ROZDZIAŁ 2.2

1K 91 12
                                    

— I co? Co powiedział? Dał ci coś od gorączki? — Nathan wpadł do pokoju, zatrzasnął za sobą drzwi i zasypał mnie pytaniami.

— Podejrzewa WZW typu A. Pobrał mi krew. Jutro wszystko się wyjaśni — opowiedziałam.

— Żartujesz? — zastygł w bezruchu. — A szczepienia? Nie miałaś?

— Miałam — mruknęłam. Zdziwił się zupełnie jak ja jeszcze chwilę temu. — Podaj mi leki — wskazałam na biurko, na którym lekarz zostawił kilka paczek tabletek. Nathan zrobił to, o co prosiłam. — A gdzie Daniel? — spytałam. Sądziłam, że poczekają we dwójkę, a ja przy okazji zdołam podziękować muzykowi i więcej nie będę musiała z nim rozmawiać.

— Poszedł do swojego pokoju. Mówił coś, że pada na twarz i chce się zdrzemnąć. Przyjechał tutaj prosto z lotniska — wyjaśnił. — Za czterdzieści minut ma być na stołówce. Za długo to on sobie nie pośpi.

— Niech się przyzwyczaja — zabrzmiało oschlej, niż miało. Nathan uniósł brwi w zdziwieniu. — On chyba sądzi, że przyjechał tutaj na wakacje — dodałam, śledząc wzrokiem treści na opakowaniach.

— To znaczy? — podchwycił temat.

— Och... Po prostu tak czuję. Nie wydaje mi się, aby jego obecność w tym miejscu wynikała z dobroci serca. Może chciał przez to poprawić swój pijar — nie wchodziłam w szczegóły. — Coś mi w nim nie pasuje.

— Wydaje się w porządku — stanął w jego obronie. Wyjął mi z rąk aluminiowy listek, dostrzegając moje nieudolne próby wydostania z niego tabletki. Wyręczył mnie w tym i podał butelkę wody.

— Dzięki... — mruknęłam i zażyłam lekarstwo od gorączki.

— Rozmawiałem z Marrie — ogłosił, na co zakrztusiłam się wodą.

— Po co? — zakasłałam. Dyrektor fundacji miała inne, ważniejsze sprawy na głowie. Nathan niepotrzebnie dokładał jej zmartwień.

— Bo powinna wiedzieć, że jest z tobą gorzej, niż zakładano, a lekarz, z którym ma podpisany kontrakt, jest do dupy, bo nic wczoraj nie wskórał — wytłumaczył się. — Odwiedzi cię wieczorem.

— Niech będzie — nie miałam sił na spory.

Położyłam się.

— Mam cię zastąpić przez kilka dni, a później się zobaczy — ogłosił, co między sobą ustalili.

— Przekaż dzieciom, że kiedy tylko poczuję się lepiej, to zabiorę ich na plażę i popuszczamy razem latawiec — poprosiłam. To było ich ulubione zajęcie i chciałam wynagrodzić im w ten sposób moją chwilową niedyspozycję.

— Dobrze. Powiem im — uniosłam kąciki ust. — Przynieść ci coś do jedzenia? — uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił.

— Nie — zaprzeczyłam. — Nie chcę na razie nawet o nim słyszeć.

— Okej. Wpadnę później z obiadem — wskazałam na drzwi, wprawiając tym przyjaciela w śmiech. — Odpoczywaj — zostawił mnie samą.

Zasnęłam niemalże od razu.

Obudził mnie gwar rozmów dobiegający z zewnątrz. Okna nie były zbyt szczelne. Nie musiałam patrzeć na godzinę, by wiedzieć, że właśnie wybiło południe i nastała pora obiadowa. Dzieci przemierzały niewielki dziedziniec w drodze na stołówkę. Ich głośne śmiechy i beztroskie rozmowy wywołały szczery uśmiech na mojej twarzy.

Lada moment miał odwiedzić mnie Nathan z zapowiadanym wcześniej obiadem, którego wiedziałam, że nie zdołam zjeść w dużych ilościach. Najchętniej odpuściłabym posiłek, ale odczuwałam już doskwierający głód. Podniosłam się powoli do siadu. Swoje odbicie w lustrze skłoniło mnie do wzięcia prysznica. Wyglądałam naprawdę tragicznie i było mi z tym źle – splątane i przetłuszczone u nasady włosy domagały się mycia, przesuszona skóra kremu, a przepocona i wygnieciona piżama zmiany. Choć byłam słaba, musiałam doprowadzić się do porządku.

Dotykiem SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz