Trwałam w amoku ponad godzinę oglądając tą samą scenę cały czas. Mogłabym opisać wszystko, najmniejszy szczegół. Ta wizja mnie przerażała, lecz jednocześnie przyciągała. Ostatkami siły woli wyrwałam się z transu. W porę, bo usłyszałam pukanie do drzwi. ~Siódmy zmysł? Kumasz? SIÓDMY! Ehehehe.
-Proszę! -krzyknęłam i schowałam naszyjnik pod poduszkę.
-Cześć! To ja. -do pokoju wszedł Steve- Robisz coś może?
-Aktualnie nie. A co?
-Chciałabyś może... Znaczy skoro nic nie robisz to pomyślałem, że może... Jeżeli ci się nie narzucam oczywiście... -Zaśmiałam się. Wyglądał uroczo gdy się plątał.
-Tak Steve? O co chodzi?
-Czychciałabyśpójśćzemnąnakolację?!
-Wolniej, wolniej. Nic nie rozumiem.
-Czy chciałabyś pójść ze mną na kolację?
-Pewnie.
-Świetnie! -pokazał rząd białych zębów- To za godzinę na dachu?
-Okay!
-To do zobaczenia!
-Do zobaczenia!
Gdy wyszedł podeszłam do szafy. Nie znalazłam nic w co mogłabym się ubrać na ten wieczór. Coś mnie dotknęło i sięgnęłam po księgę zaklęć. Mogłam zawsze iść na zakupy, ale wówczas istniało ryzyko, że się nie wyrobię. Przerzuciłam kilkadziesiąt kartek nim znalazłam to czego szukałam. Tytuł brzmiał: "Jak tworzyć rzeczy z niczego? " Znów chwilę miotałam kartkami nim znalazłam właściwe zaklęcie. Zdziwiłam się, że takowe istnieje, ale to już nie była moja sprawa.
Zrobiłam wszystko krok po kroku. Wyobraziłam sobie suknię, wypowiedziałam wyraźnie zaklęcie i zrobiłam odpowiedni ruch ręką. Szczerze sama nie wierzyłam, że to możliwie ale udało mi się! Nie powiem, byłam z siebie dumna. Odłożyłam ją na bok, by nie uszkodzić mojego wyrobu. Wyszła taka jak chciałam i nie zamierzałam tego zniszczyć. Poszłam się umyć, upiąć włosy i zrobić makijaż, by następnie włożyć na siebie magiczną sukienkę.
Zeszłam pokazać się ludziom. Pomyślałam, że zapytam Taszę o zdanie.
-I jak? -zapytałam.
-O matko! -krzyknął Clint- Wyglądasz prześlicznie! -zaczerwieniłam się.
-Wyglądasz pięknie Kate. Gdzie kupiłaś sukienkę? -zapytała Natasza.
-Wyczarowałam. -lekko się uśmiechnęłam.
-A gdzie się tak wystroiłaś? -zapytał Tony.
-Idę na kolację.
-Z kim? -kontynuował przesłuchanie.
-Ze Stevem. -puściłam jeszcze większego buraka.
-Gdzie? -zmrużył oczy.
-Na twoim dachu. Powinieneś wiedzieć co dzieje się w twoim domu.
-Na moim domu. -Poprawił mnie.
-Czy to koniec przesłuchania?
-Tak. Jesteś wolna. Czekaj! Jeszcze jedno pytanie.
-Tak?
-Czy jeżeli zaproszę cię na randkę, to czy też się tak wystroisz?
-To nie randka! Tylko... spotkanie. Bardzo służbowe.
-No nic. Warto było spróbować. Miłej zabawy!
-Dzięki.
Weszłam do windy i pojechałam na samą górę. Na niebie już pojawił się księżyc i gwiazdy. Było ciepło, wiał lekki wiaterek niosąc ze sobą chłodny podmuch. W ciemnościach dostrzegłam światło. To były świece. Stały na pięknie udekorowanym stoliku z dostawionymi dwoma krzesłami. Wyglądało to naprawdę romantycznie.
-I jak? Podoba ci się? -usłyszałam za swoimi plecami i poczułam czyjeś dłonie na swoich ramionach.- Powinnaś się cieplej ubrać. Wieje wiatr.
-Nie przesadzaj. -uśmiechnęłam się.
-Tańczysz? -obrócił mnie.
-Jeżeli tylko mam odpowiedniego partnera. -powiedziałam z uśmiechem i opadłam na jego klatkę piersiową.
-A co powiesz na mnie?
-Z przyjemnością. -uśmiechnęłam się jeszcze szerzej w czym Rogers mi wtórował.
Włączył muzykę z MP4. Zaczęła grać powolna piosenka. Ujął moją dłoń i zaczęliśmy wirować. Czułam się szczęśliwa. Było mi ciepło na sercu. W pewnym momencie chwycił mnie w talii i przysunął jeszcze bliżej siebie. Oplotłam swoje dłonie wokół jego szyi i położyłam głowę na jego piersi. Trwaliśmy tak do końca utworu. Potem przez jeszcze następny i dopiero na początku trzeciej piosenki Steve zaproponował jedzenie.
-Sam zrobiłem. Nie jestem tak dobrym kucharzem jak ty, ale chyba nie przypaliłem.
-Jest naprawdę dobre. -powiedziałam po spróbowaniu.
-Cieszę się, że ci smakuje.
Rozmawialiśmy na różne tematy: o naszej przeszłości (głównie o mojej ponieważ strasznie się o nią dopytywał), o Avengersach, o tym że świat się zmienił, o Tarczy, o polityce, o nowoczesnych urządzeniach. Jednym słowem: o wszystkim! W pewnym momencie Steve sięgną pod blat i wyjął kwadratowe zawiniątko.
-Mam coś dla ciebie.
-Naprawdę? Nie musiałeś.
-Proszę. Kiedyś mówiłaś, ze interesujesz się historią. Jeszcze przed tym... wszystkim. -wstał i wręczył mi prezent. Wstałam także.
Rozpakowałam paczuszkę. W środku była książka zatytułowana: Na froncie II wojny światowej.
-Napisał to jeden z żołnierzy których uratowałem wtedy, gdy się poznaliśmy. Kilka lat potem wydał to.
-Dziękuję! Ja nic dla ciebie nie mam. Nie wiedziałam...
-Nic nie szkodzi. Chciałem ci zrobić niespodziankę.
~Tylko na tyle go stać? Pfffff... Żenada... ~Uspokój się! To urocze. W sumie... Też mam coś dla niego. ~O nie! Wiem o czym myślisz! Nie rób tego! Loki! Pamiętaj o Lokim!
-W zasadzie to też mam coś dla ciebie. W podziękowaniu za to wszystko.
-Naprawdę?
Pocałowałam go w usta. To było coś magicznego. Ale chwila: nie czułam nic. Żadnej wzajemności. Czy on... Czy ja właśnie... No nie wierze!
CZYTASZ
|Jestem potworem
FanfictionTo uczucie kiedy niedawno obudziłaś się ze śpiączki, a już jakiś debil atakuje Nowy Jork. Żyć nie umierać! Dodatkowo masz jakieś nagłe omdlenia, dziwne wizje i zaniki pamięci. Ogólnie nie polecam. Ale może i wyszło mi to na dobre? [ZAKOŃCZONE] [ki...