Od wczorajszego dnia unikałem wszystkich, których mógłbym skrzywdzić. Ludzi, zwierzęta, a zwłaszcza moich przyjaciół. Potrzepuje delikatnie skrzydłami w dźwięk świerszczy i przechadzam się do miejsc, które chce ostatni raz ujrzeć. Mijałem to kawiarnie, w której często z Chrisem piliśmy kawę. Sklep ze słodkościami, gdzie kupowałem sobie gofry. Starą bibliotekę i tak dalej. Patrząc na te miejsca wewnątrz mnie rozbrzmiewał smutek, wiedząc że muszę to wszystko zostawić i odejść bez słowa. Zatrzymałem się koło klubu "Golden dragon" prowadzonym przez mojego ulubionego demona. Jednak nie wszedłem do niego, mimo chęci pożegnania się z przyjacielem. Pomyśleć, że na pierwszym spotkaniu chciałem go zabić, a potem się okazało, że to całkiem znośny i zabawowy pijak. Westchnąłem ciężko i ruszyłem przed siebie. Kolejne miejsce jakie odwiedziłem był dom Chrisa. Zajrzałem przez okno i uśmiechnąłem się widząc jak Chris ogląda wraz z Eli jakiś film w telewizji. Mimo tego poczułem ukucie zazdrości i bólu.
Dlaczego my tak nie mogliśmy siedzieć? Co kochanie?
Odwróciłem się i poleciałem w stronę wzgórza, gdzie pochowałem swojego aniołka. Stanąłem pod wierzbą i spojrzałem smutno na grób Nory. Wyjąłem spod czarnej marynarki czerwoną róże. Jej ulubiony kwiat i położyłem go na jej grobie. Zdjąłem z siebie kapelusz takiego samego koloru co marynarka i odłożyłem obok kwiatu. Uklęknąłem na oba kolana i spojrzałem na wygrawerowany przez siebie napis. Kto by pomyślał, że zdolność rzeźbiarstwa kiedyś mi się przyda? Zaśmiałem się smutno i przeczytałem go na głos:
— Nora Smith, ukochany anioł. — Miałem już w dupie ukrywanie uczuć, więc pozwoliłem by łzy kapały na jej grób.
Pod tymi słowami był wygrawerowany jej ulubiony cytat, którym zawsze zachęcała mnie do pocałowania siebie.
— "Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj" — przeczytałem, czując gorycz. Wstałem z klęczek i odwróciłem się w stronę wschodzącego słońca. — Będziesz miała tu piękny widok na wschód, który tak kochałaś.
Moje łzy w dalszym ciągu kapały na ziemię, gdy poczułem czyjś dotyk na policzku. Odwróciłem się w tamtym kierunku i zobaczyłem Norę, z białymi włosami i w takim samym kolorze sukni. Uśmiechała się ona do mnie i głaskała po policzku.
— Zostań... — powiedziałem cicho.
Nora tylko zbliżyła się do mnie i złączyła nasze usta. Czułem jej słodki smak oraz miękkość, którą tak bardzo kochałem. Chciałem ją pociągnąć bliżej siebie, lecz moje ręce przez nią przeleciały, a jej duch zniknął.
— Kocham cie Kasparze i zawsze będę w twoim sercu. — Usłyszałem jej ciepły i melodyjny głos przez co lekko się uśmiechnąłem ocierając łzy.
— A ja kocham ciebie Norano.
Wypuściłem z pleców czarne jak smoła skrzydła i wzbiłem się w przestworza. Zostawiając jej grób z różą, kapeluszem i czarnym piórem. Moje życie w Salem dobiegło końca. Nie wrócę tu już, by nikogo nie skrzywdzić. Przynajmniej nie teraz. Czułem smutek zostawiając mojego siostrzeńca, a obiecałem, że go nie opuszczę. Odchodzę by nie skrzywdzić go i nikogo innego. Nie jestem już Widzącym, i już nie widzę Oczami Umarłych, stałem się Ślepcem.
I tak o to kończą się przygody Kaspra jako widzącego T.T, będziecie za nim tęsknić? Jak wam się podobało?
Chciałbym wam wszystkim podziękować, że Oczy się wam spodobały ^^. Cóż nie myślałem o tym, że ta opowieść będzie mieć fabułę albo, że wy będziecie mieli wpływ na to co się w niej pojawi. Prawdę mówiąc Oczy powstały bez jakiegokolwiek pomysłu. Stworzyłem bohatera, nadałem mu charakter, a reszta dalej sama się potoczyła, aż do tego momentu. Dobrze mi poszło? Jak myślicie?
Ja się będę już z wami żegnał i zapraszam na "Sabat Czerwonego Księżyca", który za jakiś czas powinien się pojawi ;)
I pamiętajcie: Mimo, że widzący staje się ślepym to jego życie końca nie dobiega.
CZYTASZ
Oczami umarłych
ParanormaleWidzący to jedyna osoba, która potrafi wyciągnąć twój zawszony tyłek z Limbo i pomoże trafić ci w zaświaty. Człowiek ni to żywy ni to martwy. Z własnymi codziennymi problemami na głowie. Dodajmy do tego wszechobecne potwory, zjawy, demony i najgorsz...