Rozdział 6

2K 281 51
                                    

Shizuo patrzył na śpiącego chłopaka w milczeniu. Shinra nie odbierał, jemu się pogorszyło. Czuł się źle przez słowa, które Izaya wysyczał mu w twarz zanim zemdlał. Dopiero teraz, kiedy miał chwilę wytchnienia, zaczął się zastanawiać nad jego zachowaniem. Co mu odwala? - zapytał sam siebie i spojrzał w stronę chorego.

Spał z lekko rozchylonymi ustami. Policzki nabrały lekko różowej barwy, jego sen był niespokojny. Co jakiś czas ruszał palcami, jak gdyby miał koszmar. Choć blondyn przykrył go kocem, teraz miał wrażenie, że jest mu za ciepło. Jak na zawołanie zaczął przywoływać sobie wspomnienia z dzisiejszego dnia. Czy zjadł coś oprócz śniadania? Może było przeterminowane. Albo coś wypił? - zaczął panikować w duchu. Jeszcze raz zerknął na czarnowłosego. Miał wrażenie, że jego wyrzuty sumienia wciąż powracają. Może ma gorączkę? - pomyślał i lekko przykrył czoło Izayi grzbietem swojej dłoni.

Ledwo zdążył wyczuć ciepło, a chłopak odskoczył niczym poparzony.

- Spieprzaj ode mnie! - krzyknął przestraszony podpierając się na oparciu szarej kanapy. Przy okazji zrzucił kilka poduszek i swój koc. W tym samym czasie Shizuo cofnął szybko rękę i trzymał ją lekko uniesioną w powietrzu. Reakcja "wspaniałego Izayi" zaskoczyła blondyna. Wiedział, że jakoś zareaguje, ale myślał raczej o skręceniu ręki, lub prawym sierpowym. Lecz on się bał.

- Matko - przykrył dłonią twarz - przy przenoszeniu musiałeś mnie dotykać. Obrzydlistwo - prychnął i skrzyżował ręce na piersi.

Shizuo zaśmiał się cicho pod nosem.

- Wolałbyś leżeć dwie godziny w wymiocinach? - powiedział żartobliwie. W zamian dostał zirytowane spojrzenie.

Już nawet się nie przejmujesz
zredukowałeś to do minimum

- Już lepiej niż żebyś mnie macał - syknął i zaczął zakładać kapcie.

Shizuo chciał wyczuć w jego głosie choć trochę żartobliwości. Nic, sama nienawiść.

Wstrzymaj oddech nadchodzi zmiana
Tutaj wszyscy dostaniemy za swoje.

- Swoją drogą, dzwoniłeś do szalonego doktorka? - zapytał poważnie patrząc w podłogę.

Blondyn podniósł brwi. Nagle przypomniał sobie o jego prośbie. Bądź miły. Jednak on z każdą chwilą zbliżał się do granicy wytrzymałości. Miał dość tego szczura.

- Tak, ale nie odbiera -powiedział łagodnie. - Jeśli nadal się źle czujesz, to mogę...

Izaya gwałtownie podniósł głowę.

- Zamknij się w końcu! - krzyknął mu w twarz. - Byłoby lepiej gdybyś w ogóle tu nie przychodził!

Shizuo siedział w osłupieniu. Zaraz potem zdjął swoje okulary i zawiesił je na swojej kamizelce. Jego usta wykrzywiły się w drwiący uśmiech. Wstał.

- Choć raz masz rację, pchlarzu - zaśmiał się podnosząc głowę. - Mam cię dość, nie będę się już dłużej przymilać.

Obietnice są złamane
Powiedz czy teraz się cieszysz.

Izaya rozszerzył oczy i uśmiechnął się lekko, trochę psychopatycznie. Zabawa znowu się zaczyna, Shizu - chan - pomyślał z podekscytowaniem i wrócił do zdenerwowanego wyrazu twarzy.

- Pewnie byłeś aż tak miły, że się zrzygałem - powiedział obojętnie, tylko po to, aby zirytować wroga.

Shizuo zmarszczył brwi.

- Nawet nie wiesz ile wysiłku musiałem włożyć, aby nie ukręcić ci łba - zaczął się jeszcze bardziej irytować, co zadowoliło czarnowłosego.

Chłopak zaśmiał się.

- Uważaj, bo ci się jeszcze nigdy nie uda i przypadkiem pomylisz mnie ze swoim żałosnym braciszkiem - rzucił mu w twarz.

Toniemy w klepsydrze
Myślę że nasz wspólny czas się skończył.

Blondyn spojrzał na niego morderczym wzrokiem.

- No co, Shizu - chan? - powiedział zawadiacko. - Czyżby twoje starania poszły na marne?

Mężczyzna w końcu nie wytrzymał. Gniew przepełniał każdy zakamarek jego ciała, krew pompowała mu się w żyłach. Przewrócił stolik do kawy i przybliżył się do czarnowłosego. Złapał go za koszulkę i zetknął ich czoła razem.

- Jesteś samolubnym śmieciem, rozumiesz?! - krzyknął mu w twarz. - Już ja jestem bardziej ludzki od ciebie i przynajmniej doceniam, kiedy inni się dla mnie poświęcają!

Odwróć się od ludzi którzy cię uformowali
Samolubni i bezmyślni, toniesz w ciemnościach

Nastrój Izayi zmienił się momentalnie. Nie obchodziło go już drwienie blondyna, stał się bardziej poważny. Dlaczego jego puste słowa we mnie wnikają? - zapytał sam siebie marszcząc brwi w złości.

- Jeśli tak bardzo chcesz wynagrodzenia, to masz! - krzyknął grzebiąc w kieszeniach. Wyciągnął kilka banknotów i wepchnął je za kamizelkę Shizuo. - Nie chce się więcej widzieć.

Mam nadzieję że zrozumiałeś szkody jakie wyrządziłeś
Nie możesz zobaczyć światła nawet patrząc na słońce*

Mężczyzna go puścił i bez zbędnych słów wyszedł z mieszkania, trzaskając przy tym drzwiami.


~~~~~~~~~~~~~~~~

* tłumaczenie z tekstowo.pl z małymi zmianami

Wesołych świąt wszystkim życzę ┌ ^ ° ^┌

~selkuz2003

Nie potrzebuję Cię [Shizaya]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz