Jego blond włosy były rozwiewane przez wiatr. Dym z papierosa wychodził mu z warg za każdym razem, kiedy odchylał głowę do tyłu. Stał w świetle pełni księżyca patrząc w dół na ruchliwe ulice. Ludzie chodzili bez celu, jak w każdą niedzielę. Krzątali się po sklepach, czekali w kolejkach. Dzieci ciągnęły rodziców za długie rękawy jesiennych płaszczy, aby się nie zgubić. Weekend w Ikebukuro, tak pięknie wyglądał z dachu budynku mieszkalnego.
To tu, tylko dwa piętra niżej, Shizuo zrzucił szkodnika z balkonu.
Nie odwiedzał go. Nie miał takiego zamiaru. W końcu Izaya na to nie zasługiwał.
Cholerny pchlarz.
Skrzywdził go, ewidentnie przesadził wkradając się do jego mieszkania.
Więc dlaczego?
Zniszczył jego ubrania, rzeczy, które dostał od brata. Tak rzadko się z nim widywał.
Dlaczego mam wyrzuty sumienia?
Kończący się papieros zaczął przypalać nos Shizuo. On jednak zatracił się w myślach patrząc na grupkę młodzieży z Rairy. Przypomniał sobie dawne czasy, kiedy to po raz pierwszy spotkał Izaye. Jak bardzo go znienawidził. Z drwiącym uśmieszkiem wyrzucił papierosa na ziemię i przygasił go mocno butem. Nie mógł uwierzyć, że nie zniszczył przy tym betonu.
Spojrzał w górę, prosto na księżyc.
Głupszej rzeczy nie mogłem sobie wyobrazić, hm?
W tym samym momencie za nim rozniósł się odgłos rżenia. Shizuo odwrócił się gwałtownie w stronę Celty, która właśnie pisała na swoim telefonie.
"Minęły trzy tygodnie" - pokazała - "Nadal nie masz zamiaru go odwiedzić?"
Zaśmiał się.
- Lepiej nie, bo jeszcze się czymś zarażę - powiedział cierpko.
Czarny Jeździec przez chwilę stał bez ruchu. Mimo braku twarzy, Shizuo czuł na nim jej złowieszczy wzrok. Wiedział, że nie odpuści.
"Mówię poważnie"- napisała - "Musimy przyjąć to do wiadomości".
Shizuo przekrzywił głowę i zmarszczył brwi. Albo był za głupi, jak zresztą ciągle mówił Izaya, albo musiało go coś ominąć. Faktycznie, od paru tygodni nie mieszał się w tę sprawę. Szefostwo wszystko załatwiło, on wciąż pracował, życie toczyło się dalej. Starał się omijać narastające z każdym dniem wyrzuty sumienia. Mówiąc krótko - miał to w nosie.
Celty zaczęła pisać, często się wahała, zmieniała treść.
"Niedługo wyjeżdżamy z miasta, a on wychodzi ze szpitala" - zrobiła przerwę. - "Wiesz co to znaczy."
Shizuo zaczął się denerwować.
- To ścierwo znowu będzie mnie wnerwiać, no i?
To było najprostsze.
Chodź ze mną a będziesz
W świecie czystej wyobraźni .Po prostu uciekać od problemu.
Żyjąc tam zobaczysz
To co naprawdę byś chciał.Choć dobrze wiemy o co chodzi innym...
"Ktoś musi z nim zostać" - napisała. - "Nie będzie nas na tydzień, nie ma nikogo innego"* - spojrzała mu w oczy. - "Nie możemy zostawić go sami, Shizuo".
Wszystko co chcesz, zrób to
Chcesz zmienić świat? Nic trudnego."Uznaj to za spłacenie długu za te wszystkie szwy, które nałożył ci Shinra."- dodała.
Nie wierzył, że tak łatwo da się go przekonać. Bestię z Ikebukuro, potwora. Powinien być bez empatii. Powinien zostać skałą.
"Proszę."
Co znajdziesz kiedy spojrzysz
W głąb swojej wyobraźni?**
Zaklął,
a potem odszedł.
***
9, 10.
Szedł białym korytarzem nie zwracając uwagi na pacjentów.
11.
Był zły, że pielęgniarka kazała mu zgasić papierosa. Mało brakowało, a biurko przy którym siedziała zrobiłoby sobie wycieczkę do Australii.
12, 13.
Cholera - zaklął. - Za jakie grzechy?
14.
Z każdym krokiem jego serce przyspieszało. Zaczął nerwowo grzebać w swoich kieszeniach.
15.
Stanął przed białymi drzwiami w białym korytarzu, wśród ubranych na biało lekarzy. Musiał założyć biały fartuch i białe worki na buty. Ścisnął klamkę, jednak nie otworzył pokoju. Miał nadzieje, że ten wszarz spał. Jego wyrzuty sumienia zaczęły powracać, a z nimi gniew. Nie chciał go więcej widzieć.
Jednym ruchem popchnął drzwi.
Stanął przed metalowym łóżkiem. Wszechobecna biel zaczęła go przytłaczać. Była wszędzie.
Co za żałosny szpital - pomyślał i podszedł bliżej.
Izaya leżał pod kołdrą. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie bólu, nawet jeśli spał. Wyglądał bardzo niewinnie, niczym dziecko oddające się w nocną krainę wyobraźni. Jednocześnie można było uznać, że umarł. Był blady jak ściana. Jednak w pokoju rozchodził się miarowy odgłos pikania jednej z maszyn.
On... żyje? - powiedział do siebie Shizuo i nachylił się nad nim. Kiedy tak się przyglądał, stało się coś niespodziewanego.
Izaya otworzył oczy i uderzył go prosto w nos.
* W tej wersji Izaya mieszka sam, bez Namie.
** Tłumaczenie z tekstowo.pl
CZYTASZ
Nie potrzebuję Cię [Shizaya]
FanfictionNiewinna gra między mężczyznami w końcu przyniosła tragiczne skutki . . . Życzę miłego czytania ┌ ^ ° ^┌