Rozdział 7

2.4K 302 96
                                    

Nie mogłam z tego obrazka, musiałam go tu wkleić XD

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Shizuo przemierzał puste ulice ciemnych zakątków Ikebukuro. Gdzieniegdzie napotkał jakiegoś ćpuna, czasem bezdomnych. Jednak nikt nie odważył się podejść do mężczyzny. Z daleka dało się wyczuć jego mroczną aurę. Gdyby ktoś go teraz zdenerwował, z pewnością wyrwałby wszystkie automaty w okolicy i rzucał nimi gdzie popadnie.

Głowę blondyna wypełniała burza myśli. Wciąż odgrywał sobie scenę sprzed godziny. W kółko, non stop, tylko po to, aby jeszcze bardziej się dobić. Miał tego dosyć, jednak każda próba zmiany tematu, kończyła się marnym skutkiem. Dlaczego się tak tym przejąłem? - zapytał siebie i przystanął słysząc obcy głos.

- Może pan się zlituje? - zapytał basowym głosem bezdomny. - Błagam, nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem - jego wypowiedź niejednokrotnie przerwana była kaszlnięciem. Shizuo spojrzał w dół, prosto na mężczyznę. Ręce mu się trzęsły, a na barkach miał tylko kawałek starej, podartej tkaniny. Żebrak widząc sposób jak się w niego wpatruje, spojrzał nieśmiało w dół.

Nagle blondyn przypomniał sobie o pieniądzach, które dał mu Izaya. Nie miał pojęcia ile tego było. Zaczął grzebać za swoją kamizelką i znalazł tam trzy banknoty ... o walucie 5000 jenów. (łącznie wyjdzie ok. 600 zł) Mimo, iż była to dość duża kwota, Shizuo czuł tylko wstręt do rzekomego wynagrodzenia.

Więc bez wahania rzucił pieniądze w stronę bezdomnego i odszedł dalej nie zwracając uwagi na jego obfite podziękowania.

***

Nie wiedział ile już tak szedł, może z pół godziny. Dokładnie w momencie kiedy skręcał w jakąś uliczkę zadzwonił jego telefon.

- Czeejśdź Szizułoo - powiedział przymulonym głosem lekarz podziemia. - Czyśbyź zzwonił wszeźniej?

Blondyn nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Na szczęście odwrócił się od telefonu zanim rozmówca zdołał to usłyszeć.

- Tak, jakieś pięć razy - powiedział mijając ciąg automatów. - Widzę, że dobrze się bawisz.

Usłyszał czknięcie.

- No, a jaag mam njee z mojom naszerzonooo - jego słowa ledwo dało się zrozumieć. - A szoź sie ztałoo?

Shizuo nie był pewny czy jest jakikolwiek sens rozmowy z pijanym przyjacielem. Kiedyś przekonał się na własnej skórze, jak bardzo alkohol może zmienić Shinrę. Rzadko kiedy się awanturował, raczej zmieniał się w greckiego filozofa. Jednak teraz nie wiedział czy lekarz przesadził z trunkiem i przeszedł do bardziej zaawansowanego poziomu wpicia.

- Były małe problemy z Izayą - zaczął - zresztą nadal są - blondyn postanowił zaryzykować mając nadzieję na jakieś mądre słowa. - Po południu zwymiotował, a potem zemdlał - udało mu się tym przykuć uwagę pijanego, który słuchał dalej z większą uwagą. - Nie wiem, czy miał gorączkę. Myślałem, że może zjadł coś przeterminowanego i ...

- Spokojnie, niszz mu nie bedzje - przerwał mu prawie normalnym głosem. - To szje wyklepje - zaśmiał się głupio, aż Shizuo zaczął żałować, że tego nie nagrywa.

- Stało się też coś ... dziwnego - potrzeba wyżalenia się komuś była większa niż myślał. W tej sytuacji upicie przyjaciela było pomocne, bo przecież i tak pewnie zapomni. - Chciałem mu pomóc, a wtedy strasznie się wpienił. Tak samo po przebudzeniu - czuł, że zaraz zacznie się potok niepotrzebnych słów, coś czego nie powinien nigdy mówić.

- Zaczął na mnie krzyczeć, ciągle obrażał. Było mi z tym źle, poczułem się jakoś dziwnie - blondyn chciał przestać mówić, lecz jego usta wciąż się poruszały. - Miałem dosyć tego jak kompletnie nie zdaje sobie sprawy z mojego poświęcenia. Ciągle zaznaczał tą granicę, która była pomiędzy nami. Jakąś cholerną górę lodową - baka, baka, baka! - powtarzał do siebie, jednocześnie nie przestając mówić. - Też zacząłem krzyczeć, odbiłem piłeczkę, teraz ja go obrażałem.

- I jest mi z tym tak strasznie głupio, że aż mógłbym przeprosić tego gnojka za to co mu zrobiłem w ciągu tych ostatnich kilku lat, a wszystko przez te gówniane wyrzuty sumienia! - ostatnie zdanie prawie wykrzyczał, kiedy zdał sobie z tego sprawę mimowolnie zakrył usta dłonią. Szlag, co mi odwaliło?

Po drugiej stronie słychać było milczenie. Trwało ono kilka sekund, aż w końcu lekarz odezwał się prawie trzeźwym głosem.

- Nie chodzi o to, że on nie lubi jak się mu pomaga - zaczął. - Po prostu nie potrafi znieść myśli, że mógłby potrzebować tej pomocy.*

Myślenie Shizuo stało się trzeźwiejsze pod wpływem jego słów. Ciągle przetwarzał je w głowie. Cytat Shinry zastąpił wyraziste wspomnienia z dzisiaj. Był skupiony, pierwszy raz od jakiegoś czasu.

Z transu wyrwał go rozmówca.

- Kochanje na pwno chsesz to zrobić? - zaczął znowu poprzednim tonem. - To bedzje twój pierwszy raz, myrzko.

Oczy blondyna były jak pięć złoty. Miał nadzieje, że zdąży się przed tym jeszcze raz odezwać.

- Ależ, Celty, złoodko - kontynuował. - Spszend zobiż z cienji, bedzje lebszy.

Shizuo właśnie myślał nad rozłączeniem się, kiedy usłyszał coś w miarę normalnego z ust tego palanta.

- Nigdy nnje szmigchałaś na nachtch? No to jutchro poszmigchaż!

Uderzył czołem w automat z napojami, będąc pod wrażeniem debilizmu jego przyjaciela.

- El blondi - zwrócił się do niego - mosze lepjej jak sprwadziż szo tam u nażego pacjendzika, hm? (XD)

Shizuo przewrócił oczami i rozłączył się z rozmówcą, hamując napad śmiechu. Kiedy przypomniał sobie część rozmowy, przybrał poważny wyraz twarzy. Spojrzał smętnie na swoje odbicie w automacie i zaczął iść do miejsca, gdzie nie dane było mu wracać.


* cytat z "W dół" - Tim Johnston

Nie potrzebuję Cię [Shizaya]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz