Rozdział 5

656 123 61
                                    

Przyglądałem się zjawie urzeczony, ale jednocześnie przerażony. Nie wiedziałem jak mam się zachowywać. Uciekać czy może jednak podejść?

Dopiero wtedy przypomniały mi się słowa mamy, które wypowiedziała wiele lat temu.

Teraz znajduje się tam plac zabaw dla dzieci, jednak mówią, że w pełnię księżyca po parku chodzi zjawa. Biała, straszna, ale niegroźna. Podobno śpiewa samotnie, przechodząc wąskimi alejkami, wspina się na drzewa i obserwuje. Ale nic nie robi, po prostu jest.  

Czyli to prawda? Legenda nie jest zmyślona?

Zerknąłem szybko w niebo i faktycznie była pełnia. Księżyc świecił mocno, a otaczało go mnóstwo malutkich gwiazd. 

I co zrobił w pełni normalny i inteligentny Luke?

Oczywiście podszedł do ducha, zamiast uciekać tak, jakby zrobiła to cała reszta ludzi o zdrowym rozsądku. 

- Jak się nazywasz? - ukucnąłem w pewnej odległości od... Czegoś.

- Michael, panie.

Czekaj, co?

Zaśmiałem się nerwowo, starając się ukryć swoje zakłopotanie.

- Mike, dlaczego tak do mnie mówisz? - wyszeptałem łagodnie, patrząc na niego pokrzepiająco. 

- Kazałeś do siebie mówić "tatusiu", jednak wolę tę opcję, panie - pokornie spuścił swoją głowę, ukazując tym samym swoją uległość. 

Wszystkie emocje, które we mnie buzowały były ze sobą sprzeczne. 

Dlaczego przezroczysty chłopiec o wyglądzie anioła kłania się przede mną?

Skąd on mnie w ogóle zna?

I dlaczego ja w ogóle rozmawiam ze zjawą? Czymś, co nie ma prawa bytu?

- Kim jesteś? - zadałem kolejne pytanie. - Tą zjawą z parku, o której mówi legenda?

- Tak, panie, jestem duchem, który zginął podczas pierwszej wojny światowej. 

Czyli to ten, który wiecznie czeka na swojego najlepszego przyjaciela, błąkając się między drzewami. 

- Siedzisz już tutaj ponad sto lat?! - wyrwało mi się zanim zdążyłem to w ogóle przemyśleć. Miałem tylko nadzieję, że Michael nie będzie miał mi tego za złe.

- Tak, panie - spojrzał na mnie tymi swoimi oczami, w których dostrzegłem nutkę czegoś zielonego.

- Um... Czy mógłbyś przestać tak do mnie mówić, Mike?

Podniósł na mnie swój przerażony i spanikowany wzrok, który jeszcze przed chwilą był skierowany na jego kolana.

- Nie! - zaprzeczył od razu. - Nigdy! Nie mogę! Przestań! - krzyczał jak opętany, bujając się na stopach w przód i w tył.

- Mike, spokojnie. Przecież tylko się zapytałem, tak? - podniosłem się z klęczek i chciałem dotknąć jego ramienia w uspokajającym geście, ale moja dłoń przeszła przez nie, nie napotykając żadnego oporu.

I tak naprawdę dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, co ja najlepszego wyprawiam.

Uciekłem z parku z krzykiem, nie myśląc nawet o tym, że już jutro przecież nie będę mógł go zobaczyć. 

Ghost //muke ✔Where stories live. Discover now