ODDECH SZÓSTY

267 23 5
                                    

  Śnieg powoli spadał na twardą, ubitą ziemię przed domem, bezszelestnie na niej osiadając i pozwalając sobie istnieć. Jego grube płatki niemal zupełnie przykryły samochód, dach, a nawet puszłasowe korony drzew. Wiatr ustał i tylko trzask ognia w kominku dawał znać, że wszechświat jeszcze istnieje. Cisza. Once-ler leżał zatopiony w niej na dobre, wbijając wzrok w sufit, jakby nie mógł wypatrzeć tam tego, czego szukał. Jego oczy szkliły się jak kawałki lustra, wrzucone do pustej przestrzeni. Serce biło wolniej niż zwykle. Było coraz bardziej martwe. I nawet jeśli tego nie widział, to wciąż czuł jak bardzo jest sine. Podobnie sine były również jego usta i koniuszki palców. A przecież nic takiego się nie stało. Po prostu w końcu nie czuł strachu. Nie było to przecież nic złego. Nie tak całkowicie. Było. Po prostu było, a jednak mimo uczucia ulgi, napawało niebieskookiego niezrozumiałą wątpliwością. Od momentu, gdy kilka dni wcześniej Greed-ler zrobił co zrobił, uciążliwy strach naprawdę zniknął. W końcu tak miało być. Dlaczego więc chłopak czuł się w taki sposób? Sufit nie zmieniał barwy. Pozostawał dziwnie biały. Zupełnie jak skóra leżącego tuż pod nim Once-ler’a, zaciskającego pięści, aż kostki nie przybiorą podobnego koloru, jak otaczające go ściany.

   Chłopak uchylił powieki. Pomimo tego, że pozostawały niesamowicie ciężkie, podniósł je bardzo gwałtownie. Bez chwili wahania. Za oknem było kompletnie biało. Podobnie jak w jego głowie. Ta sama cisza. Niebieskooki podniósł się niechętnie, zrzucając z siebie kołdrę i resztki negatywnych myśli. Sięgnął po kamizelkę, leżącą na fotelu obok, niechcący trącając chudymi palcami zimną biel koszuli, zsuwającej się powoli w dół, ku podłodze. W pierwszej chwili odsunął ją gwałtownie, jakby nie chcąc mieć z nią najmniejszego kontaktu. Kiedy jednak dobiegł go znajomy, ostry zapach, zapomniał o chwilowej wątpliwości, co do słuszności swojej odległości. I nawet jeśli myśli podpowiadały mu inaczej, wciąż wiedział, że nie żałuje tamtego pocałunku. Nie żałował niczego. Dotknął raz jeszcze upadającej koszuli i zmrużył oczy czując, jak bardzo przenikliwie jest lodowata. Chwilę potem zbliżył ją do swojej twarzy i mimowolnie zaciągnął się jej zapachem. Cygaro. Markowe perfumy. Ich połączenie cuchnęło, przyprawiając o odruch wymiotny. Jak jednak w tamtej chwili można było myśleć o zawartości tego zapachu, skoro najbardziej liczył się sam jego właściciel. Once-ler przycisnął ją do siebie, a konkretnie do piersi, w której serce znów kołatało nieubłaganie. Przez chwilę naprawdę miał ochotę go objąć. Tak jak wtedy, gdy ich usta po raz pierwszy i ostatni się spotkały. Tak jak wtedy, kiedy jego marzenia w końcu przestały mieć miejsce tylko w jego głowie. Podświadomie wiedział, jak wiele znaczy dla niego ich relacja. Nie. Samo istnienie mężczyzny dawało mu więcej, niż dało mu cokolwiek innego. Jego serce nie chciało przestać poddawać się chwili. Blade, sine palce zaciskały się na materiale koszuli, jak na największym skarbie. I być może w tamtym momencie tym właśnie była dla niebieskookiego, starającego się ją przy sobie zatrzymać bardziej niż swój rozsądek. Nagle dobiegły go jednak głosy z korytarza, przez co rzucił ją na fotel jak poparzony. Mimo to nie było ku temu powodów, ponieważ cała bliżej nieokreślona konwersacja odbywała się nie na wspomnianym korytarzy, a w kuchni, czyli w nieznacznie większej odległości od sypialni. Zaczął przysłuchiwać się intensywniej. Szepty. Cisza. Na przemian. Od przymusu ciągłego słuchania tych samych dźwięków, pulsowały mu skronie. A może wcale nie