ROZDZIAŁ 1.3

1.4K 114 10
                                    

Nazajutrz do wspólnego śniadania, na które tym razem zdążyłam, nieoczekiwanie dołączyła dyrektor fundacji. Jej obecność budziła spore zainteresowanie, wywołała szepty między zebranymi przy posiłku wolontariuszami. Zwykle pojawiała się wtedy, kiedy miała do przekazania coś bardzo ważnego. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że będą to dobre wieści.

— Dzień dobry — przywitała się, dzieląc z wszystkimi życzliwy uśmiech, jaki odwzajemniliśmy. Odetchnęłam, widząc kobietę w dobrym nastroju, który nie zwiastował żadnych przykrości. — Mam nadzieję, że każdy z was miewa się dobrze — kontynuowała. Na sali rozległy się pojedyncze potaknięcia, ale takowe nie opuściło moich ust. Dzisiejszy dzień zapowiadał się dla mnie fatalnie. Źle się czułam i naiwnie sądziłam, że zjedzenie czegokolwiek pomoże mi nabrać sił. — Chciałabym coś ogłosić. Już jutro będziemy gościć nowego wolontariusza, który wsparł naszą fundację sporą kwotą. Będzie towarzyszył nam przez dwa tygodnie przy współpracy z organizacją UNICEF. Wierzę, że przyjmiecie go dobrze i pomożecie mu się tutaj odnaleźć.

— Jak zawsze! — rzucił ktoś z zebranych. Starsza kobieta roześmiała się dźwięcznie. Rozpierała ją duma z tak oddanej czynieniu dobra grupie, jaką miała pod sobą. Wiele razy to podkreślała.

— Nie powątpiewam — dodała z uznaniem, wiodąc spojrzeniem po każdym. — Savannah wszystko dobrze? — zatrzymała na mnie swój podejrzliwy wzrok. Ochoczo pokiwałam głową w ramach potwierdzenia. Nagły ruch z mojej strony wywołał chwilowe ciemne plamy, jakie ukazały mi się przed oczami.

— Tak. Tak — dodałam, chociaż mijało się to z prawdą. W nocy obudził mnie ból brzucha i męczył do tej pory, wzmagając jedynie na sile.

— Niech będzie — patrzyła na mnie chwilę spod przymrużonych oczu. Musiała dostrzec to, jak blada byłam. Wiedziałam już, że będzie chciała porozmawiać ze mną na osobności później. — W takim razie widzimy się tutaj jutro o ósmej rano. Tyle że w powiększonym składzie. Do zobaczenia. Życzę wam miłego dnia.

— Nie powiedziała pani, kto to jest — Nathan upomniał się o więcej informacji, czym zyskał aprobatę pozostałych.

— Wokalista Daniel Morton z zespołu Relentless Players — na sali rozbrzmiał gwar, kiedy tylko ciekawość wszystkich została zaspokojona. Obruszenie spowodowane obwieszczeniem dyrektor wskazywało, że artysta miał tutaj rzesze swoich fanów. — Z tym was zostawiam.

Wzięłam głęboki oddech, w jakim pokładałam nadzieję opanowania mdłości. Chciałam oszczędzić wszystkim widoku wstrząsających mną torsji. Brakowało mi sił, żeby wstać i pójść do toalety. Z każdą upływającą sekundą czułam się coraz gorzej.

— Co się dzieje? — uniosłam wzrok znad blatu stołu, przenosząc go na najważniejszą członkinię stowarzyszenia, w jakim czynnie brałam udział już od długiego czasu. — Tylko nie mów, że wszystko w porządku. Przecież widzę, że coś ci dolega.

— Kwestie żołądkowe — przyznałam w końcu.

— Najrozsądniej będzie, jeśli zrobisz sobie dzisiaj wolne — nie sprzeciwiałam się, bo byłam świadoma tego, że nie jestem w stanie zajmować się teraz dziećmi. Tym razem to ja potrzebowałam czyjeś opieki. — Nathan zaprowadź Sav do pokoju — chłopak znikąd się przy nas pojawił. — Zadzwonię po lekarza. Jakbyś poczuła się gorzej, to od razu mnie informuj.

— Dobrze — zgodziłam się, przenosząc spojrzenie na przyjaciela, który wpatrywał się we mnie współczująco.

— Dasz radę wstać? — spytał z troską. Na usta cisnęło mi się zaprzeczenie, ale za nic nie chciałam pokazać po siebie, jak słaba byłam. Skinęłam jedynie głową, podnosząc się z trudem z krzesła. Wolałam uniknąć robienia niepotrzebnego zamieszania wokół siebie. Już i tak czułam na sobie ciekawskie spojrzenia zbyt wielu wolontariuszy.

— Złap ją pod ramię na Boga — kobieta w podeszłym wieku ponownie zabrała głos, kierując słowa do Nathana, który w momencie jej posłuchał i tym samym sprawił, że poczułam się nieco pewniej. Gdyby nie on, całkiem prawdopodobne, że runęłabym na podłogę. — Przecież ona się słania na nogach — panikowała. — Natychmiast wzywam lekarza — oddaliła się szybkim krokiem, a stukot jej niskich obcasów odbijał się echem w mojej głowie i stał się nie do zniesienia.

Droga, którą przemierzyliśmy ze stołówki do mojego pokoju była dla mnie tak wymagająca, że po położeniu się do łóżka, czułam się jakbym przebiegła maraton. Byłam strasznie senna i kręciło mi się w głowie, przez co byłam pewna, że ten dzień spędzę na przemian w toalecie i łóżku.

I tak też było.

Męczyłam się godzinami, które dłużyły mi się niemiłosiernie. Niczego bardziej nie pragnęłam niż odzyskania sił i pełni zdrowia. Zatrułam się czymś. Lekarz wykluczył grypę żołądkową. Dostałam jakieś leki na wzmocnienie, które niewiele pomagały. Wieczorem zajrzał do mnie Nathan, który z dobrymi zamiarami, lecz niewiele myśląc — przyniósł mi kolację, a intensywny, serowy zapach makaronu w sekundzie postawił mnie do pionu.

— Aż tak? — był naprawdę zdziwiony i nieco przestraszony. Spojrzałam na niego przelotnie pełna frustracji. Ledwie zdążyłam do toalety, pozostawiając za sobą zdezorientowanego przyjaciela.

— Mam dość — mruknęłam sama do siebie, po czym splunęłam resztkami pasty do zębów wprost do umywalki. Odważyłam się unieść głowę i spojrzeć w lustro, a na jego odbicie mina jeszcze bardziej mi zrzedła — twarz pokrywały mi wyraźne oznaki zmęczenia: ciemne worki pod zaczerwienionymi oczami, ogniste rumieńce na policzkach, świadczące o podwyższonej temperaturze, a włosy... sterczące na wszystkie strony.

Nie było mnie może z dwadzieścia minut, w których to Nathan zdążył zjeść przeznaczony dla mnie posiłek i wywietrzyć pokój. Byłam mu wdzięczna, że postanowił się zrekompensować i pozbył się drażniącego zapachu jedzenia. Zastąpił go za to delikatną wonią wanilii, dzięki świecy, którą dla mnie zapalił. Po raz pierwszy dzisiaj na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech, który znikł z chwilą podmuchu wiatru, przedostającego się przez uchylone okno, który skutecznie zgasił knot. Opadłam zrezygnowana na łóżko.

— Jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, żebyś poczuła się lepiej? — spytał przejęty. Chciał mi jakoś ulżyć. Spojrzeniem wiercił w mojej twarzy dziurę, wyczekując odpowiedzi. To nie było komfortowe — nie, kiedy wyglądałam jak wrak człowieka.

— Nathan dziękuję ci za pomoc, ale potrzebuję teraz tylko i wyłącznie snu — obwieściłam, siląc się na łagodny ton głosu. Nie chciałam, by po tym wszystkim, co dla mnie zrobił, poczuł się jak intruz.

— Będę pod telefonem — poinformował i niedługo po tym wyszedł.

Byłam wykończona. Sen zmorzył mnie niemalże od razu.

Dotykiem SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz