Początek cz.4

322 10 0
                                    


Park wydawał się teraz taki zatłoczony, jeszcze trochę i będę musiała wracać do domu. Mama pewnie już się denerwuje. Dalej nie wiem o co chodziło z Tamarą. Jeszcze dwa dni i rozpoczęcie roku. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, usiadłam na ławce. Patrzyłam na przechodzące obok mnie pary. Trzymały się za ręce. Wyglądały na bardzo szczęśliwe. Uśmiechali się do siebie i patrzyli na siebie, jakby nikt inny dla nich nie istniał.

-Que mas lo que siento es diferente si tu estas no me importa lo que tienes para dar en tus ojos puedo estar si me miras no resistas a hablar, tal vez mi otra mitad-śpiewałam sobie chwilę refren najlepszej piosenki, który tak długo siedział mi w głowie.Rozejrzałam się w okół robiło się coraz ciemniej. Chciałam wstać i w tedy poczułam na policzkach coś zimnego, to były łzy. Moje łzy. Już dawno nie płakałam za Matteo, ale kiedy tylko słyszałam tą piosenkę wszystko wracało. Wytarłam oczy rękawem i z daleka zobaczyłam Simona.

-Simon!!!- zauważył mnie i od razu podjechał, uśmiechając się od ucha do ucha- co chciała Tamara?

-Zbliża się kolejny Open i konkurs. Luna ty płakałaś?

-Co? ja? nie... - odwróciłam głowę.Byłam zaskoczona tym że był w stanie zauważyć coś tak nieistotnego.

-Znam cie co się stało? - Spojrzałam na niego, ale nie musiałam nic mówić- znowu Matteo? Och Luna - objął mnie i delikatnie przytulił. Staliśmy tak chwilę a kiedy, znowu na niego spojrzałam jakby wszystkie smutki odeszły.

-Dziękuję Simon jesteś najlepszym przyjacielem - Uśmiechnęłam się do niego, ale nie było już to ten sam promienny uśmiech jak kiedyś.

-To może wystąpisz z najlepszym przyjacielem na Open? - Patrzył na mnie z takim entuzjazmem, ale nie mogłam.

-Wiesz co tym razem wolę być na widowni. Masz przecież zespół nie możesz ich zawieść.

-No dobrze to pozwól się chociaż odprowadzić do domu - skłonił się prze de mną i podał mi rękę.

-Z wielką przyjemnością- przejechaliśmy może parę metrów kiedy poczułam ze czegoś mi brakuje.

-Wisiorek.

-Ehh Luna znowu? Zobaczę na ławce.- Simon odjechał. Robiło się co raz ciemniej i zimniej.

-I co znalazłeś?

-Tak był tam. Proszę bardzo - odsłoniłam swoje włosy a on zapiął mi wisiorek i pognaliśmy w stronę domu. Śmiejąc się, on jak zawsze ja pierwszy raz od dawna, chociaż wciąż czułam gorzki smak łez. Tęskniłam za Matteo bardzo. Simon był przyjacielem. Niestety nie widziałam tu niczego więcej. On chyba też w końcu się do tego przyzwyczaił. Znowu staliśmy się takimi przyjaciółmi jak w Cancum. Nie było miedzy nami już żadnych nieporozumień i dobrze wiedzieliśmy, ze możemy sobie powiedzieć wszystko. Droga do domu jak zwykle nie zajęła dużo czasu. Rozstałam się z Simonem pod bramą mocno go przytulając. Uśmiechnęłam się ostatni raz na pożegnanie, ale kiedy dojechałam do drzwi uśmiech zmienił się w smutek. Rodzice czekali na mnie zdenerwowani.

-Luna gdzie byłaś?

-Przepraszam jeździłam i straciłam poczucie czasu. Potem spotkałam Simona i on mnie odprowadził.

-Żeby się to już więcej nie powtórzyło. A teraz idź spać na pewno jesteś wykończona.

Podbiegłam do rodziców i ucałowałam ich na dobranoc.

-Dobranoc Mamo i tato.

-Dobranoc Kochanie.

***

Sharon Benson i Rey przyglądali się tej scenie miłości pomiędzy rodzicami a dzieckiem. Kiedy wracali do salonu. Sharon zadała to samo pytanie jakie zadawała od paru dni.

-Jestes pewny że Sol to Luna? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć Rey.

-Pani Sharon mogę panią zapewnić że nie ma żadnych wątpliwości że to Sol. Najwyraźniej Miguel i Monica nie wiedzą nic o jej biologicznej rodzinie.

-Co powinniśmy zrobić - kobieta usiadła na kanapie. Była wyczerpana tymi wszystkimi rewelacjami. A do tego jeszcze Ambar zaczęła wścibiać nos w nie swoje sprawy. Jeszcze tego brakuje żeby ona dowiedziała się wszystkiego.

-Przemyślmy jeszcze raz proszę pani czy wszystko wyjawić, to może być cios dla niej jak i dla innych a szczególnie dla panienki Ambar, wiadomo jak te dziewczyny się nie lubią nawet w tej rezydencji - Rey stał nie wzruszony obok kominka.

-Masz rację pójdę się położyć gdyby coś się stało zawołam cie.

-Oczywiście - Rey odszedł. A Sharon myślała. Jeszcze nie była gotowa aby sama zaakceptować prawdę o Sol. A co dopiero dzielić się nią z innymi osobami. Na wszystko musi przyjść czas. Nie ma co tego ponaglać. Z ta myślą poszła do swojego pokoju spać.

***

-Nina gdybym mógł to bym ci powiedział zrozum mnie - Nina spojrzała na Gastona i delikatnie dotknęła jego policzka.

-Rozumiem ale nie ukrywaj prze de mną już niczego dobrze?

-Zgoda- uśmiechnął się i w tym momencie zadzwonił telefon.

-Matteo?

-Tak. Ciekawe o co chodzi? - Gatson odebrał telefon.

-Słucham cię przyjacielu- Z każdą wypowiedzią Matteo, oczy Gastona robiły się większe.

-Co się stało?- Nina zaczęła się martwić nie tyle o Matteo a o swoją przyjaciółkę. Gaston oderwał telefon od ucha i włączył coś w telefonie, po chwili i ona słyszała co mówił Matteo.

-Widziałem na własne oczy jak tuliła się do Simona. Nie chciałem im przeszkadzać. Może lepiej jeśli Luna nie dowie się że wróciłem- Nina i Gatson spojrzeli po sobie. W końcu Nina zabrała mu telefon i zaczęła mówić.

-Matteo tu Nina słuchaj mnie. Kiedy wyjechałeś Simon zbliżył się do Luny ale tylko jako przyjaciel. Nic miedzy nimi nie ma. Jeśli jutro nie porozmawiasz z Luną to...-spojrzała na Gastona mówiąc bezgłośnie ,,przepraszam"- ja jej wszystko powiem i mogę ci obiecać, że kiedy dowie się od kogoś innego nie będzie już chciała z tobą rozmawiać - w słuchawce nastała pełna napięcia cisza. Gaston i Nina spoglądali tylko na siebie nerwowo.

-Zgoda porozmawiam z nią jutro. Mam nadzieje ze się uda. Pozdrów Gastona, Felicity.

-Ja nie...zresztą nieważne- uśmiechnęła się i rozłączyła rozmowę.

-Odprowadzę cie do domu po tych atrakcjach- Gaston objął Ninę i razem ruszyli w stronę domu dziewczyny. Nina szła wtulona w niego,

dalej martwiąc się o przyjaciółkę.

Dalsze Losy Matteo i LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz