-Wiesz?!
-Sądzę, że uratowałem ci życie. -powiedział spokojnie.
-Odnalazłam go! Po tylu latach! Nareszcie! A ty masz czelność się wpieprzać w moje życie!
-Właśnie uratowałem cię z rąk tego potwora, okaż trochę wdzięczności!
-Jak śmiesz?! Jak śmiesz nazywać go potworem! Sam nie jesteś lepszy! Mam cię dość! Zostaw mnie! Nie zbliżaj się! -krzyknęłam. Zaczął powoli do mnie podchodzić.
-Kate. Spokojnie. Nie chcę cię skrzywdzić. -znajdował się jakieś dwa metry ode mnie.
-Odejdź! -krzyknęłam i poczułam jak moc napływa do moich dłoni. Przepełniała mnie całą. Z mojej klatki piersiowej błysnął promień. Lokiego uderzyła fala ciepła. Upadł.
-Loki! -zakryłam usta dłońmi. Nie chciałam żeby tak to się skończyło. Chciałam żeby mnie zostawił. Tylko tyle. Uklękłam przy nim.- Przepraszam... Ja nie chciałam... Nie panowałam... Ja... -łzy zaczęły lecieć z moich oczu. Książę Asgardu miał w połowie poparzoną twarz.- Co ja zrobiłam... Nie! Nie! Nie! -złapałam go za dłoń.- Nie umieraj. -to prawda, miałam ochotę go zabić, ale... było w nim coś co mnie przyciągało. Był do mnie podobny? W pewnym sensie. Nastała cisza. Było słychać jego ciężki oddech.
Ciszę przerwał śmiech.
-Szkoda, że nie widziałaś swojej twarzy! -poparzenie znikło z jego twarzy.
-Zaraz! Jak? Czy ja? Ty? Loki! -zaczerwieniłam się. Byłam zła na siebie. Okazałam słabość. Jednak w pewnym sensie to był niezły żart.
-Tak? -wyszczerzył się.
-Nienawidzę cię.
-Ach tak? Jeszcze mnie pokochasz. -spojrzałam na niego. Czyżby porwał mnie dla jakiegoś głupiego żartu? Po to żeby mnie uwieść?- Jestem bogiem psot. Przyzwyczajaj się. -uśmiech nie schodził mu z twarzy. Jednak wraz z narastającą ciszą znikał niczym ego Starka po przegranej w kółko i krzyżyk.- Rozpakuj się. Zostaniesz tu na trochę.
-Że co?
-A myślisz, że dlaczego cię "porwałem"? Na herbatkę?
-Więc to jak więzienie? -Co on sobie wyobraża?!
-Nie. Możesz tu robić co zechcesz. W razie czego przybędę.
-Mogę wiedzieć chociaż gdzie się znajdujemy?
-Na to przyjdzie jeszcze czas. Tu stoją owoce gdybyś zgłodniała, obok masz wodę, -zaczął pokazywać dłonią- tam są książki, a za tymi drzwiami znajduje się łazienka. Rozgość się. -uśmiechnął się i zniknął tak jak się pojawił: niespodziewanie.
-Dzięki! -krzyknęłam z wyrzutem. Co teraz? Nie wiem! ~Ja także nie... ~Fajnie, że jesteś. ~Sarkazm? ~Nieee... Skądże znowu...
Zaczęłam rozglądać się po pokoju. Nie było to małe pomieszczenie, powiedziałabym że większe od tego w Avengers Tower. Były tam tylko jedne drzwi: prowadzące do łazienki. Pokój był utrzymany w ciemnych barwach brązu z akcentami złotego. Jedną z czterech ścian stanowiło okno przedzielone kolumnami. Na przeciwko znajdowało się moje łóżko ustawione bokiem do przewiewnej części pokoju, ale przodem to wielkiej biblioteczki. Stało tam kilkadziesiąt jak nie kilkaset ksiąg. Obok mojego łóżka stał mały stoliczek z wymienionymi już wcześniej owocami oraz dzbankiem i kieliszkami na wodę. Przy ścianie do której moje łóżko było odwrócone, stało biurko. Wielkie dębowe solidne biurko, na przeciw którego były drzwi do łazienki. Na środku leżał wielki milutki dywan. Tak z grubsza wyglądała moja komnata. Łazienka była spora. Przeważała czerń i biel. Wielka wanna, zlew, toaleta oraz lustro i kilka szafek.
Ostatkami nadziei spojrzałam przez okno: nic nie widziałam! Dosłownie! Zasnute było czymś w rodzaju mgły, lecz nie czułam zimna ani wilgoci, nie śmierdziało więc dymem także nie było. Chmury? Może. Jedynym więc wejściem oraz wyjściem była teleportacja. ~Sprytnie.
Miałam dość! Umyłam twarz, przebrałam się w piżamy, które oczywiście spakowałam i położyłam się do łóżka. Było wygodne. Lepsze niż u Tonego.
Przez wyczerpanie, późną porę oraz wygodne łóżko szybko zasnęłam. I co ja teraz zrobię?
CZYTASZ
|Jestem potworem
Fiksi PenggemarTo uczucie kiedy niedawno obudziłaś się ze śpiączki, a już jakiś debil atakuje Nowy Jork. Żyć nie umierać! Dodatkowo masz jakieś nagłe omdlenia, dziwne wizje i zaniki pamięci. Ogólnie nie polecam. Ale może i wyszło mi to na dobre? [ZAKOŃCZONE] [ki...