to było powodem. Spojrzał w stronę koszuli raz jeszcze, starając się odeprzeć tę niepohamowaną chęć zatrzymania jej przy sobie. Nie był jednocześnie pewien, czy gdyby zechciał ją założyć, Greed-ler nie wpadłby w szał. Jak zwykle bez większego powodu, ale ostatnimi czasy zdarzało mu się to coraz częściej. A już szczególnie od TAMTEGO momentu. Chłopak obserwował go intensywniej niż zwykle, próbując tym samym zrozumieć źródło podobnych zachowań. Zauważył więc, że irytowało go dotykanie jego rzeczy. Nie tylko rzeczy. Ogółem zwracanie mu uwagi przypominało wymierzenie samemu sobie ciosu prosto w serce. Był jeszcze bardziej okrutny, bezkompromisowy, stanowczy i pozbawiony subtelności niż w dniu, gdy po raz pierwszy się pojawił. A przecież nie powinno tak być. Nie po tym, jak stali się sobie tak bliscy. Nie po tym wszystkim, co zmieniło się dla Once-ler’a w przekleństwo. Nigdy przedtem bowiem nie czuł się w podobny sposób. Doskonale wiedział, że to dość...nietypowe? Może nie tak powinno to zostać ujęte. Bardziej nie na miejscu. Przez ponad dwadzieścia lat swojego i tak niezbyt udanego życia nie udało mu się pokochać nikogo. Starania nie przynosiły efektów. W sumie i tak nigdy nie było to jego celem, ani priorytetem. Od zawsze prowadził pogoń tylko i wyłącznie za dumą z samego siebie. Nie. To nie to. Raczej za chęcią udowodnienia wszystkim, że potrafi być kimś. I teraz tym ,,kimś" był. Dlaczego więc nic nie szło po jego myśli? Dlaczego serce biło nie w tym kierunku, w którym powinno? Dlaczego na widok kogoś takiego zdawało się roztapiać, a gdy tylko znikał z zasięgu wzroku, stawało w miejscu? W kuchni zapadła kompletna cisza. Niebieskooki spojrzał na drzwi. Nadal cisza. Wtem dotarło do niego, że od rana nie widział mężczyzny. Po raz kolejny popatrzył w kierunku koszuli i wzdrygnął się na samą myśl o tym, jak perwersyjne rzeczy przemykają przez jego własny umysł. Chwilę potem zdjął z siebie szarawą bluzkę. Miękki, śliski materiał otulił jego ciało ostrym zapachem, przyprawiając go o dreszcze. Czuł jak cały się topi. Rozpływa się od gorąca. Niezwykłego gorąca bijącego z jego własnego ciała niczym czysty ogień. Wstrzymał oddech i bez zastanowienia podszedł do drzwi, by pewnym krokiem wparować do kuchni. Serce nie przestawało walić mu jak młotem. I nagle stanął twarzą w twarz z zielonookim, patrzącym na niego z góry, prawie z wyższością. Uśmiechał się od ucha do ucha, a jego ostre zęby lśniły niczym porcelana. Nie były jednak tak samo kruche.
   - Akurat o tobie rozmawialiśmy, Oncie. - szepnął tajemniczo, chwytając zdezorientowanego chłopaka za rękę. Ucisk jego palców był nie do zniesienia. Silny. Nieprzyjemny. A jednak na swój sposób podniecający. Once-ler wiedział, że potrafi jedynie ulec. Nie walczył więc. Postanowił się poddać i pozwolić się prowadzić, nawet w tak niedelikatny sposób. Nie był pewien, czy tak często ulegając podejmuje dobre decyzje. Wiedział jedynie, że coraz bardziej kocha tę swoją mroczną połówkę, w tak nietaktowny sposób prowadzącą go przez korytarz. I wtedy znów dobiegł go ten sam zapach. Tym razem jeszcze mocniejszy, bo z samego źródła.
   - Greed... - mruknął pod nosem, starając się zrobić to jak najciszej, a jednak nie do końca wiedząc jak, skoro własne ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Jego zmysły oszalały. Po raz pierwszy w życiu. Mężczyzna zatrzymał się nagle przed drzwiami do salonu. Wyglądał zarazem na zdenerwowanego i zniecierpliwionego. Once-ler przyglądał się jego twarzy, bawiąc się nerwowo palcami. Nie wiedział, co powinien zrobić, ani co powiedzieć. Ma niepotrzebnie pytać? A może spróbować zabrać rękę ze swojego ramienia?
   - Rozmawiałem z twoją matką. - zakomunikował nagle wyższy, rzucając chłopakowi pewne spojrzenie. Niebieskooki przez chwilę nie zrozumiał znaczenia kierowanych do niego słów. Stał po prostu wpatrzony w pełną twarz swojej kopii niczym w lustro. Nie oddychał. Zapomniał, jak powinien to robić i jak robił to do tej pory. Kiedy jednak w końcu pojął sytuację, coś w nim drgnęło. Chciał się zaśmiać. Wzrok mężczyzny był jednak  zbyt przytłaczający. Zbyt pewny.
   - Przecież ty...ona cię nie widzi...nie mogła cię widzieć. - Once-ler czuł, jak coś paraliżuje całe jego ciało. Wszystko zdawało się kłamstwem. W jednej chwili faktycznie wszystko stało się kłamstwem. Wszystko w nim samym.
   - Pamiętasz, jak to funkcjonuje? Będziesz doświadczać tylko tego, czego chcesz doświadczać. Twoja matka jest jak widać o wiele bystrzejsza niż nam się wydawało. - wytłumaczył zielonooki, marszcząc brwi - Nie myśl sobie tylko, że mnie to cieszy.
   - Czyli...ona wie? O wszystkim? - wydukał chłopak, powoli zdejmując lodowatą rękę z rozedrganego przedramienia. Z jednej strony czuł ulgę. W końcu mógł przestać się ukrywać. Nie musiał żyć w tym samym strachu. I tak JUŻ nie musiał. Nie zmieniało to jednak faktu, że z drugiej strony wszystko się teraz komplikowało.
   - ,,Dwaj synowie - dwa razy więcej pieniędzy do podziału." Matka na pewno myśli teraz w taki sposób... - dodał po chwili zastanowienia, patrząc spode łba na drzwi wejściowe.
   - Wcale bym się nie zdziwił, gdyby któryś z nas za jakiś czas kopnął w kalendarz po tym, jak kochająca rodzinka przyniesie nam coś pysznego do jedzonka. - warknął Greed-ler, marszcząc brwi jeszcze bardziej niż zwykle. Jego twarz wyrażała teraz coś zupełnie innego. Nie do końca zrozumiałego. Chwilę potem pchnął drzwi, a te otworzyły się, skrzypiąc przeraźliwie. Cisza. Znów to samo.
   - Och! W końcu jesteście! - dało się słyszeć ten sam piskliwy głos, który zaczynał powoli kojarzyć się tylko ze złym. Kobieta siedziała na kremowej kanapie, z założoną nogą na nogę. W ręce trzymała filiżankę, niczym angielska dama. W ogóle nie wyglądała na wyprowadzoną z równowagi. I w tamtym momencie Once-ler poczuł, jak cała ta sprawa go oświeca. Matka wcale nie myślała w taki sposób. Dwaj synowie nie kojarzyli jej się z podziałem dochodów. Przeciwnie. Raczej z podwojeniem. Nie było ku temu wątpliwości. Nagle w całym pomieszczeniu echem rozszedł się odgłos, towarzyszący klepaniu kanapy. Kobieta przywoływała ich bowiem w taki sposób do zajęcia miejsca obok niej. Zupełnie jak na spotkaniu biznesowym. I być może nieświadomie taki to miało charakter. Posłusznie usiedli więc na przeciwległej sofie, w dość znacznej odległości od siebie. A przecież nic takiego się nic stało, choć czy można inaczej ukryć stres? Być może dla zielonookiego nie było to problemem. Jednak stanowczo nie dla Once-ler’a. Dla niego nic nigdy nie było proste...

      - Mówiłem, że też mnie to nie cieszy! Zachowujesz się jak pieprzony gówniarz! - krzyknął Greed-ler, rozwiązując krawat - I tak nic już na to nie poradzimy!
   - Mogłeś chociaż jakoś się ukrywać, zamiast ,,wyjść tylko po kawę"! Przez ciebie muszę teraz przechodzić przez ten bezsens! Matka na pewno czegoś mi dosypie, jeśli co chwilę będę się jej stawiał! - niebieskooki niemal wychodził z siebie. A, nie. Przepraszam. To już dawno miał za sobą. I wcale mu to nie ulżyło. Padł więc przytłoczony swoją podwójną egzystencją na lodowatą pościel, ponownie spotykając się wzrokiem z bielą sufitu. Jego myśli wcale jednak nie były już tak samo białe. Płonęły.
   - Więc przestań się jej stawiać. - syknął mężczyzna, rzucając koszulą o podłogę, przez co zapach perfum rozlał się po niej niczym mgła, choć kompletnie niewidoczna. Chwilę potem spojrzał na chłopaka, wzrokiem pełnym pogardy. Miał ochotę po prostu się go pozbyć. Wiedział jednak, że to nie odpowiedni moment.
   - Łatwo ci powiedzieć! Jesteś cholernym szczęściarzem, bo do tej pory nikt nawet nie wiedział o twoim istnieniu! - Once-ler nie przestawał krzyczeć, nawet jeśli miał świadomość, że nie ma ku temu potrzeby. Na moment zapadła całkowita cisza. Chwilę potem dało się jednak słyszeć skrzypienie uginanego pod ciężarem ciała mężczyzny, dębowego stelaża łóżka. Chłopak po raz kolejny wstrzymał oddech. Nie zamykał jednak oczu tak, jak zwykł to robić w takich momentach. Trzymał je szeroko otwarte, chcąc wyłapać każdy detal ich kolejnego zbliżenia. Czuł, jak mocno napinają się wszystkie jego mięśnie, ścięgna i wszystko inne, co miało możliwość się napiąć. Kolano zielonookiego przyparło jego krocze, tylko pogarszając ogólny stan chłopaka. Chwila ciszy i zaraz potem półnaga sylwetka Greed-ler’a pochyliła się nad nim niczym wygłodniały wilk nad swoją potencjalną ofiarą. Jego sine obojczyki prawie wcale się różniły się od kolorytu koniuszków palców, czy warg, które w tamtej chwili wyglądały na nienaturalnie rozpalone, pomimo ich niezmiennej barwy. W jednej chwili powietrze zrobiło się gorące. Wręcz za bardzo.
   - G-Greed? - wydukał czarnowłosy, patrząc w jego głębokie oczy, jak zahipnotyzowany. Jego serce miażdżyły żebra. Dość boleśnie.
   - Myślałeś, że nie zauważyłem? - zapytał, przekrzywiając głowę i rzucając niższemu cwaniackie spojrzenie. Wyglądał na kogoś, kto bez skrupułów mógłby zgwałcić go przy pierwszej lepszej okazji. Chłopak zaczął się więc zastanawiać, czy naprawdę posiadał kiedyś w sobie taką część siebie, która byłaby zdolna po podobnych rzeczy.
   - Ni...niby czego nie...? - nie dokończył, czując jak lodowata dłoń wędruje na jego tors penetrując najmniejszy cal skóry. Wzdrygnął się. Chciał tego. Chciał, choć wiedział, że to nierealne.
   - Tego, że masz na sobie moją koszulę. - uśmiechnął się szelmowsko Greed-ler, gładząc jego policzek i zbliżając twarz do ucha niebieskookiego - Specjalnie ją tu zostawiłem. - dodał tyle, że już szeptem.
   - Jesteś okrutny. - parsknął nagle Once-ler, próbując obrócić całą sytuację w żart. Nie potrafił się jednak długo śmiać widząc, jak jego własna żałość odbija się w rażąco zielonych tęczówkach czarnowłosego.
   - Jestem. - odparł szybko tamten, obejmując ustami górną wargę chłopaka. Z początku robił to delikatnie. Naprawdę delikatnie. Jednak im bardziej niebieskooki mu ulegał, tym gorszy się stawał. Tamten z kolei nie potrafił zrobić niczego innego, jak tylko się poddać. Kochał to robić. Nie tyle dla niego, co nawet dla samego siebie. Drżał, a mimo to wiedział, że to wcale nie takie złe. Odwzajemniał pocałunki jak najlepiej umiał. Nie umiał jednak tego wcale toteż co chwilę jego uszu dobiegał cichy chichot mężczyzny, coraz bardziej napierającego na jego ciało. Uchylił niepewnie wargi, godząc się jednocześnie na pewniejsze kroki, nawet jeśli nie do końca miał pojęcie, co robi. Jego ręką samoistnie powędrowała na kark Greed-ler’a, nie zabawiając tam jednak długo, bo pod kierownictwem właściciela owego karku przeniosła się na jego krocze. I w tamtym momencie zrozumiał, co znaczy w ich przypadku ,,dzielić to samo ciało". Oboje bowiem od dłuższego czasu czuli tam przeciwieństwo luzu. Kompletne przeciwieństwo. Chłopak sapnął cicho do jego ust w momencie, kiedy ten wsuwał język między jego wargi. Wszystko działo się tak szybko. Stanowczo za szybko. Żaden z nich nie potrafił tego jednak powiedzieć. Żaden nie chciał. Jakiś czas później ślina ciekła już strumieniem po policzkach Once-ler’a, dusząc go swoim nadmiarem, a on sam pozbawiony został koszuli i spodni. Greed-ler wciąż podpierał się rękoma, by w ten sposób zawisnąć nad nim w powietrzu. Pocałunki przestały być pocałunkami. Zmieniły się za to w czysto zwierzęce zagrania, pozbawione tej naturalnej do tej pory romantyczności. Znów wylądowali w tak nagłej sytuacji przez kolejne uniesienie. Znowu zbyt szybko. Zbyt pochopnie. Nie pamiętali o tym jednak zupełnie, pochłonięci, a raczej pochłaniający się nawzajem.
   - Przestań... - sapnął chłopak, zginając się w łuk. Dawno nie słyszał już swojego serca, przez co wróciła do niego cała racjonalność. W pewnym momencie ogarnął go strach. A przecież miał go już więcej nie odczuwać...
   - Jesteś naprawdę głupi jeśli myślisz, że to zrobię. - zaśmiał się mężczyzna, delikatnie przygryzając skórę na jego szyi. Faktycznie. Głupio byłoby myśleć, że w tej sytuacji mógłby odsunąć swoją rządzę na bok. Próby wyrwania się tym bardziej okazałyby się bezskuteczne. Dlaczego więc coś podpowiadało mu przez cały czas, że powinien uciec od niego jak najdalej?
   - Greed-ler, proszę...to zaszło za daleko.
Słowa kompletnie nie docierały do mężczyzny, który będąc w transie zapomniał całkiem o tym, że tamten w ogóle potrafił mówić. Był zbyt pochłonięty obcałowywaniem delikatnej, bladej skóry na jego brzuchu i dotykaniu wszystkich "czułych punktów" niebieskookiego. Znał je bowiem lepiej niż ktokolwiek inny. W końcu...sam nim był. Do niedawna, ale wciąż BYŁ.

   Once-ler obserwował jasne iskierki ognia, trzaskające w kominku. Ciepło uderzało o i do jego ciała. Włosy kompletnie opadły mu na twarz, kolidując z faktem, iż wciąż były zupełnie ułożone. Pojedyncza łza spływała wolno po jego policzku, jakby reszta za wszelką cenę została odcięta od ujścia. Po raz kolejny ta sama cisza. Greed-ler siedział po drugiej stronie łóżka, milcząc prawie tak samo intensywnie jak cały świat. Palił tylko cygaro, przeglądając jednocześnie katalog budowlany. Chłopak czuł, że mimo wszystko popełnił błąd. Jakie bowiem znaczenie miała w tym wszystkim przyjemność, skoro fałszywa. Zamknął oczy, wsłuchując się w odgłosy ognia. Chciał zasnąć i po prostu zapomnieć. Jego policzki wciąż jeszcze mieniły się od wyschniętych strug łez, choć powinny zniknąć już dawno. Więc dlaczego nadal tam były?
   - Wciąż jesteś zły? Przecież przestałem. - rzucił oschle zielonooki, spoglądając w stronę chłopaka. Nie był wprawdzie dumny z tego, jak się zachował. Oczywiście chodzi o fakt, iż w końcu przestał. Za wszelką cenę chciał bowiem dotrzeć do punktu kulminacyjnego i w końcu posiąść całkowicie wolne i pozbawione ograniczeń ciało. Nic nie szło jednak po jego myśli. Od kiedy bowiem był tak słaby na jego punkcie?
   - Przestałeś dopiero, kiedy wpadłem w histerię... - szepnął w odpowiedzi chłopak, nakrywając się kołdrą po same uszy. Jego drobne ciało bezustannie drżało naprzemiennie ze zdenerwowania i ciągłego jeszcze podniecenia. Zacisnął zęby i nagle poczuł lodowatą dłoń, powoli wplataną w jego kruczoczarne włosy. Wzdrygnął się, a jednak pozwolił mężczyźnie bez obaw się dotykać.
   - Po prostu mnie poniosło. - skłamał zielonooki i tak naprawdę dobrze wiedział, jak bardzo fałszywy miał głos mówiąc to. Wciąż jednak pozostawał przy swoim, grając na emocjach chłopaka jak najlepiej umiał.
   - Spójrz na mnie, Oncie. - dodał, gładząc ponownie jego policzek. Robił to subtelnie. Bardzo subtelnie, co wcale nie dziwiło już Once-ler'a. Zdążył poznać odrobinę jego zagrywki. Wiedział, na ile sam może sobie pozwolić, by go nie zdenerwować. Jak powinien się do niego zwracać i jak z nim funkcjonować bez większych kolizji. Łudził się, że dobrze go zna, toteż pełen nadziei faktycznie spojrzał na niego wciąż wystraszonym wzrokiem. Mężczyzna w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko i pocałował niebieskookiego czule i z wyczuciem. On też znał swoją "drugą całość" tyle, że w jego wypadku faktycznie tak było. Chwilę potem odsunął się od niego i wrócił na swoje miejsce, na powrót biorąc do ręki katalog. Cygaro dawno zdążyło już spłonąć. Once-ler podniósł się niepewnie i spojrzał na zielonookiego. Zawsze, kiedy tak mu się przyglądał, jego serce zaczynało bić mocniej, a już szczególnie, kiedy obaj dzielili łóżko, niemal kompletnie nadzy. Do niczego bowiem między nimi nie doszło. Skończyło się jedynie na dość mało subtelnej grze wstępnej w momencie, kiedy przyszedł moment pozbycia się bielizny. Coś w nim wówczas pękło. Nie był w stanie się poruszyć i wszystkim co robił był nagły płacz. Sam do końca nie wiedział, dlaczego. Po prostu. Przysuwał się więc teraz powoli w stronę chłodnego ciała mężczyzny, chcąc jakoś przełamać atmosferę, którą przecież sam zbudował. Greed-ler ewidentnie to zauważył choć nawet się nie poruszył. Wpatrywał się beznamiętnie w katalogowe projekty, bezszelestnie przewracając strony. Chwilę potem poczuł jednak, jak rozgrzane ciało chłopaka opada na jego ramię i za wszelką cenę prosi o uwagę. Celowo nie zareagował. Chciał wyczuć granicę, w jakiej tamtemu mogło zależeć. W końcu przedtem sam go zatrzymał. Nie pomylił się więc swoją cierpliwością, bo za moment para chudych rąk oplotła jego ciało, a gorące usta otarły się o bladą szyję.
   - Nie graj mi tak na uczuciach Oncie, bo może zrobić się niebezpiecznie. - zaśmiał się, czochrając go po głowie. Mimo realizowania swojego planu nadal czuł wobec niego tę samą słabość. Uciążliwą. Problematyczną. Pojawiającą się wbrew jego własnej woli.
   - Ty nie masz uczuć. - odparł czarnowłosy, kompletnie na niego nie patrząc, ale za to obejmując go jeszcze mocniej. Ten w odpowiedzi wybuchnął śmiechem i pocałował go w czoło, chwilę potem zapalając drugie cygaro. Popatrzył na niebieskookiego, marszcząc brwi. W końcu nabrał powietrza i zwrócił jego twarz ku sobie. Wiedział bowiem, że drugiej takiej samej prośby by nie spełnił. Kiedy więc ich spojrzenia się spotkały, wiedział już, co powinien powiedzieć.
   - Skoro jesteśmy teraz w tak bliskiej, partnerskiej relacji, to co byś powiedział na rozbudowę firmy?

   Witam! 😌
Sporo czasu mnie tu nie było, przez co narobiłam sama sobie zaległości. No nic! Od razu przepraszam za opóźnienie, ale musicie wiedzieć, że jak zazwyczaj wymyślenie i opracowanie rozdziału zajmuje mi tydzień, tak całą dzisiejszą noc spędziłam na pisaniu ,,Oddechu Szóstego". Od razu uprzedzam, że od ,,Oddechu Siódmego" rozkręci się fabuła erotyczna ( która może się wydać trochę abstrakcyjna, chociaż liczę na to, że mój styl pisania przypadnie Wam do gustu )! Bardzo dziękuję za wszystkie wyświetlenia, oceny i komentarze. Nadal pozostaję w szoku!
W każdym razie, miłego czytania!

P.S. Nikt nie umie na koniec rozdziału poderwać tak, jak Greed 💚

OSTATNI ODDECHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz