Ciche pukanie do drzwi zdołało wyrwać mnie ze snu. Przeciągnęłam się leniwie, w efekcie czego łóżko zaskrzypiało głośno. Niekontrolowany jęk opuścił moje usta. Zdecydowanie nie był to pomruk zadowolenia. Brakowało mi snu. Napięty grafik, jaki przydzielono wszystkim wolontariuszom nie uwzględniał zbyt wiele wolnego czasu. Jednak w gwoli ścisłości nie miało to dla mnie większego znaczenia. Odczuwalne zmęczenie nauczyłam się niwelować kofeiną, a nuda, której nie znosiłam, nie miała prawa wkraść się do mojego życia. Zapanowanie nad czwórką łobuzów, których powierzono pod moją opiekę było nie lada wyzwaniem, z jakim przyszło mi się mierzyć każdego dnia. Dzieci finalnie skradły moje serce. Narodziła się między nami wyjątkowa więź.
Przyleciałam na Haiti, by móc działać w szczytnym celu. Nie kusiła mnie pełna skrajności, piękna wyspa, którą zwykle traktowano, jako element do odhaczenia na podróżniczej mapie. Ja nie traktowałam swojego pobytu tutaj jako wakacji. Od niespełna dwóch lat nie prosiłam o wolny dzień, jaki w pełni mi przysługiwał i zdecydowanie się należał. Czas bez podopiecznych był dla mnie czasem straconym.
— Savannah? Mogę wejść? — męski głos z mocnym, australijskim akcentem sprawił, że w momencie otrząsnęłam się z letargu myśli. Podniosłam z podłogi koc, który w nocy musiałam uznać za zbędny, strącając go z łóżka. Okryłam się nim, po czym wtuliłam policzek z powrotem w poduszkę. Toczyłam prawdziwą batalię z zapanowaniem nad ciążącymi powiekami, które nie chciały współpracować z resztą rozbudzonego już ciała.
— Tak. Wejdź — odpowiedziałam, siląc się na głośniejszy ton. Poranna chrypka utrudniła jednak sprawę. Zaproszenie nie zabrzmiało tak, jakbym tego chciała, ale okazało się wystarczające.
Przystojny blondyn pojawił się u progu drzwi, wyglądając, jakby dopiero co wrócił z plaży. Jego włosy z tendencją do kręcenia się ułożone były w nieładzie, a rażąco biały uśmiech powalał. W Australii — skąd faktycznie pochodził, musiał być uważany za kanon męskiej urody. Do pełni typowego chłopaka stamtąd brakowało mu jedynie deski surfingowej pod pachą, na jakiej swoją drogą dobrze sobie radził. Nieraz miałam okazję oglądać jego wyczyny w wodzie.
— Cześć — Nathan przywitał się, będąc w dobrym nastroju.
— Cześć — odmruknęłam tym samym ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem.
Mężczyzna, w którym znalazłam oparcie i którego miałam za przyjaciela, pokonał dzielący nas od siebie dystans. Usiadł mi w nogach na pojedynczym, swoją drogą strasznie niewygodnym materacu łóżka, jakie zajmowałam niezmiennie od miesięcy.
— Dobrze się czujesz? Jest już po ósmej. Ominęło cię śniadanie i zaraz zaczynasz zajęcia — pytał, robiąc się podejrzliwy. Troska była słyszalna w jego głosie i ukazana poprzez wyraz jego twarzy. Miał przejętą minę.
— Już po ósmej? — zdziwiłam się. — Nie zdążę wypić kawy. Bez niej jestem nie do życia — marudziłam, jak miałam w zwyczaju o tak wczesnej porze. Niektórych nawyków nie potrafiłam się wyzbyć mimo upływu lat. Nigdy nie należałam do rannych ptaszków.
— Och — westchnął cicho. — Co ty byś beze mnie zrobiła? — kiedy napotkał moje zdezorientowane spojrzenie, schylił się nieco, podnosząc z podłogi kubek z parującym napojem, którego było mi teraz trzeba.
— Harry Potter się znalazł — wprawiłam go tym w śmiech. W nieco lepszym nastroju podniosłam się do siadu, wyciągając przed siebie ręce niczym dziecko po wymarzoną zabawkę. Odebrałam od Nathana kubek, mocząc w nim usta. — Jesteś kochany. Dziękuję — posłałam mu całusa.
— Odłożyłem dla ciebie owoce ze śniadania. Czekają w kuchni — oznajmił, podnosząc się następnie z miejsca. — Widzimy się na zajęciach — dodał, po czym zostawił mnie samą.
CZYTASZ
Dotykiem Serca
RomanceSavannah Hastings pewnego dnia zapragnęła wnieść szczęście do czyjegoś życia - swoje powierzając wolontariacie. Wyruszyła w podróż ku staniu się lepszą wersją samej siebie, lądując w najuboższym kraju półkuli zachodniej, dotkniętym kataklizmami. Odd...