Per. Jeffa
— Cholera... — mruknąłem wkurzony, przedzierając się przez krzaki. W głowie wypowiadałem mnóstwo przekleństw. Miałem ochotę wykrzyczeć je na głos, jednak powstrzymałem się ze względu na niewielki pościg, który właśnie przed chwilą zgubiłem i wolałem do niego nie wracać.
Twarde gałązki chłostały mnie po twarzy, sprawiając, iż ból spowodowany mym krwawym, dopiero co powiększonym uśmiechem pogłębiał się, lecz właściwie... miałem to w dupie. Ból nie obchodził mnie w najmniejszym stopniu, gdyż w tym momencie miałem ważniejsze rzeczy do roboty.
Zaciekle usuwałem swoim nożem chwasty rosnące mi na drodze. Suche listki przyklejały się do krwi, brudzącej nieco stępione ostrze. W mojej głowie co jakiś czas pojawiały się obrazy z mym nożem na pierwszym planie, przecinającym ludzką skórę niczym nożyczki papier. Były to naprawdę piękne wspomnienia z dzisiejszego dnia, jednak czas, którego miałem coraz mniej, nie pozwalał mi się rozproszyć, za co byłem wdzięczny.
Co chwila napotykałem kolejne przeszkody, niepozwalające mi szybko dotrzeć do celu, którym był nim hotel. Moje wolne tempo irytowało mnie, przez co jeszcze zacieklej przecinałem gałązki krzaków.
Z daleka, między pniami drzew dostrzegałem żółtawą, jaśniejącą poświatę, będącą źródłem długiego pasma dymu, unoszącego się ku rozgwieżdżonemu, nocnemu niebu. Normalnie to nie przejąłbym się tym zbytnio, bo przecież pożary w lasach wybuchały na świecie mnóstwo razy każdego roku. Lecz było coś co nie pozwalało mi tak po prostu przejść obok tego obojętnie. Tym czymś była świadomość tego, iż owa poświata powstałą w tym samym miejscu, gdzie znajdował się hotel creepypast. Na dodatek odnosiłem niepokojące wrażenie, że ten pożar nie powstał przez przypadek.
Adrenalina płynąca w moich żyłach sprawiała, iż z każdą chwilą coraz zacieklej próbowałem dotrzeć do tak znajomego mi budynku.
Gdy w końcu przedarłem się przez gęste krzaki, wszedłem na leśną ścieżkę, prowadzącą do hotelu, a następnie rzuciłem się biegiem w stronę poświaty, która ciągle zwiększała się.
Nagle ciepłe powietrze uderzyło mnie prosto w twarz, przez co musiałem na moment zakryć sobie oczy ręką. Nagle ujrzałem niewielkie stadko saren, uciekających w popłochu jak najdalej od płomieni, jednak nie zniechęciło mnie to i nadal brnąłem przed siebie.
Z każdą chwilą robiło się coraz cieplej. Krople potu spływały mi po czole. Byłem już tak blisko. Gorące płomienie w zastraszającym tempie przeobrażały w proch wszystko, co stanęło im na drodze. Musiałem się nieźle natrudzić by przejść przez tą ognistą zaporę bez większych poparzeń. Nie było to łatwe, ale w końcu mi się udało i mogłem dostać się jeszcze bliżej budynku.
Syknąłem cicho, kiedy poczułem pieczenie na prawej łydce. Czyli jednak płomienie mnie dosięgły. Kulejąc nadal zbliżałem się ku mojemu celu. Byłem wyczerpany, lecz nie mogłem się poddać, a na pewno nie w teraz.
W końcu moim oczom ukazał się hotel, a raczej to co z niego pozostało.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam... tak, właśnie tak... twoje oczy się nie mylą drogi czytelniku/czytelniczko. To naprawdę wstęp do drugiej części historii Rosallie i wiem, że jest krótki, ale nie chciałam zdradzać zbyt wiele na samym początku.
Cóż... teraz czas na moją (nie)ulubioną część, czyli informacje:
— Rozdziały wstawiane będą najczęściej w weekendy, bo tylko wtedy mam dostęp do kompa, a pisanie na telefonie to zło (według mnie oczywiście).
— Jeżeli nie lubisz szczegółowych opisów morderstw i innych takich, to po prostu tego nie czytaj.
— W odróżnieniu od pierwszej, w tej części mogą pojawić się przekleństwa (tylko tak ostrzegam).
— Jeśli zobaczysz jakiś błąd, to śmiało mnie poprawiaj (może uratujesz wzrok innych czytelników xD).
Starczy tych informacji. Życzę miłego czytania tego opowiadania i jak zwykle pozdrawiam wszystkich. Do następnego.
CZYTASZ
Moja pustka || Historia... Rosallie?
Fanfiction"Jeff" - niegdyś imię to sprawiało, iż jej serce biło szybciej, oddech przyspieszał, a na czole pojawiały się kropelki zimnego potu. To ono powodowało, że tak wiele uczuć pojawiało się nagle wewnątrz niej. Emocje były dość znaczącą częścią jej człow...