Rozdział 2

902 84 13
                                    

Obudziły mnie promienie słoneczne, otulające moją twarz. Powoli otworzyłem oczy i leniwie je przetarłem, a po chwili światło, które dostało się do pomieszczenia przez okno zaczęło mnie razić, tym samym drażniąc moje oczy, dlatego przymrużyłem powieki. Gdy moje źrenice przyzwyczaiły się do aktualnego oświetlenia panującego w salonie, zamrugałem kilkukrotnie i przeciągnąłem się.

Dopiero po kilku minutach zorientowałem się, że nie ma przy mnie Victora, że jestem przykryty kocem, a także, że za mną leży wielka poduszka, na której pewien czas temu spoczywała moja głowa.

-Victor?- Powiedziałem, rozglądając się po pomieszczeniu. Dopiero chwilę później dostrzegłem go, idącego w moją stronę z dość sporą tacką, pełną jedzenia w rękach.

-Dzień dobry! - posłał mi szeroki uśmiech, odstawił przedmiot, a następnie musnął moją skroń. - Szybu wczoraj zasnąłeś- dodał, podając mi talerz z omletem z serem i szynką.

-Wiem, to panie przez podróż- powiedziałem, odbierając posiłek. - Zdaje się, że zasnąłem na twoim ramieniu. Prawda?

-Tak. Jak to zobaczyłem, to wstałem i poszedłem po koc, a ty się wtedy obudziłeś. Gdy wróciłem, zacząłeś mamrotać, że mam spać przy tobie, więc położyłem się obok ciebie, a później w końcu ja też usnąłem.

-S-serio? - Moje policzki przyzdobił szkarłatny rumieniec. - Nie pamiętam tego- dotknąłem chłodną dłonią, mój ciepły policzek.

Po dłuższej chwili, w której można było usłyszeć jedynie stukanie widelców o talerze, zarazem ja, jak i Nikiforov skończyliśmy jeść śniadanie. W ramach rekompensaty za to, że on przygotował posiłek, ja umyłem naczynia, co nie zajęło mi zbyt wiele czasu, dlatego też kilka minut później poszedłem skorzystać z porannej toalety.

Kiedy wyszedłem z łazienki, ruszyłem do aktualnie mojego pokoju i wyciągnąłem z walizki czarny podkoszulek oraz czarne spodnie. Swoją drogą, muszę w końcu się rozpakować. Nie będę przecież cały czas grzebać po walizkach. Następną czynnością po przebraniu się, było postawienie w lekkim nieładzie moich włosów na żelu, tak samo jak miałem postawione zawsze, gdy jeździłem na zawodach. Od jakiegoś czasu czeszę się właśnie w ten sposób, gdyż sporo osób mówiło mi, że w takiej fryzurze wyglądam o wiele lepiej. Nastepnie sięgnąłem po malutkie opakowanie, w którym znajdowały się soczewki. Zdecydowałem się na nie, po jednych z zawodów, na których nie miałem czasu pójść po okulary, więc z tego powodu po ogłoszeniu wyniku nie mogłem go doczytać.

Założyłem szkła kontaktowe, co nie sprawiło mi najmniejszego problemu i nie zajęło mi dużo czasu.  Nie można było tego powiedzieć kilkanaście tygodni temu, gdy zaczynałem moją przygodę ze szkiełkami i gdy zakładanie jednej zajmowało mi bardzo dużo czasu, nie wspominając już o drażniącym uczuciu i konieczności długotrwałego, szybkiego mrugania.

Po złożeniu i odłożeniu na odpowiednie miejsce ubrań, w których spałem, poszedłem do pokoju Victora, gdyż powiedział mi, ze gdybym to szukał, to znajdą to właśnie w tamtym pomieszczeniu.

Zastałem go leżącego na łóżku i przeglądającego coś na swoim telefonie.

-Mamy jakiś plan na dziś? - Zapytałem, a srebrnowłosy spojrzał w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem.

-Zależy to tylko od tego, co masz ochotę robić- posłał mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłem.

-Um... Bo wiesz... Chciałem spotkać się z Yurio- powiedziałem drapiąc się po karku.-Mógłbyś wysłać do niego sms-a, żeby przyszedł w jakieś konkretne miejsce, czy coś? Jeśli zrobię to ja, to on będzie miał to w głębokim poważaniu- westchnąłem.

-Mogę napisać. Powiedz mi tylko gdzie i i której- zaczął stukać w klawiaturze telefonu, co mogłem usłyszeć, bo wydawała ona charakterystyczny odgłos.

-Może w tym  parku, obok którego wczoraj przejeżdżaliśmy? Najlepiej koło czternastej. Myślisz, że może być?

-To będzie randka? -uśmiechnął się zadziornie, a ja spaliłem buraka.

-V-Viiictor! Nie! Nie randka! Tylko zwyczajne spotkanie! - Zacząłem się tłumaczyć i energicznie machać rękami.

-Dobra, dobra... Spokojnie- zaśmiał się, zapewne widząc moją reakcję. -Co ubierzesz?

- Jak To co? Bluzę... Nie?

-Na randkę?

-Victor! -Skarciłem go, przykładając dłonie do policzków. Czemu one wiecznie muszą być takie ciepłe?!

***

Czas do godziny czternastej, wlókł się tak długo, że czasem ogarniało mnie wrażenie, że wszystkie zegarki robią bunt przeciwko mnie. Przez cały ten czas nie potrafiłem usiedzieć spokojnie na tyłku.

Gdy nadeszła trzynasta trzydzieści, wyszedłem z mieszkania Victora i poszedłem do parku. Na miejscu byłem dziesięć minut przed czasem, dlatego usiadłem na jednej z ławek i czekałem cierpliwie na blondyna.

Dziś trochę krótko, ale następnym rozdziałem postaram się to zrekompensować. ;)

~olaclifford

Don't be my enemy (YAOI) | Yuri on IceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz