Rozdział 4

2.4K 306 121
                                    

Izaya

Leżałem na plecach w łóżku. Po wczorajszych wydarzeniach poszedłem spać od razu jak się wykąpałem. Shizu - chan nie przyszedł mnie obudzić, a już myślałem, że będzie zachowywał się niczym nadgorliwa pielęgniareczka.

Odpoczywałem od pół godziny. Myślałem o tym jak mam się dzisiaj zachowywać, w związku z zeszłym dniem. W końcu doszedłem do konkluzji, iż zostanę tym wykwintnym dupkiem jakim byłem przez ostatnie kilka lat. A bądź nawet większym - pomyślałem zwlekając się z łóżka i zakładając koszulkę.

Spojrzałem na czerwony zegar, który wskazywał godzinę 9.37, po czym wyszedłem z pokoju podpierając się na kulach.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Kiedy Izaya opuszczał swoją sypialnię od razu poczuł znajomy zapach. Jak na zawołanie zaburczało mu w brzuchu. Niechętnie stwierdził, że prochów nie można brać na czczo i mimowolnie ruszył w stronę kuchni.

Tam Shizuo stał z talerzem naleśników wpatrując się w czarnowłosego.

- Witaj pchlarzu - powiedział ze sztucznym uśmieszkiem.

Izaya nie odpowiedział tylko usiadł przy stole. Kiedy blondyn postawił jedzenie przed jego twarzą, ten zrobił minę obrzydzenia.

- Wolałbym polizać sandały Simona niż zjeść to gówno.

Blondyn ze spokojem grabarza usiadł naprzeciwko niego. Co on taki opanowany? - zdziwił się czarnowłosy, a na jego twarzy pojawił się dziwny uśmieszek. - W takim razie czas zacząć zabawę, bestyjko.

- Wiesz, Shizu - chan - zaczął z udawanym akcentem, jednak zanim cokolwiek powiedział, ten wyciągnął paczkę papierosów i złapał jednego między dwa palce. Bez ogródek wyjął zapalniczkę i zaczął podpalać jego koniec z drwiącą miną. Wszystko robił z niesamowitym opanowaniem. Nie pamiętał kiedy ostatnio udało mu się tak długo zachować spokój grabarza, więc dostał jakiejś większej pewności siebie, podobnej do dumy po rzuceniu nałogu.

Niestety jego napuszenie nie trwało nieskończenie. Kiedy blondyn odkładał z powrotem zapalniczkę, Izaya jak gdyby nigdy nic wziął do ręku sok i wylał prosto na twarz wroga.

- U mnie się nie pali - powiedział oschle.

Shizuo siedział w osłupieniu. Przetarł oczy i niechętnie wyrzucił mokrego papierosa do śmietnika. Zaklął pod nosem, co szczerze uszczęśliwiło czarnowłosego. Odetchnął ciężko kilka razy, po czym na jego twarzy pojawił się uśmiech, który niósł za sobą wielką falę szoku.

- Wiem - powiedział miło - przepraszam.

Izayi opadała szczęka ze zdziwienia. Przeprosił? - zapytał siebie, a potem przywrócił się do porządku. Kiedy chciał zacząć swój kolejny monolog, blondyn wstał od stołu i ruszył w stronę łazienki.

- Idę się wykąpać - zawołał i odszedł zostawiając czarnowłosego w czystym szoku.

Chłopak usłyszał zamykanie drzwi i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że on poszedł się umyć, w JEGO łazience i bez ŻADNEGO pozwolenia. Zaśmiał się pod nosem. A jednak potrafisz mnie nadal zaskoczyć, Shizu - chan...

Shizuo

Wszedłem do małego pomieszczenia i zamknąłem drzwi na zamek. Nie wiedziałem jakim cudem udało mi się wytrzymać. Bycie uprzejmym dla tego szczura było jak tortury, a do tego nie mogłem się na niczym wyżyć. Już nigdy więcej nie posłucham wskazówek Shinry.

Zdjąłem ubrania i po prostu zacząłem się kąpać. Prysznic należał do pchlarza, ale wolałem to, niż klejenie się przez resztę dnia.

- Powinieneś być dla niego miły - powiedział lekarz podziemia. - Jego życie wywróciło się do góry nogami. Na pewno nad tym ubolewa.

Polałem moje włosy ciepłym strumieniem wody. Po głowie wciąż chodziła mi wieczorna rozmowa z narzeczonym Celty. Odpoczywali sobie w pięknych, śnieżystych górach, a ja musiałem użerać się z tym debilem.

- Powinien już dawno pójść do jakiejś poradni - zaczął - ale póki nie uświadomi sobie swoich błędów, to w życiu go do tego nie namówisz.

Zmyłem z siebie pianę i wyszedłem z prysznica. Wysuszyłem włosy i ubrałem bieliznę oraz spodnie.

- Potrzebuje kogoś bardziej, niż możesz sobie wyobrazić - powiedział z troską w głosie.

A ja potrzebuję chwili spokoju - pomyślałem i opuściłem łazienkę nakładając najlepszy uśmiech na jaki było mnie stać.

~~~~~~~~~~~~

Kiedy Shizuo wszedł do salonu, Izaya leżał rozłożony na kanapie. Blondyn ukradkiem spojrzał na pusty talerz leżący w jadalni i uśmiechnął się pod nosem.

- I co się szczerzysz? - syknął czarnowłosy i wrócił do oglądania telewizji. - Leków nie bierze się na czczo.

Shizuo niechętnie się uśmiechnął, powodując obrzydzenie u chłopaka.

- Weź coś ubierz - powiedział chłodnie i rzucił koszulką w stronę jego nagiego torsu.

Blondyn zmarszczył brwi i złapał materiał. Coś mu ewidentnie nie pasowało, zwłaszcza, że była w dziwnym kolorze. Wszystko wyjaśniło się kiedy rozwinął ją w powietrzu.

- Wesołych mikołajek, Shizu - chan! - zawołał Izaya dziecięcym głosem jednocześnie śmiejąc się z jego reakcji.

Bawełniana, pstrokata koszulka o kolorze fuksji, do tego w rozmiarze dziecięcym. Dokładnie to, czego można było spodziewać się po tej mendzie społecznej.

- Spasuję - powiedział blondyn rzucając ją na ziemię ze zdegustowaniem, idąc w stronę pokoju i zostawiając Izaye konającego ze śmiechu. Tak łatwo da się go poniżyć - zaśmiał się drwiąco i wrócił do oglądania swojego serialu. - Chociaż wcale nie wyglądał tak źle... - pomyślał, ale od razu potrząsnął głową, kryjąc cień zawstydzenia na swojej twarzy.

- A i jeszcze jedno - dopowiedział szybko Shinra, zanim rozmówca zdążył się rozłączyć. - Musisz na niego uważać - dodał. - Kto wie co czai się w tej chorej głowie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Po tym rozdziale zacznie się przejście do fabuły właściwej, co oznacza ...

DRRRama

SmuTECZKI

i różne cukiereczki ┌ ^ ° ^┌

Odwala mi XD

bye, bye everyone !

Nie potrzebuję Cię [Shizaya]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz