ODDECH SIÓDMY

228 23 12
                                    

  Śnieg dawno przestał już padać, a zamiast niego, całą dolinę obsypały przebiśniegi. Nadchodziła wiosna, którą od dłuższego czasu dało się wyczuć w powietrzu. Mimo ciągłej rozbudowy fabryki, trwającej już zresztą od dobrych kilku miesięcy, krajobraz nie ulegał zbytnio zmianie, poza ubywającą liczbą drzew. Wszystko wyglądało w miarę po staremu. Produkcja z każdym dniem rosła, dzięki coraz to nowszym projektom. Odkąd Once-ler przyjął propozycję co do rozbudowy, wszystko szło jeszcze lepiej. Nawet zbyt dobrze. Niedługo potem powstała także połączona z fabryką posiadłość, która wyglądem może i przypominała hale produkcyjne, jednak w środku prezentowała się niczym willa, posiadająca nawet rozległy balkon z widokiem na dolinę. Dni bezustannie płynęły. Wszystko odnalazło swój bieg i pod żadnym pozorem nie chciało go zmieniać. Tak, jakby cały świat zmienił się w jednej chwili w idealne miejsce.

   Once-ler zszedł po schodach, zatrzymując się gwałtownie przed drzwiami biura. Wywieszona na nich plakietka wyraźnie informowała, aby nie wchodzić, co ten celowo zignorował i zapukał energicznie. Chwilę potem lokaj uchylił mu je, otwierając tym samym widok na ogromne, mahoniowe biurko z zielonymi zdobieniami. Na rubinowym, pikowanym, a w dodatku z oparciem wysokim na kilka metrów fotelu, siedział czarnowłosy mężczyzna, który na widok chłopaka uśmiechnął się i odłożył papierkową robotę na bok, zupełnie jakby wyczekiwał jego wizyty.

   - Dzień dobry, Oncie. – mruknął, zakładając na głowę cylinder, stojący na niewielkim stoliku do kawy za jego plecami. W całym pomieszczeniu unosił się zapach nowych mebli, papieru i perfum. Mimo tego pokój wydawał się naprawdę przytulny, tym bardziej, że przyjazny ogień wciąż trzaskał w kominku, pomimo wracającego już ciepłego wiatru na zewnątrz. Chłopak również uśmiechnął się w odpowiedzi i podszedł bliżej mężczyzny. Wtedy też zielonooki wyprosił z gabinetu lokaja, poprzez delikatny ruch dłonią. Mężczyzna natychmiast opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą masywne drzwi. Zapadła cisza. Kompletna i czysta. Zawsze takowa zapadała, gdy tylko nadarzała im się okazja, by zostać sam na sam, nawet jeśli nie chodziło o nic w TAKIM klimacie.

   - Dzień dobry. – odparł dopiero po dłuższej chwili, czerwieniąc się z lekka – Przyszedł do ciebie list i pomyślałem...

   - Wiesz, że nie lubię kiedy ktoś tu przychodzi podczas mojej pracy, prawda? – zapytał zielonooki, wstając i podchodząc jeszcze bliżej chłopaka, ściskającego w chudej, lekko różowej dłoni bladą kopertę. Pomimo tego, jak blisko w tamtym momencie byli, on nadal się bał. Może już nie tyle samego siebie i faktu, iż był obiektem materialnego rozdwojenia jaźni. Chodziło tu bardziej o konsekwencje całej tej ich bliskości i tego, do czego może dojść, jeśli nadal będzie czuł do mężczyzny to, co do tej pory.

   - Wiem... – szepnął, robiąc krok w tył i spuszczając głowę. Odkąd Greed-ler przejął całość jego obowiązków, co nastąpiło krótko po tym, jak fabryka oficjalnie stała się liderem sprzedaży, zmienił się jego charakter. Nie na złe, ani również wcale nie na lepsze. Po prostu przybrał o wiele bardziej stanowczą postawę i przede wszystkim rządną władzy. Nie tylko nad firmą i fabryką. Nad wszystkim i wszystkimi, a już szczególnie nad samym Once-ler'em. Od czasu, gdy po raz pierwszy zbliżyli się do siebie pod TYM względem, z każdym dniem pożądał go coraz bardziej i wcale się z tym nie krył. Do tej pory jednak ani razu do niczego go nie zmusił, co chłopak szanował, nawet pomimo strachu.

   - Więc co tu robisz? Mam przecież ludzi od listów. Po co się fatygujesz? Miałeś nadzorować produkcję i przeliczyć koszta eksportu za granicę. – rzucił oschle, a mimo to pogładził niebieskookiego po twarzy. Wyglądał na zmęczonego. Pod jego oczami wyraźnie kreśliły się sine smugi. W dodatku miał potargane włosy, widoczne nawet pomimo założonego cylindra.

OSTATNI ODDECHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz