ROZDZIAŁ 2.1

1K 116 7
                                    

Wstałam o świcie z potwornym bólem brzucha, mięśni i stawów. Odnosiłam wrażenie, że było ze mną jeszcze gorzej niż wczoraj. Z trudem podniosłam się z łóżka. Zamierzałam pójść na stołówkę i przygotować sobie jedną z saszetek otrzymanych wczoraj od medyka — tylko po to, by zapewne po chwili ją zwrócić. Zupełnie jak poprzednio. Lekarstwo z założenia miało temu zapobiegać, ale okropny zapach i jeszcze gorszy posmak, tylko bardziej skłaniały mnie do wymiotów. Jednak nie mogłam narzekać. Tylko w ten nieprzyjemny sposób na moment mogłam poczuć ulgę.

     Każdy stawiany przeze mnie krok nie należał do zbyt pewnych. Czułam, jakby nogi miały mi zaraz odmówić posłuszeństwa. Słaniałam się na nich. Zaczęłam obawiać się odwodnienia, bo mój tragiczny stan daleki był od objawów zwykłego zatrucia. Chciało mi się zwyczajnie wyć z poczucia bezsilności.

     Zejście po schodach okazało się prawdziwym wyzwaniem, na którym poległam. Usiadłam w ich połowie, próbując wyrównać oddech. Zaczęłam panikować, a to tylko pogarszało sprawę.

     Z upływem czasu robiłam się spokojniejsza, ale ból, z jakim się mierzyłam, nie przemijał. Na dźwięk otwierających się drzwi wejściowych od budynku, które zaskrzypiały charakterystycznie, ucieszyłam się. Potrzebowałam pomocy i zamierzałam się o nią zwrócić do przypadkowo napotkanej osoby. Liczyłam, że ją otrzymam. Jednak na widok obcego mężczyzny wchodzącego po schodach z nosem w telefonie i torbą przewieszoną na ramieniu, wręcz cała się spięłam. Wiedziałam, kim był — wspomnianym przez dyrektor fundacji wokalistą znanego zespołu. Byłam wprost zażenowana sytuacją, w jakiej położeniu się znalazłam. Przesunęłam się bliżej ściany. Na klatce schodowej panowała kompletna ciemność i miałam nadzieję, że zdołam się w niej ukryć. Czujnik światła szwankował od dawna i nie włączył się ani na mój ruch, ani — jak mniemam — Daniela. Modliłam się w duchu, aby skręcił w korytarz i mnie nie zauważył.

Jak na złość dostrzegł mnie kątem oka.

— Co jest? — mruknął skonsternowany, po czym od razu włączył latarkę, kierując telefon na mnie. Zasłoniłam twarz ręką z pomrukiem niezadowolenia.

— Wyłącz to — moja prośba wywołała u niego gorzki, wręcz odpychający śmiech. Na ten dźwięk skrzywiłam się bardziej, niż był w stanie wywołać to rażący strumień światła, jakim przed chwilą dostałam po oczach.

— A Aiden wspominał, że o piciu mogę tutaj zapomnieć — zakpił, wyłączając latarkę.

Potrzebował zaledwie chwili, aby posądzić mnie o nietrzeźwość. Za to mnie wystarczyło jedno zdanie, jakie opuściło jego usta, by przypisać mu należne miano palanta.

— To już kac, czy dopiero zaczynasz? — naśmiewał się i porządnie mnie tym zdenerwował. Byłam pewna, że szyderczy uśmiech pojawił się na jego twarzy.

— Skończyłeś pieprzyć, czy dopiero zaczynasz? — zebrałam się w sobie, by w końcu się odezwać i skutecznie zatkać mu tym usta.

Pod wpływem emocji wstałam z miejsca, chcąc wrócić do swojego pokoju i znaleźć się z dala od mężczyzny. Odwróciłam się jednak zbyt szybko. Zakręciło mi się w głowie i zabrakło sił. Stopa zsunęła mi się ze stopnia i wyłożyłam się na schodach z hukiem. Zapłakałam żałośnie, odczuwając przeszywający ból w rękach, którymi zamortyzowałam upadek, podświadomie chroniąc głowę przed uderzeniem.

— Ja pierdolę. Nic ci nie jest? — Daniel w momencie się przy mnie znalazł. Pomógł mi najpierw uklęknąć na oba kolana, by następnie przejść ze mną do siadu. — Coś cię boli? — dopytywał. Brzmiał na przejętego.

— To zależy — głos mi się łamał, a ciało drżało. Byłam cholernie roztrzęsiona.

Nagle światło się zapaliło. Uniosłam dotychczas spuszczony wzrok i ujrzałam Nathana w korytarzu. Miał na sobie sportowy strój i ewidentnie wybierał się na plażę, po której codziennie rano biegał. Poczułam ulgę.

Dotykiem SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz