10.

476 24 0
                                    

    Stoimy w tunelu. Większość zespołu jest zrelaksowana, tylko nie ja. Do cholery, to moja była drużyna! Gdy Real przegra, będzie to moja porażka. Natomiast gdy Sporting przegra.. również będzie to moja porażka!

  Wchodzimy na murawę. Dookoła słyszę okrzyki : Hala Madrid, Ronaldo, Benzema, BBC, Siii.. . To mnie trochę uspokaja. Świadomość, jak wielu ludzi na mnie patrzy i na mnie liczy. Nie mogę ich zawieść.

   Ustawiamy się do odśpiewania hymnów. Potem wspólne zdjęcie i cały ten teatrzyk. Nareszcie Sergio podał rękę kapitanowi drużyny z Lizbony. Losują połowy. Dostajemy prawą część boiska - to dobrze. Prawa strona zawsze przynosi szczęście.. chwila.. co ja pierdolę? Jakie szczęście? Wygra lepszy, a szczęście czy pech nie ma nic tu do rzeczy. Oglądam się za siebie, w loży VIP dostrzegam Iri, Cristiano, mamę, Katie i Hugo. Brakuje tylko Elmy, ale ona w pełni poświęca się sklepowi. 

   Słyszę gwizdek sędziego. Zaczynamy! 

   Przez pierwsze 15 minut spotkanie jest wmiare wyrównane. Ale teraz można dostrzec wyraźną dominację naszego klubu. Im dłużej gramy, tym mamy większą przewagę. Los Blancos mają zawodników przygotowanych fizycznie do perfekcji.

   Od dłuższego czasu wykonujemy podania na połowie przeciwnika, ale nie możemy przebić się przez mur obrony. Co się z nimi dzieję ?! Powoli zaczynam się denerwować! Jesteśmy tak blisko, a jednocześnie tak daleko. 

- Marcelo! Marcelo! Tutaj! - wołam do niego. On jednak wolał podać do Bale'a który przestrzelił. Jak zwykle. Do każdego tylko nie do mnie!

- Lucas! Jestem wolny! - krzyczę. Ale zanim on się zorientuje gdzie jestem, podbiegnie do mnie stado obrońców ze Sportingu.

    Piłkę przejmuje drużyna przeciwna. Cholera - powstrzymuję się przed wypowiedzeniem tego na głos. Wiem że kilkanaście kamer jest wycelowane w moją stronę, a ich operatorzy tylko czekają na chwilę mojej słabości. Wracając do gry, Lizbończycy przeprowadzili szybką kontrę. Czemu nasi ich nie kryją?! Nie zdążę wrócić na drugą połowę boiska na czas! Teraz cała nadzieja w Navasie. Zizou podczas przerwy odwali awanturę. Jestem tego więcej niż pewny. Numer 10 Sportingu wbiega w pole karne i decyduje się na strzał. Nie jest on może jakiś wybitny, ale wystarczy by głupi bramkarz tego nie obronił! Nie, nie i nie! Nie tak miało to wyglądać! Nie poznaję swojej drużyny! Może faktycznie trzeba było posłuchać się Mendesa i przejść do Barcelony. Co ja pieprze.. nigdy w życiu! Od razu gdy o tym pomyślałem splunąłem na boisko. Ohyda.. . Nasz łapacz piłek wznowił grę. Przegrywamy 1-0. Widzę że drużyna prubuje przeprowadzić akcję, ale uniemożliwia im to wślizg przeciwnika.

   Całe szczęście zaczynamy mniej więcej 50 metrów od bramki po faulu na Casimiro. Luka podaje do mnie - wreszcie jakiś rozgarnięty!- postanawiam sam rozpocząć i zakończyć akcję. Nie jest łatwo. Z lewej podbiega do mnie 3 obrońców, z prawej kolejni piłkarze. Drybluję na potęgę. Boże, nadbiega dwóch pomocników. Nie uda mi się ich wykiwać. A może jednak? Rozpędzam się do granic możliwości. Zaraz ich staranuję! Gdy jestem już dość blisko, podbijam piłkę piętką, a ona przelatuje nade mną i ląduje za plecami graczy. Zaczynamy wyścig do piłki. Nie widzę, co dzieje się wokoło mnie. Widzę tylko piłkę. Jestem pierwszy. Nie wiem jak szybko biegłem, na pewno powyżej 34 km/h . Słyszę owacje tłumu. Nie mogę tego schrzanić. Nie w tym momencie! Przez chwile gracze Sportingu zrównali się ze mną, ale wyprzedziłem ich o kilka kroków. Jestem sam na sam z bramkarzem. Biegnę na przeciwko widząc bramkę, co prawda muszę pokonać duży kąt, ale nie takie rzeczy się robiło. Wykonuję potężny zamach prawą nogą i posyłam piłkę w kierunku bramki. Nie wiem czy patrzeć się na to, czy nie. Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Podkręcona footbal'ówka ociera się o dłoń bramkarza..

Jestem kim jestem, i nic tego nie zmieni...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz