszystko mnie przerastało.Napięta atmosfera w domu sprawiała,że czułam się jak gówno.To okropne dowiedzieć się w przeciągu kilku dni,że zostałaś adoptowana,masz brata,który chodzi z tobą do szkoły,a jego przyjaciel to twój irytujący sąsiad.To boli,ta świadomość że osoba która cię wychowywała nie jest twoją matką,a w dodatku ona umiera powoli,a ty nic nie możesz zrobić.Ta bezsilność boli najbardziej.Do tego dochodzi ojciec,który tak naprawdę nie jest twoim ojcem,ale ma cię w dupie.Mój życiorys napisał jakiś psychopata,i to w dodatku najebany.

**********************************************

Szłam szkolnym korytarzem.Czułam się,jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię.Nie miałam nastroju na nic.Oczywiście los,lubi mi utrudniać życie,i na mojej drodze postawił taką Victorię Grande,która właśnie zmierzała w moją stronę.Nie no,super.

-Evans,ty jesteś głucha,czy jakaś tępa.Mówiłam ci żebyś odczepiła się od szkolnej elity !-Wywróciłam oczami,to prawda że razem z Michaelem,staraliśmy się poznać,co skutkowało spędzaniem czasu z nim i często z jego przyjaciółmi.

-Victoria daruj,dzisiaj naprawdę nie mam nastroju na kolejne kłótnie z tobą.-Starałam się ominąć dziewczynę,ale ta jak zwykle musiała mnie zatrzymać.

-Słuchaj Sam,bo nie będę się powtarzać.Albo się od nas odczepisz,albo zmienię twoje życie w piekło.-Prychnęłam rozbawiona na jej słowa.Spoglądając na nią z niedowierzaniem,serio ?

-Jak na swoją rasę,to za głośno szczekasz,suko.-Plunęłam w jej stronę,pchając ją na pobliskie szafki.Dziewczyna momentalnie,zmieniła swój wyraz twarzy.Wytrzeszczyła oczy,a wokół nas zrobiła się mała publiczność.Mimo wszystko blondynka,nie przestawała.W swoich rękach trzymałam pudrową koszulę Grande.Całym swoim ciężarem,przygwoździłam ją do szafek.W oczach dziewczyna widziałam szok i zdezorientowanie.Posłałam w jej stronę tryumfujący uśmiech.

-Ja cię tylko ostrzegam Evans,że...-Ale nie dokończyła,bo koło nas pojawiła się dyrektorka.Nie no,jeszcze jej nam tu brakuję.Wkurzona puściłam dziewczynę,obracając się w stronę pulchnej kobiety.

-Co tu się dzieję ?!-Krzyknęła zdenerwowana.Już miałam jej odpowiedzieć,ale wyprzedził mnie Michael,który pojawił się koło nas.

-Wszystko dobrze,pani dyrektor.Po prostu Samy,trochę poniosły emocję,prawda ?-Mój kochany braciszek,zwrócił się do mnie,na co westchnęłam podirytowana.Lecz pod naciskiem,jego wzroku odpowiedziałam.

Na jednej ulicy - I Nowa Sąsiadka ||L.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz