Rozdział II

29 6 1
                                    

Upłynął weekend i zanim się obejrzałam, przechadzałam się już po szkolnych korytarzach. Stres ściskał mi gardło, z krew przepływała jakby w każdym kierunku mojego ciała. Poniedziałek to niewątpliwie najgorszy dzień w tygodniu. Jakby było tego mało, czekał mnie test z fizyki więc stres dawał się we znaki podwójnie.

Przebijając się przez tłum uczniów zauważyłam, że w rogu, przy sali gimnastycznej stoi już moja przyjaciółka-Whitney. Chodzimy razem do klasy, siedzimy razem w ławce, mamy kontakt właściwie nawet poza szkołą. Dużo wolnego czasu spędzamy wspólnie. Winnie -bo tak na nią mówię- to jedyna osoba, która mnie rozumie tak naprawdę. Poznałyśmy się, gdy moi rodzice postanowili przeprowadzić się tutaj,czyli jakieś 10 lat temu. Byłam mała, nie zawsze wszystko rozumiałam i nie zawsze wiedziałam co się dzieje, jednak to Whintey zawsze była obok mimo wszystko, razem było raźniej nawet w tych najgorszych chwilach.

Widziałam na jej twarzy zdenerwowanie, wręcz zdeterminowaną chęć zniszczenia czegoś. Z pewnością był to początek kolejnego trudnego dla nas tygodnia. Wraz z szybszym zbliżaniem się do niej coraz bardziej czułam wiejący od niej chłód. Gdy Winnie mnie zauważyła od razu zmieniła wyraz twarzy przy tym szeroko się uśmiechając.

-Cześć młoda! -powitałam ją lekko zachichotanym głosem- Dziewczyno jak bedzięsz pokazywać szczęśliwą Whitney w ten sposób to skutecznie odstraszysz od siebie wszystkich chłopaków.- nie mogłam przestać się śmiać, chociaż w ten sposób mogłam poprawić nam obu poniedziałkowy humorek. Spojrzała tylko z lekką pogardą i od razu otworzyła swoje przemądrzałe usta.

-Szkoda, że siebie zobaczyć nie możesz. Umarłabyś ze śmiechu haha-jak zwykle pełna życzliwości- Tak tak, dzień dobry - mówiąc to skierowała na mnie swoje iskrzące się zielone tęczówki.

-Co ty taka wkurzona na cały świat?- zapytałam już trochę bardziej poważnie.

-Daj spokój! Nie dość, że nie miałam jak się nauczyć do tego cholernego sprawdzianu z fizy bo cały dzień siedziała u mnie zrzędząca ciotka, to jeszcze mama gdzieś zwiała i zostawiła mnie jej na pożarcie. Musiałam robić jej herbatkę i słuchać jaka to ja jestem nieogarnięta..

-Biedna ty moja haha. Poprawimy ten sprawdzian razem- chciałam ją jakoś rozweselić, z resztą sama mało umiałam.

Po chwili zabrzmiał dzwonek, a my podążyłyśmy w stronę klasy, w której miała odbyć się lekcja fizyki i nasz nieszczęsny test. Złapałam Winnie pod rękę i energicznym ruchem pociągnęłam za sobą. Przeciskając się między ludźmi, zgniatana jak sardynka w puszce, starałam się jak najszybciej dostać się w wyznaczone miejsce. Zaciskałam dłoń Whitney tak aby nie zgubić jej po drodze i kiedy już prawie byłyśmy pod salą ktoś rozerwał nasze połączenie. Stwierdziłam, że zaraz przyjaciółka odnajdzie się więc udałam się pod klasę. Czekałam na nią krótką chwilę i po chwili zobaczyłam jej zgrabną twarz wyłaniającą się z ogromu osób.

Drzwi do sali zostały otwarte, a my szybko zajęłyśmy w niej swoje stałe miejca tuż przy oknie.

Nie upłynęło pięć minut, a drzwi do klasy zostały ponownie uchylone. Do pomieszczenia wszedł nieziemsko urodziwy brunet z najgorętszym spojrzeniem w szkole. Nie wspominałam, że mam najprzystojniejszego nauczyciela od fizyki na świecie? Każda dziewczyna- KAŻDA- ślini się na jego widok jak mały szczeniaczek widząc najlepszy przysmak. Nie sposób skupić się na jego lekcjach, mimo że jest ich aż pięć w tygodniu. Tak było i tego dnia.

Nauczyciel rozdał testy i całą lekcję myślami błądziłam między tym co robi Pan Parker, a leżącym na mojej ławce sprawdzianem-właściwie nad pustą kartką. Spojrzałam na przyjaciółkę i okazało się, że doznała jakiegoś olśnienia co spowodowało, że jej biała kartka nagle przepełniła się małymi literkami. Zapewne nie chciała zbłaźnić się przed nauczycielem, co niestety czekało mnie.

Gdy 45 minut upłynęło , oddałam swoją kartkę i wyszłam z klasy. Whitney zrobiła to samo i podążyła za mną. Cały dzień rozbrzmiewały rozmowy na temat minionego testu i kolejnej lekcji z przystojnym nauczycielem.

Wybiła godzina 14:25, więc mój plan lekcji na dziś został zrealizowany. Wybiegając z sali, szybkim krokiem udałam się z Winnie do szatni, przebrałyśmy się i skierowałyśmy ku wyjściu. Była piękna pogoda, promienie słońca rozjaśniały ciemne wnętrze budynku. Zima powoli ustawała, śnieg topniał a w tle słyszeć można było ćwiekanie ptaków. Przystałam na chwilę, aby założyć okulary przeciwsłoneczne. Trwało to kilka minut zważywszy na mój ciągły bałagan w plecaku. Kiedy już czerń przyćmiła moje tęczówki, ujrzałam tego przystojnego mężczyznę, który jest moim nauczycielem fizyki. Stał on w eskorcie młodego chłopaka, zawzięcie rozmawiali o czymś. Szłyśmy akurat w tamtą stronę, gdzie oboje stali. Razem z przyjaciółką byłyśmy ciekawe kto to może być. Każdy wie, że Parker nie ma dzieci, a żona zmarła mu dawno temu. Chłopak, z którym rozmawiał z ogromną determinacją wydawał się być dużo młodszy od niego, z pewnością nie był to jego znajomy lub inny nauczyciel, więc kto? Zbliżałyśmy się coraz bardziej a wraz z tym coraz mocniej osobnik kogoś mi przypominał. Choć w głowie nadal miałam pustkę, oczy widziały znajomą osobę.

Kiedy rozmówcy byli tuż obok, coś mi się zosjaśniło...

Purpurowy uniform.. Ja chyba śnię.

Stranger |JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz