Prolog

4.1K 374 46
                                    


Robił to po raz pierwszy. Nie zakładał specjalnych ubrań, czy nawet rękawic. Nie przejmował się też przyłapania na gorącym uczynku. Zresztą, wszystko robił dla zabawy - dlaczego miałby zamartwiać się konsekwencjami?

Izaya wybił szybę od mieszkania. Bez wysiłku wskoczył do środka, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. Widać, że bestia nie ma wyczucia stylu - zadrwił w myślach i zaraz potem ruszył w poszukiwaniu sypialni.

Wszędzie unosił się zapach tytoniu. W pokoju stało kilka popielniczek, a wokół był rozsypany popiół. Izaya zaklął w myślach, bojąc się czy uda mu się sprać smród z jego ukochanej kurtki. Spoglądając w bok ujrzał zwykłą, drewnianą szafę. Z drwiącym uśmieszkiem na twarzy stawiał kroki w stronę mebla. Zatrzymał się przed nią i jednym, sprawnym ruchem otworzył drzwi.

Ciekawe jakie Shizu - chan trzyma tu gazetki? - zaśmiał się pod nosem i wyciągnął z kieszeni nożyczki. - Teraz to dopiero będzie zabawnie - powiedział podekscytowany, po czym sięgnął po jedną z koszul właściciela.

***

Izaya zaczął wycinać wzór na kształt motylka. Pobieżnie spojrzał na kilka innych koszul, które zdążyły już zostać "pięknie ozdobione".

Warto było wspinać się po tym bloku - powiedział dumnie, kiedy kończył pierwsze skrzydło. Niebo zaczęło przybierać lekko pomarańczową barwę, jednak mężczyzna wolał nie zapalać światła w pokoju. Wiedział, że właściciel wróci lada chwila, a przecież nie chciał żeby go tu znalazł. Prawdopodobnie byłby to jego koniec, zważając na znaczenie ubrań. Izaya dobrze wiedział jak ważne były one dla tej bestii. Właśnie dlatego uważał całą sytuację za nieziemsko zabawną.

Dokładnie w momencie skończenia pierwszego motylka, usłyszał głuche kroki rozchodzące się po domu.

Cholera, przecież jeszcze dziesięć minut - zauważył - Co jest?.

W pośpiechu zaczął zbierać skrawki materiału z podłogi.

Nie, nie, nie, nie, nie tak wcześnie Shizu - chan! - powtarzał w myślach.

Kawałki bawełny wylatywały z jego rąk, a on bezskutecznie próbował je łapać. W tle usłyszał jak właściciel podnosi szkło z podłogi.

Niedobrze, oj niedobrze - zaśmiał się. - Nawet nie zdążyłem pooglądać twoich gazetek.

Izaya otworzył szafę najciszej jak umiał i wrzucił materiał do środka. Stopą popchnął skrawki, które wymknęły się z jego rąk. Kroki stawały się coraz głośniejsze, aż w końcu drzwi od pokoju stanęły otworem.

- Izaaayyyyaaaaa!!! - krzyknął Shizou - Ty mały ścierwie, co żeś znów odwalił, hm?!

Na twarzy jego wroga pojawił się drwiący uśmieszek. Czarnowłosy wziął do ręki jedną z koszul i rozciągnął ją aby wisiała w powietrzu. Pomachał nią kilka razy jakby miał do czynienia z bykiem.

- Szukałem szczurów - odpowiedział słodkim głosem i teatralnie włożył rękę w dziurę, która przechodziła przez sam środek ubrania. - Ktoś musiał pozbyć się szkodników, nie sądzisz Shizu - chan?

Blondyn zacisnął pięści. Krew z jego dłoni zaczęła spływać ciurkiem na dywan. Izaya miał nadzieję na taki efekt. Zaśmiał się cicho i wyrzucił koszulę przez otwarte okno, a ta szybko zniknęła oddalając się w stronę złotego zachodu słońca.




Tego co stało się dalej nie pamiętał.





Nie potrzebuję Cię [Shizaya]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz