"Nie zaatakujemy"

5.6K 221 53
                                    

Siedzieliśmy w wielkiej sali. Opierałam się o kamień obok Edmunda. Chciało mi się spać, ale powstrzymywałam się. Piotr i Kaspian sprzeczali się na temat czy zaatakować Miraza, czy nie.

- Nikt nigdy nie zdobył twierdzy- powiedział spokojnie książę i oparł się o kamienny stół.

- To my będziemy pierwsi- zauważył Piotr- przecież teraz żołnierze Miraza są w tej okolicy, a zamek stoi sam.

- Zgadzam się, z Kaspianem- powiedziała Zuzanna i stanęła za księciem. Wstałam i chciałam wyjść, aby nie słuchać tych kłótni. Kiedy zbliżyłam się do wyjścia zatrzymał mnie najstarszy z braci Pevensie.

- A ty jak uważasz- spytał mnie, więc odwróciłam się przodem do reszty osób.

- Myśle, że to głupie atakować zamek, skoro tutaj możemy się bronić bez końca- powiedziałam i Piotr spojrzał na mnie z przegraną miną, a Kaspian uśmiechną się pod nosem- ale panie zrobisz jak uważasz- dodałam i wyszłam z sali. Kiedy szlam korytarzem słyszałam jeszcze jak Edmund, Ryczypisk i Łucja wymieniają zdania. Ostatnie co usłyszałam to było "Czemu uważacie, że możemy umrzeć tam lub gdzieś indziej".

- Mądre Łucjo- powiedziałam pod nosem i podeszłam do miejsca gdzie stoją konie. Jeden z nich, biały z falowaną jasno szara grzywą, skakał i strasznie się niepokoił. Podeszłam do niego i wyciągnęłam rękę.

- Nie rób tego- powiedział jakiś faun, więc szybko zabrałam rękę- on jest dziki i nie da się go już oswoić, za dużo przeszedł.

- Niby co- spytałam nieprzyjemnym tonem- każdemu można pomóc- dodałam i znowu wyciągnęłam rękę. Koń postawił uszy i przestał skakać. Jednym słowem uspokoił się, patrzył na mnie jak zaczarowany.

- Jak ty...- powiedział pilnujący koni faun- on nikomu nigdy nie...

- Nie wiem- przerwałam mu i weszłam do zagrody gdzie stał biały koń. Zwierze stało w miejscu. Zaczęłam go głaskać po grzbiecie, a potem po pysku. Patrzyłam przez chwile na niego, aż w końcu wzięłam ogłowie i założyłam mu. Potem założyłam siodło. Koń stał spokojnie, a faun parzył się na nas i nie dowierzał co się tutaj właśnie stało.

Sama nie wiedziałam o co chodzi, właśnie osiodłałam konia, który nikomu nie dał się dotknąć, a co więcej osiodłać i dosiąść. Jak ja to zrobiłam? Jak on mi zaufał?

Złapałam za wodze i wyprowadziłam konia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Złapałam za wodze i wyprowadziłam konia. Prowadziłam zwierze przez korytarz na zewnątrz. Zanim wyszłam z fortecy krzyknęłam do wcześniej spotkanego fauna.

- Hej...a jak on się nazywa- spytałam i odwróciłam się.

- Orontes- odkrzaczał faun, a ja wyszłam na zewnątrz. Stanęłam na trawie i wsadziłem nogę w strzemię. Dobiłam się od ziemi i wskoczyłam na grzbiet zwierzęcia. Koń zaczął chodzić w miejscu. "Na przód" powiedziałam cicho do Orontesa i zaczęłam galopować. Pędziłam po polach, pomiędzy drzewami, aż podjechałam z powrotem pod fortece. Przy wejściu stał Edmund. Podjechałam do niego i zaskoczyłam z konia.

Opowieści z Narnii: Książę Kaspian i GloriettaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz