ODDECH TRZECI

347 34 12
                                    

Poranek był niewyobrażalnie chłodny - bynajmniej jak na początek jesieni. Wiatr uginał drzewa i przeplatał się pomiędzy ich koronami, niczym w puchatym labiryncie, wygwizdując najróżniejsze melodie. Niebo nie miało już tej samej barwy, a wręcz nie posiadało jej wcale. Od czasu do czasu przemykały się po nim tylko ciemne kłęby dymu, sączące się wprost z kominów fabryki. W dodatku cały ten chłód przenikał każdą możliwą szczeliną, byleby tylko znaleźć się po wewnętrznej stronie okna sypialni. Powoli wkradał się pod kołdrę, muskając delikatnie rozgrzane policzki Once-ler'a i gdyby nie to, że chłopak nienawidził zimna, zapewne zupełnie by go to nie ruszyło. Było jednak inaczej, toteż niedługo potem uchylił wciąż jeszcze ciężkie powieki. Rozejrzał się po pokoju, jeszcze nie do końca odzyskawszy ostrość widzenia. Jedyne, czego był w tamtym momencie świadom to okropny chłód otulający z każdej strony jego wątłe ciało. W końcu wstał, a pościeliwszy dokładnie łóżko, skierował powolne jeszcze kroki w stronę kuchni. Odkąd rozbudował nieco dom, nie musiał budzić się w pomieszczeniu, łączącym wszystkie w jedno. Raz jeszcze rozejrzał się po pokoju, tym razem o wiele dokładniej. Nie było ani śladu po zielonookiej kopii chłopaka. Ani jednego, który dowiódłby mu jego istnienia. Once-ler uśmiechnął się do siebie, jakby z ulgą. Faktycznie, był to powód do radości, a równocześnie wyjaśnienie całej tej sytuacji stawało się bardzo proste - sen. Skoro do tej pory Greed-ler siedział tylko i wyłącznie w jego głowie, dlaczego miałby się nagle materializować, a co ważniejsze - w jaki sposób? W jednej chwili przepełnił go optymizm, wylewający się z jego ciała w postaci emanującego blaskiem uśmiechu. Zapomniał o zmęczeniu. Czuł, że to wszystko, czego miał okazję być bezpośrednim powodem okazywało się tylko snem. I nawet przeglądanie się w lusterku nad łóżkiem utwierdzało go w fakcie, iż fikcja pozostaje tylko fikcją mimo, że poprzedniego dnia zdawała się niewątpliwie rzeczywistością. Tym bardziej, że sińce z szyi chłopaka zniknęły zupełnie, nie wspominając już o śladach po wbitych w bladą skórę paznokciach. I kiedy we wspominanym cudownym nastroju chwytał za klamkę, w jednej chwili czar prysł. A może nie tyle prysł, co zmieszał się z intensywnym zapachem unoszącym się w powietrzu i ulatując wraz z nim. Zapachem, który docierał do chłopaka bardziej, niż jego własne myśli. Kłębiły się one zresztą natarczywie, napływając w coraz to większej liczbie i zwiększając swoją objętość, jak gdyby chciały zaraz eksplodować. Stał więc tak w bezruchu, znosząc wspomnianą, bezpostaciową mieszaninę we własnej głowie. Patrzył martwo w dół, na źródło całego zapachu jakim była koszula, niedbale rzucona na podłogę. Ponownie zdał sobie sprawę jak głupi i naiwny potrafił być. I po raz kolejny poczuł niepohamowaną pustkę, pochłaniającą wszystkie emocje, jakim udało się powstać z resztek tych innych, w tamtym momencie odrzucanych. Dłoń napierała jednak całym ciężarem na klamkę, odrobinę wbrew woli jej właściciela. I gdy drzwi w końcu zaczęły się uchylać, zaczęła się również wkradać do środka niepewność. Ciekawość przewyższała ją jednak ponad wszystko, toteż chwilę potem stanęły one otworem, nawet jeśli oczy Once-ler'a były na wszelki wypadek zamknięte. Rozchylał je powoli, choć wypełniającym jego ciało uczuciem wcale nie był strach. A kiedy w końcu rozchylił je do końca, zobaczył wysokiego mężczyznę, ubranego w koszulę i ciemne spodnie, siedzącego przy stole. Wyglądał na zamyślonego, gdy podpierał głowę dłonią i wpatrywał się w szkicownik chłopaka. Włosy opadały mu na czoło, a brwi delikatnie marszczyły. Zdawać by się mogło, że nie interesuje go nic, poza biznesem i możliwościami jego rozwoju. Usłyszawszy jednak, że ten wszedł do środka, podniósł wzrok znad lektury. Once-ler wzdrygnął się odruchowo, czując znów ten sam chłód na swoim ciele. Mężczyzna patrzył na niego bez słowa dłuższą chwilę, uśmiechając się tylko.
- Dzień dobry, Oncie. - odezwał się w końcu, wstając z miejsca - Pozwoliłem sobie pożyczyć koszulę, kiedy spałeś. - dodał, wykonując rękami gest, jakby prezentował się przed nim.
- Dzień dobry... - niebieskooki również uśmiechnął się w odpowiedzi tyle, że cierpko. Czuł się zażenowany samą obecnością swojego drugiego ,,ja", a co dopiero faktem, że korzysta ono z jego garderoby. Nie pozbywając się więc wymuszonego uśmiechu z twarzy, podszedł do zlewu, by napełnić biały, połyskujący czajnik ciepłą wodą. Nie potrafił funkcjonować bez herbaty, a szczególnie z rana. Działała na niego podobnie jak kawa. Lubił jej smak, choć nie odpowiadał mu już tak bardzo, jak ukochana Earl Grey. Greed-ler bacznie go obserwował, aż w końcu zdecydował się podejść bliżej i oprzeć o przeciwległy blat. To spowodowało, że chłopak czuł się jeszcze bardziej osaczony.
- P-Pijesz może herbatę? - wyjąkał, wskazując trzęsącą się ręką na czajnik, który trzymał zresztą w drugiej, nie mniej rozchybotanej. Czuł, że robi się cały czerwony, na widok czego, mężczyzna tylko się ucieszył.
- Wolałbym kawę. - odparł, poszerzając uśmiech. Na dźwięk tych słów, Once-ler zakręcił kurek, zaraz po tym, jak zdał sobie sprawę z ilości wlanej wody. Odkręcił gaz i nerwowo odstawił czajnik na palnik. Pociły mu się dłonie i wszystko z nich wyślizgiwało, toteż o mały włos nie rozlał mleka, podczas nalewania go do specjalnego naczynka, by tamtemu było je wygodniej dodać do napoju. Nie zapytał nawet o to, czy lubi on kawę z jakimikolwiek dodatkami. Działał intuicyjnie, co akurat w ich przypadku szło bezproblemowo. Wiedział, że zielonookiego bawi jego widok, tym bardziej, że im więcej się denerwował, tym gorzej szły mu najbanalniejsze czynności.
- Zawsze z rana masz ataki nerwowe, czy to tylko dla mnie dajesz taki pokaz? - zapytał w końcu mężczyzna, mrużąc oczy i szczerząc bialutkie zęby. Chłopak zaczerwienił się jeszcze bardziej. Postanowił jednak nie odpowiadać, a zamiast tego pokazać, że potrafi nad tym zapanować. Chwycił więc raptownie za uchwyt czajnika, chcąc jak najmocniej go przytrzymać i pewnie wypełnić wrzątkiem przygotowane wcześniej kubki. Zapomniał jednak, że owy uchwyt bardzo szybko i bardzo mocno się nagrzewa, toteż upuścił go gwałtownie na ziemię, rozlewając całą zawartość na podłogę. Część wody poparzyła również jego nogi, całe szczęście - niezbyt dotkliwie. Czarnowłosy odskoczył w tył, uciekając od reszty płynącego po fugach wrzątku. Widząc to, Greed-ler natychmiast wybuchnął śmiechem, podobnym jak zeszłego wieczoru, nawet jeśli nie było w tamtym momencie powodu do śmiechu. Toczący się po płytkach czajnik produkował okropnie dużo hałasu. W dodatku rechot mężczyzny zdawał się nieść po domu echem. Once-ler zdawał sobie sprawę z faktu, iż niemożliwe jest, by ktokolwiek z domowników niczego nie usłyszał, a szczególnie jego matka, wyczulona na jego punkcie od czasu, gdy zaczął zarabiać. Chwycił więc za ścierkę, jednocześnie starając się gestami dać tamtemu do zrozumienia, że ma się uciszyć. Nie skutkowały jednak ani próby uspokojenia mężczyzny, ani usunięcia wody z zalanej kuchni.
- Proszę Greed-ler...bądź ciszej. Inaczej moja matka... - wydukał, chcąc jakoś wybłagać od niego ciszę. Zielonooki wcale go jednak nie słyszał, wciąż zajęty pokładaniem się ze śmiechu. Woda parowała coraz bardziej, nawilżając i tak gęste powietrze. Ścierka przesiąkła całkowicie, nie nadając się już do niczego, a już na pewno nie do usuwania cieczy. Chłopak stał więc bezradnie, nie mając pojęcia, od czego ma zacząć i do czego się w ogóle zabrać. Jeszcze mniej pocieszający był dla niego nieustający, pełen kpiny rechot. Patrzył pusto na mężczyznę, nie tyle z irytacją, co niepokojem. I kiedy tylko śmiech zaczął cichnąć, dobiegł go szmer z korytarza. A raczej nie szmer, tylko wyraźny dźwięk kroków. Szybkich, delikatnych. Kobiecych. Zdawszy sobie z tego sprawę, wstrzymał oddech, co tylko pogorszyło sprawę, bo przesycone wilgocią powietrze zaczęło go dusić. Starał się w gestach przekazać mężczyźnie, by gdzieś się ukrył. Nie wiedział już kompletnie, co się właściwie dzieje i co powinien w takiej sytuacji zrobić. Jakby nie patrzeć, trudny do wyjaśnienia byłby dla matki widok dwóch synów. Zresztą, nie tylko dla matki. Był kompletnie zdesperowany. Zapomniał nawet o wrzątku otaczającym z wolna jego nogi. Chwycił zielonookiego za rękę, a przeszedłszy blat dookoła, pociągnął go za sobą, ukrywając go za półścianką. Starał się zachowywać racjonalnie, a mimo to wciąż coś gotowało się w jego głowie, nie pozwalając nawet równomiernie oddychać. Skupiając się tylko i wyłącznie na zachowaniu pozorów nieobecności nikogo poza nim samym, nie zauważył kompletnie, iż Greed-ler przez cały czas, odkąd ten podjął próbę ukrycia go, starał się mu o czymś powiedzieć. A kiedy mężczyźnie w końcu udało się zwrócić na siebie jego uwagę, drzwi łączące korytarz z kuchnią niespodziewanie się otworzyły, uderzając zresztą z niemałą siłą w ścianę.
- Kto tu do cholery jest?! - dało się słyszeć wysoki, choć gardłowy, kobiecy głos. Once-ler wystrzelił gwałtownie zza rogu, jakby gorąca woda ponownie go poparzyła.
- Dzień dobry...mamo...co ty tu robisz tak wcześnie? - zapytał, uśmiechając się jeszcze sztuczniej, niż zwykł to robić w stronę zielonookiego. Czuł, że nie będzie w stanie zamaskować podenerwowania, a mimo to starał się najlepiej jak umiał. Kobieta spojrzała na niego podejrzliwie, by chwilę później rozpromienić się nieoczekiwanie.
- Nic ci nie jest, syneczku? Słyszałam jakiś hałas, więc przybiegłam tu jak najszybciej mogłam. Bałam się, że ktoś może chcieć cię skrzywdzić... - zaszczebiotała, wychodząc zza aneksu, by zbliżyć się odrobinę do chłopaka. Wtedy też spostrzegł on, że w ręce trzymała strzelbę ciotki Gryzeldy, która zwykła wisieć nad jej łóżkiem jeszcze za czasów, gdy całą rodziną mieszkali w starym domu. Na samą myśl, do czego była zdolna jego własna matka, czarnowłosy aż się wzdrygnął. Nie chciał nawet wiedzieć co zrobiłaby, gdyby wiedziała, że dokładna kopia jej kochanego syneczka stoi właśnie za półścianką, a jeszcze chwilę wcześniej przeglądała plany dotyczące fabryki. Choć tak naprawdę pewnie nie zrobiłoby jej różnicy to, ilu ma synów, jeśli tylko wszyscy z nich przynosili jej jakiś dochód, a jego biznes był akurat bardzo opłacalny.
- Ojejku, a co tu się stało? - zapytała swoim jak zwykle przesłodzonym głosem. Once-ler podrapał się po głowie. Widział, jak kobieta lustruje całą kuchnię i im bardziej odczuwał niepokój tym faktem, tym ciężej było mu wymyślić cokolwiek na wytłumaczenie. Nagle jej wzrok zawisł na dwóch kubkach, stojących wciąż jeszcze obok kuchenki. Serce zabiło mu mocniej na samo wyobrażenie o tym, co w tym momencie siedziało w głowie jego matki tym bardziej, że już nawet jako dziecko nie potrafił jej okłamywać. Zwyczajnie wyczuwała w nim fałsz, toteż sprawa komplikowała się jeszcze bardziej.
- Chciałem...zanieść ci kawę do łóżka..? - wyjąkał w końcu, śmiejąc się nerwowo. Kobieta raz jeszcze zlustrowała go podejrzliwie, marszcząc brwi. Znów jednak uśmiechnęła się tak, jak poprzednio, po czym wyszła, by za moment wrócić z mopem. Bez słowa wytarła podłogę, a obserwując to Once-ler odetchnął z ulgą, jakby zrzucał z siebie ogromny ciężar. Po wszystkim poprawiła tylko swoje blond włosy, które nawet na czas jej snu musiały być idealnie ułożone.
- Uważaj następnym razem, Oncie. Nie chcę mieć potem wyrzutów sumienia, że nie pomogłam w porę mojemu ulubionemu synowi. - po tych słowach, zbliżyła się do kuchenki i zajrzała do kubków. Jej brwi zmarszczyły się po raz kolejny, tym razem w nieco trudnym do jednoznacznego zinterpretowania grymasie.
- Kochanie, ale wiesz, że w obu kubkach jest tylko i wyłącznie herbata?
Once-ler osłupiał. Przecież to nie było możliwe. Był pewien, że nie pomyliłby pojemników, a jednak przez całą tę sytuację stracił wiarę w siebie. Niedowierzając, sam podszedł bliżej i przyjrzał się zawartości. Rzeczywiście, jego matka miała rację. Nagle zza półścianki dobiegł go ponowny śmiech, tym razem o trochę innym tonie, niż dotychczas. Chłopak zamarł. Gdyby ona również to usłyszała, byłby skończony. Zaczął się więc nerwowo śmiać, niwelując wciąż namnażający się dźwięk. Kobieta spojrzała na niego i chwilę potem dotknęła jego czoła.
- Czy ty nie masz przypadkiem gorączki? - mruknęła pytająco, dotykając na przemian czoła chłopaka i swojego. Wszystko wydawało się jednak w porządku. Mimowolnie przymknął powieki. Czuł, że jeśli nie zacznie się zachowywać naturalnie, to cały sekret po prostu się wyda, a przecież nie po to tak bardzo starał się ukryć ślady obecności swojego drugiego ,,ja". Nie mógł jednak ukrywać tego w nieskończoność, bo chcąc nie chcąc i tak wyszłoby to kiedyś na jaw, a jednak miał zamiar kryć się z tym jak najdłużej się dało. Odetchnął więc z ulgą widząc, że matka odpuściła sobie sprawdzanie jego temperatury, a zamiast tego zajęła się ponownym zagotowaniem wody. Czasem naprawdę potrafiła okazać trochę ciepła. Pomógł jej więc na nowo wypełnić kubki, tym razem poprawną zawartością, a nawet wpadł na pomysł zrobienia naleśników. Wszystko, byleby tylko odciągnąć ją od jakichkolwiek podejrzeń. Sięgnął więc do szafki po odrobinę mąki, przez ramię spoglądając w kierunku półścianki. Widok zagrodziła mu jednak szczupła, męska sylwetka, siedząca na przeciwległym blacie, w dodatku prezentująca mu swój najszerszy uśmiech. Kiedy spojrzał odrobinę w górę, jego wzrok spotkał się z intensywną zielenią oczu mężczyzny, lekko zwężoną przez zmarszczone brwi. Roztapiała ona błękitny lodowiec w oczach chłopaka, hipnotyzując go bez pamięci. Był w szoku. Żadne słowo nie przechodziło mu przez gardło. Czuł tylko, że nie jest w stanie zrobić już nic, a tym bardziej odwrócić uwagi matki. Sam nie mógł oderwać wzroku od bladej, bliźniaczo podobnej do jego twarzy, jakby pozostając w głębokim transie. Mężczyzna triumfował, patrząc na niego z góry. Od początku patrzył w ten sposób. Był pełen wyrachowania nie tylko w stosunku do niego. Również każdemu jego spojrzeniu towarzyszyła ta sama wyższość. Pochłaniała go swoim ogromem, jakby połykając go w całości i nie pozwalając nawet na ostatni, głęboki oddech zanim do reszty odetnie go od powietrza. Już to robiła. Dusiła go. Przytłaczała. Nie pozwalała się uwolnić. W pewnej chwili poczuł na ramieniu dotyk matki. Jej niewielka dłoń potrząsała jego ciałem, natychmiast przywracając mu świadomość. Zamrugał kilka razy, a potem spojrzał w jej kierunku. Wyglądała na zaniepokojoną. Pierwszy raz widział, by patrzyła na niego w taki sposób.
- Co się stało, Oncie? Gapisz się w przestrzeń od kilku minut. - szepnęła, chwytając go za oba ramiona i odwracając przodem do siebie. Spojrzał na nią, jakby niedowierzając w jej słowa. Czyżby go nie widziała? Spojrzał raz jeszcze w jego kierunku. Mężczyzna zeskoczył z blatu. Szczupłe nogi wykreślały okropnie długie kroki, gdy zbliżał się coraz bardziej. Kątem oka obserwował, jak ten nachyla się nad nim i zbliża twarz do jego ucha. Nic jednak nie powiedział, a mimo to nagle wszystko stało się dla chłopaka jasne. Nie oddychał.
