9.

39 10 1
                                    

Po chwili rozległ się alarm. Pojawili się lekarze i ochroniarze.

- Zostaw - odezwał się ochroniarz.

- Jest po operacji... musi odpoczywać - dodał lekarz.

- Nie oddam wam mojej córki... wystarczy mi że moja mama w tym szpitalu zmarła.

- Nie obchodzi nas pana uprzedzenie na temat tego miejsca... proszę zostwić córkę, ona w tym momencie potrzebuje wypoczynku, którego pan jej nie zapewnia.

- A gówno mnie to teraz obchodzi!

- Tato... proszę przestań - szepnęłam mu do ucha.

- Nie będziesz mi smarkulo rozkazywała! -wykrzyczał.

Na policzku poczułam pieczenie. On... on mnie uderzył... Dotknęłam policzka i poczułam coś mokrego. Spojrzałam na dłoń. Tą cieczą była krew.

Prawdopodobnie póścił jeden szew no i się pojawiła.

Ale uderzył mnie przy lekarzach... przy obcych ludziach. Nigdy mnie nie uderzył przy kimś obcym.

Spojrzałam na lekarza który mną się opiekował podczas pobytu w szpitalu. Nie umiem dokładnie stwierdzić co mówiła jego mina.

Może o mnie się boi?

Zadzwonili po policję. Przyjechała po pięciu minutach. Słabłam. Dalej mi leciała krew. Ale ojczym nie chciał mnie póścić. Stałam na podłodze, a on za mną. Po boku głowy poczułam chłód stalowej lufy z pistoletu. Nie taką śmierć sobie wyobrażałam.

- Jeśli ona albo ktoś z was się ruszy to pociągnę za spust... - powiedział mój ojczym mocniej przyciskając pistolet do mojej skroni.

Podniosłam wzrok. I ujrzałam policjanta który trzymał broń. Celował w coś ciut wyżej mojej głowy. Nie mogę spojrzeć to miejsce. Bo kulka wystrzelona przez mojego tatę pomknie ku mnie.

Czemu znowu nazywam go tatą. Taki potwór nie zasługuje na to.

Rozległ się huk wystrzału. Zamknęłam oczy gotowa na wszystko. Ucisk lufy i chwyt mojego ojczyma zelżał, po chwili nie było wogóle. Usłyszałam głuchy dźwięk upadającego ciała. Otworzyłam oczy. Policjant zdmuchnął dym z lufy.

Czyli to on szczelił...

Schował go do kieszeni i kiwną głową do swojego kolegi na znak żeby się zbliżył do nas.

Spojrzałam ostrożnie za siebie. Ujrzałam leżącego ojczyma na ziemi. Trzymał się rękami za udo. Z pomiędzy palców sączyła się krew.

Spojrzałam na drzwi. Chciałam z tąd uciec. Ktoś mnie złapał za ramię. Był to ten sam policjant który strzelił do mojego ojczyma. Wyrwałam mu się i puściłam się biegiem w stronę drzwi.

******

Dzień doberek kochani. Przepraszam. Ostatnio tak jakoś nie mam chumoru i weny. Kocham was 😉

Ps. - Mile widziane komentarze i  🌟 🌟 🌟 🌟

Historia prawdziwego życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz