Tak jak ojciec rano mi kazała, po szkole ruszyłam na stadion. Byłam przebrana, a także szłam z plecakiem, ponieważ nie miałam czasu go zanieść do domu, a w szatni nie zostawiłabym go.
Będąc już na miejscu, dostrzegłam swojego rodziciela czekającego na mnie.
- Zdejmuj plecak i biegniesz kółko na czas – rzekł, klaszcząc w dłonie.
- A może byś mi tak dał zrobić rozgrzewkę? – zapytałam zdenerwowana, a on przewrócił oczami.
Zawsze uważał, że rozgrzewki nie są potrzebne, dla niego to strata czasu. Odłożyłam tornister na trawę, po czym ustawiłam się na linię startu. Wolałam nie zadzierać z nim i biec bez rozgrzewki.
Słysząc gwizdek, ruszyłam swoim tempem, aby jak najszybciej przebiec okrążenie.
Biegnąc, dostrzegłam tajemniczą osobą, siedzącą na trybunach. Zignorowałam obecność tego chłopaka, bo mógł być z kimś umówiony na spotkanie tutaj.
Ledwo zipiąc, dobiegłam do końca, dodatkowo zaczęłam brać głębokie oddechy.
- Nie możesz się bardziej postarać?! – wrzasnął mój rodziciel, na co się wyprostowałam.
- Jeżeli jesteś taki mądry, to sam biegaj! – odpyskowałam, ale tego pożałowałam.
Uderzył mnie, ale w myślach uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że zabrakło mu argumentów na odpowiedzenie mi. Mimo że policzek mnie piekł, nie złapałam się za niego. Niespodziewanie szarpnął mną tak, lecz utrzymałam równowagę.
Wrzeszcząc na mnie, ponownie ustawiłam się na linię. Ból w kolanie zaczął się ponownie pojawiać, ale zacisnęłam szczękę i biegłam dalej. Moje nogi powoli odmawiały posłuszeństwa, mimo to musiałam dobiec do końca.
- Nie możesz się raz postarać!? – Usłyszałam krzyki, a w moich oczach pojawiły się łzy.
Zaczęłam szybko mrugać, a także wolniej biec, przez brak siły. Dobiegając do końca, wpadłam w szpony zdenerwowanego ojca. Przez złość był na twarzy czerwony, dodatkowo wzorkiem mógłby zabijać.
Popchnął mnie na trawę, gdzie wylądowałam koło swojego plecaka. Zaczął na mnie krzyczeć, następnie zostawił mnie samą.
Nie potrafiłam trzymać tych wszystkich emocji w sobie, przez co rozpłakałam się jeszcze bardziej. Przysunęłam kolana do klatki piersiowej, ręce owinęłam wokół nóg, a głowę oparłam o kolana.
- Dlaczego płaczesz? – Usłyszałam czyjś głos za plecami, jedynie wzruszyłam ramionami.
- Gdzie twoi przyjaciele, aby cię wesprzeć?
- Nie ma ich – odparłam z załamującym się głosem.
- Dlaczego? – Zapytał ponownie, a także poczułam jego ręce na moich ramionach.
- Nic nie potrzebują, więc ich nie ma – odpowiedziałam szczerze, strzepując jego dłonie.
Chłopak, który był za mną, widział mnie jako pierwszy, jak płaczę. Ludzie z mojej szkoły sądzą, że mam idealne życie, bez zmartwień. Wszystkie emocje tłumie w sobie, nie pozwalając im wyjść na zewnątrz.
Starłam dłonią łzy, po czym odwróciłam się. Ujrzałam zdziwionego Taehyunga, który uśmiechał się przyjaźnie, lecz ja spuściłam wzrok z jego twarzy. Zdziwiłam się jego obecnością, ponieważ ludzie z paczki Jeongguka, nie rozmawiali ze mną.
- Nie wracasz do domu? – zapytał.
- Nie chcę – odpowiedziałam, wstając z miejsca.
Strzepałam z siebie trawę, a także przetarłam twarz dłońmi. Z plecaka wyjęłam picie, ponieważ strasznie chciało mi się pić. Chłopak ciągle się przyglądał co robię, przez co się speszyłam.
- Co?
- Nic – odpowiedział, posyłając w moją stronę olśniewający uśmiech.
Założyłam tornister na plecy i spojrzałam się w stronę Taehyunga.
- Jak coś, tej sytuacji nie było – rzekłam, po czym zostawiłam go samego.
~*~
Przez to, że pogoda się pogorszyła byłam zmuszona wrócić do domu. Bałam się, co mogło się wydarzyć, lecz wzięłam się w garść. Weszłam po cichu mieszkania, następnie pobiegłam do swojego pokoju. Odłożyłam plecak i rzuciłam się na swoje łóżko wraz z telefonem.
HaNa: I jak po treningu z ojcem? 😉
Yuri: Jest ok.
Yuri: Poza tym, Taehyung do mnie zagadał, rozumiesz? Bo ja nie 😪
HaNa: Co? Jak to? Jest w ich paczce z siedem osób, które cię omijają, a on do Ciebie zagadał!?
HaNa: Musieli się o coś założyć albo musiałaś być w jakiejś sytuacji 😱
Yuri: Awgh, przesadzasz 😷
HaNa: Ojj, zdziwisz się zapewne
CZYTASZ
Second chance || Jungkook
Fanfic<w trakcie korekty> „Bo przegrywa ten, któremu bardziej zależy."