- Może powinieneś się jeszcze przespać? Zajmę się dziś nadzorem przy ścinaniu drzew, jeśli chcesz. - szepnęła kobieta, chwytając syna za rękę. Nawet w takiej sytuacji potrafiła myśleć tylko o pieniądzach. Jasne było bowiem, jak wyglądałby jej nadzór. Once-ler otrząsnął się więc natychmiast zrozumiawszy, że w takim razie cały ten stres okazywał się zbędny. W odpowiedzi uśmiechnął się tylko czule i mimo zapewnień, że wszystko z nim dobrze, zdecydował się mimo wszystko wrócić do siebie, zostawiając kobietę samą, na jej własne życzenie. I gdy tylko zamknął za sobą drzwi, odetchnął głośno, opadając na lodowatą, śnieżnobiałą pościel. Czuł, jak cały stres i zażenowanie spływa po jego ciele i znika, wyparowując podobnie, jak wyparowują bryłki lodu wrzucone przypadkowo do kominka, razem z kawałkami drewna. Przetarł nerwowo oczy. Czuł, że powoli wyrównuje mu się tętno, podobnie zresztą jak oddech. Nagle jednak dotarł do niego znajomy zapach, który na nowo podrażnił mu gardło. Otworzył więc natychmiast oczy, tym razem spodziewając się, że zobaczy nad sobą postać Greed-ler'a i oczywiście nie pomyliwszy się. Dwoje oczu bacznie mu się przyglądało, nadal w dość lekceważący sposób. Długie rzęsy mężczyzny dotykały uniesionych powiek, a mocno zielone tęczówki żarzyły się delikatnie, wahając pomiędzy kilkoma różnymi odcieniami. Chłodna dłoń wędrowała po torsie chłopaka, zwijając materiał niebieskawej koszuli, by ostatecznie dotknąć jego rozgrzanej szyi. Palce oplotły się wokół niej bardzo subtelnie i delikatnie. Once-ler przymknął oczy. To, co zeszłego wieczoru powiedział Greed-ler faktycznie było prawdą. Rzeczywiście uspokajał go ten dotyk, tym bardziej, że w tamtej chwili właśnie tego mu było trzeba - spokoju. Zielonooki obserwował go bez słowa, a jego twarz wydawała się w tamtym momencie jakby martwa. Nie dosłownie, a raczej pod względem tego, iż zawsze towarzyszył mu ten sam uśmiech. Tym razem nie było po nim jednak śladu. Przeciwnie. Wydawał się opanowany i spokojny. Prawie jak wtedy, gdy skupiał się nad lekturą w postaci grubo oprawionego szkicownika. Chłopak czuł jego wzrok całym ciałem, choć nie pociągała go myśl uchylenia którejkolwiek z powiek. Zamiast tego chciał trwać w uczuciu, które przestawało mu być bliskie któremukolwiek z tych, jakich doświadczył. Serce biło mu szybko, choć stres i zdenerwowanie zniknęły całkowicie. W końcu otworzył oczy, a wtedy spotkały się one ze wzrokiem równie chłodnym, co dłonie jego właściciela. Mężczyzna milczał, tylko od czasu do czasu marszcząc odrobinę bardziej brwi.
- Jak to jest, że czuję Twój dotyk i zapach, a nawet mogę cię dotknąć, skoro twój oddech nie dotyka mnie? - zapytał po chwili ciszy Once-ler, gubiąc się w oczach czarnowłosego. Nie był w stanie pojąć, jak możliwa jest tak realistyczna rozmowa z samym sobą. Zaczynało go to wręcz fascynować. Greed uśmiechnął się w końcu, puszczając jego szyję. Ponownie przybrał ten sam wyraz twarzy, zupełnie jakby zakładał maskę.
- Doświadczasz tylko tego, czego chcesz doświadczać. - wyjaśnił, choć jak dla chłopaka odrobinę niejasno. Ponownie zbliżył twarz do jego ucha i dmuchnął powietrzem raz jeszcze. Tym razem jednak gorące powietrze faktycznie odbiło się od skóry niebieskookiego, przyprawiając go o dreszcze.
- Widzisz? Skupiłeś się na tym, dlatego zadziałało. - w tamtej chwili wszystko wydało się banalnie proste, jednak tylko w teorii. Mężczyzna westchnął, zupełnie jakby nie lubił o tym mówić. I być może faktycznie tego nie lubił.
- Nikt inny mnie nie widzi i nie będzie widział. Chyba, że w jakiś sposób zacząłby wierzyć w moją obecność. - dodał, wzruszając ramionami. Chwilę potem usiadł tuż obok Once-ler'a, patrząc tym razem w sufit. Chłopak przyglądał mu się, nie ukrywając ciekawości. Wszystko skomplikowało się niewyobrażalnie, przez co zapadła kompletna cisza, która wypełniła pokój na dłuższy czas. Zakłócał ją tylko cichy szmer kropli deszczu spływających po szybie. Kolejnego dnia miała rozpętać się burza, niosąca za sobą ogromny kataklizm...

OSTATNI ODDECHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz