Rozdział 1

3K 334 83
                                    

Jego blond włosy były rozwiewane przez wiatr. Dym z papierosa wychodził mu z warg za każdym razem, kiedy odchylał głowę do tyłu. Stał w świetle pełni księżyca patrząc w dół na ruchliwe ulice. Ludzie chodzili bez celu, jak w każdą niedzielę. Krzątali się po sklepach, czekali w kolejkach. Dzieci ciągnęły rodziców za długie rękawy jesiennych płaszczy, aby się nie zgubić. Weekend w Ikebukuro, tak pięknie wyglądał z dachu budynku mieszkalnego.

To tu, tylko dwa piętra niżej, Shizuo zrzucił szkodnika z balkonu.

Nie odwiedzał go. Nie miał takiego zamiaru. W końcu Izaya na to nie zasługiwał.

Cholerny pchlarz.

Skrzywdził go, ewidentnie przesadził wkradając się do jego mieszkania.

Więc dlaczego?

Zniszczył jego ubrania, rzeczy, które dostał od brata. Tak rzadko się z nim widywał.

Dlaczego mam wyrzuty sumienia?

Kończący się papieros zaczął przypalać nos Shizuo. On jednak zatracił się w myślach patrząc na grupkę młodzieży z Rairy. Przypomniał sobie dawne czasy, kiedy to po raz pierwszy spotkał Izaye. Jak bardzo go znienawidził. Z drwiącym uśmieszkiem wyrzucił papierosa na ziemię i przygasił go mocno butem. Nie mógł uwierzyć, że nie zniszczył przy tym betonu.

Spojrzał w górę, prosto na księżyc.

Głupszej rzeczy nie mogłem sobie wyobrazić, hm?

W tym samym momencie za nim rozniósł się odgłos rżenia. Shizuo odwrócił się gwałtownie w stronę Celty, która właśnie pisała na swoim telefonie.

"Minęły trzy tygodnie" - pokazała - "Nadal nie masz zamiaru go odwiedzić?"

Zaśmiał się.

- Lepiej nie, bo jeszcze się czymś zarażę - powiedział cierpko.

Czarny Jeździec przez chwilę stał bez ruchu. Mimo braku twarzy, Shizuo czuł na nim jej złowieszczy wzrok. Wiedział, że nie odpuści.

"Mówię poważnie"- napisała - "Musimy przyjąć to do wiadomości".

Shizuo przekrzywił głowę i zmarszczył brwi. Albo był za głupi, jak zresztą ciągle mówił Izaya, albo musiało go coś ominąć. Faktycznie, od paru tygodni nie mieszał się w tę sprawę. Szefostwo wszystko załatwiło, on wciąż pracował, życie toczyło się dalej. Starał się omijać narastające z każdym dniem wyrzuty sumienia. Mówiąc krótko - miał to w nosie.

Celty zaczęła pisać, często się wahała, zmieniała treść.

"Niedługo wyjeżdżamy z miasta, a on wychodzi ze szpitala" - zrobiła przerwę. - "Wiesz co to znaczy."

Shizuo zaczął się denerwować.

- To ścierwo znowu będzie mnie wnerwiać, no i?

To było najprostsze.

Chodź ze mną a będziesz
W świecie czystej wyobraźni .

Po prostu uciekać od problemu.

Żyjąc tam zobaczysz
To co naprawdę byś chciał.

Choć dobrze wiemy o co chodzi innym...

"Ktoś musi z nim zostać" - napisała. - "Nie będzie nas na tydzień, nie ma nikogo innego"* - spojrzała mu w oczy. - "Nie możemy zostawić go sami, Shizuo".

Wszystko co chcesz, zrób to
Chcesz zmienić świat? Nic trudnego.

"Uznaj to za spłacenie długu za te wszystkie szwy, które nałożył ci Shinra."- dodała.

Nie wierzył, że tak łatwo da się go przekonać. Bestię z Ikebukuro, potwora. Powinien być bez empatii. Powinien zostać skałą.

"Proszę."

Co znajdziesz kiedy spojrzysz
W głąb swojej wyobraźni?**


Zaklął,

a potem odszedł.

***

9, 10.

Szedł białym korytarzem nie zwracając uwagi na pacjentów.

11.

Był zły, że pielęgniarka kazała mu zgasić papierosa. Mało brakowało, a biurko przy którym siedziała zrobiłoby sobie wycieczkę do Australii.

12, 13.

Cholera - zaklął. - Za jakie grzechy?

14.

Z każdym krokiem jego serce przyspieszało. Zaczął nerwowo grzebać w swoich kieszeniach.

15.

Stanął przed białymi drzwiami w białym korytarzu, wśród ubranych na biało lekarzy. Musiał założyć biały fartuch i białe worki na buty. Ścisnął klamkę, jednak nie otworzył pokoju. Miał nadzieje, że ten wszarz spał. Jego wyrzuty sumienia zaczęły powracać, a z nimi gniew. Nie chciał go więcej widzieć.

Jednym ruchem popchnął drzwi.

Stanął przed metalowym łóżkiem. Wszechobecna biel zaczęła go przytłaczać. Była wszędzie.

Co za żałosny szpital - pomyślał i podszedł bliżej.

Izaya leżał pod kołdrą. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie bólu, nawet jeśli spał. Wyglądał bardzo niewinnie, niczym dziecko oddające się w nocną krainę wyobraźni. Jednocześnie można było uznać, że umarł. Był blady jak ściana. Jednak w pokoju rozchodził się miarowy odgłos pikania jednej z maszyn.

On... żyje? - powiedział do siebie Shizuo i nachylił się nad nim. Kiedy tak się przyglądał, stało się coś niespodziewanego.


Izaya otworzył oczy i uderzył go prosto w nos.








* W tej wersji Izaya mieszka sam, bez Namie.

** Tłumaczenie z tekstowo.pl








Nie potrzebuję Cię [Shizaya]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz