Rozdział 8 "Czy ktoś ciebie..."

282 19 4
                                    

~Eren~

Od dziesięciu minut miałem dylemat. Iść na kolacje czy nie iść. Nowi pewnie się mnie boją. W sumie im się nie dziwię. Nie dość, że w każdej chwili mogę się zamienić w tytana, to jeszcze większość widziała moją "walkę" z workiem treningowym.

Ostatecznie postanowiłem pójść...
No dobra, nie ja. To mój brzuch mi rozkazał... Swoją drogą potrafi głośno burczeć.

Przez wielkie mahoniowe drzwi usłyszałem śmiech i głośne rozmowy. Otworzyłem je.

Wow jaka magia. Wszyscy siędzą cicho.

– Nie przeszkadzajcie sobie. Udawajcie że mnie tu nie ma. Kontynuujcie swoje jakże ciekawe konwersacje. – mój głos był przesiąknięty jadem.

Hmm, zachowuję się jak ktoś inny. Pytanie tylko, jak kto? Niby Levi, ale on ostatnio się zmienił.

Usiadłem obok Levi'a, Paty i Mikasy. Wziąłem kilka kromek chle... Zaraz, zaraz. Stop. Wróć. Co? Obok trzech osób? To jakby troche niemożliwe. Są tylko cztery warianty.

a) Inwazja kosmitów

b) Inwazja lamorożców

c) Trafiłem do innego wymiaru

d) Sasha znowu zjadła gostka od sprawowania nad czasoprzestrzenią

A poprawna jest odpowiedź...

Żadna z powyższych?! Dziwne.
Spojrzałem w prawo i co ujrzałem?

Pata siedząca na Mikasie. Karmiły się nawzajem.

– Nareszcie udało ci się ją wyrwać? Gratuluje Pata. – powiedziałem, ale one były zbyt zajęte sobą. Czyli yuri na żywo. – Was też dziwi, że tyle tu związków homoseksualnych? Chociaż chyba wiem dlaczego.

Wszyscy popatrzyli na mnie z zaciekawieniem. Ja jednak zamiast im powiedzieć, poszedłem do kuchni. Po kilku minutach wróciłem z paczką chipsów.

– Czy mógłbyś nam powiedzieć dlaczego tu tyle homo?

– Eh no dobra. To tylko teoria. Skoro idziesz do zwiadowców to dlatego że albo chcesz się zemścić na tytanach, albo chcesz umrzeć. Wiadomo, że jeśli masz kogoś to raczej nie pójdziesz na pewną śmierć. A homosie rzadko przyznają się do swojej orientacji, bo to jest dziwne. A skoro się nie przyznają to nikt o tym nie wie i ich nie wyrywa. Więc zawiedzeni, że nie mają drugiej połówki, idą spełnić obowiązek wojskowy. A skoro tutaj to jest tolerowane, mogą się otworzyć i znaleźć partnera.

– Właściwie to po części masz rację.

– Właśnie Jean. Od mojej gry w pokera, nie widziałem Marco. Niech zgadnę. Tak się ucieszyłeś na wiadomość że mnie nie będzie, że w łóżku straciłeś kontrolę. Pewnie teraz leży gdzieś z nadzieją, że o nim zapomnisz. - zaśmiałem się. Wszyscy zamilkli, a po policzku Jeana spłynęło kilka łez. Niby nie jest jakimś tam moim przyjacielem, ale nie mogę powiedzieć że go nienawidzę. Jest całkiem spoko. – Co się stało? Czy on...

– Coś się działo przy murze, gdy ty byłeś nieprzytomny. Jean, Marco i kilkoro innych pojechało na zwiad. Pojawili się tytani i...

– Marco nie żyje. Został zjedzony.

– Jean, ja przepraszam. Gdybym wiedział, nie żartowałbym...

– Skąd mogłeś wiedzieć...

– Mogłem się domyślić.

– Już się z tym pogodziłem. Już mi lepiej, dzięki Armi... Eren ty płaczesz?! – Koniomordy bardziej stwierdził niż zapytał.

Wszyscy zdziwieni spojrzeli na mnie.

Odrzucasz mnie?!  || Ereri/Riren *W Trakcie Poprawy*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz