Rozdział 12

500 103 14
                                    


Przez chwilę stałem w zbyt wielkim szoku, bo zrobić cokolwiek, co mogłoby uratować blondyna. Patrzyłem, jak ciemność go pochłania, a zimna woda rozbryzguje się na wszystkie strony. Zamrugałem kilkukrotnie, rozumiejąc, co właśnie się dzieje. Czym prędzej doskoczyłem do brzegu, piszcząc w międzyczasie. 

- Mike? Mikey!? Michael! - krzyczałem, bojąc się wejść do wody. To nie tak, że nie potrafiłem pływać, ja po prostu nie miałem zamiaru moczyć swoich ubrań. Potem byłbym jedynie chory i nic by z tego nie było. 

Piszczałem przez chwilę przerażony myślą, że naprawdę postanowił się zabić. Szlochałem, nachylając się nad taflą wody, która pozostawała niezmącona żadnym ruchem, dotykiem.

Niepewnie dotknąłem mokrej powierzchni i od razu cofnąłem rękę z piskiem. Słone łzy leciały po mojej twarzy, a urywany szloch wyrywał się z gardła. 

Dobra, jednak nie potrafiłem pływać...

Naprawdę polubiłem tego chłopaka (co na początku wydawało się praktycznie niemożliwe) i bałem się, że coś sobie zrobił. Zacząłem się rozglądać za ewentualną pomocą, ale zapomniałem, że jestem duchem.

Wiadomości z ostatniej chwili! - duchów nikt nie widzi!

- Michael, dupku! Nawet sobie ze mnie nie żartuj! - krzyknąłem zrozpaczony po kilku sekundach. 

Czułem swoje szybko bijące serce i trzęsące się dłonie. Walczyłem se swoimi myślami i w końcu, po kilkudziesięciu sekundach intensywnego myślenia, nabrałem powietrza w płuca i skoczyłem z czterech metrów do wody. 

Myślałem, że zabiję Michaela, kiedy stanąłem na równe nogi, a woda nie sięgała mi nawet do ud. 

- Michaelu Cliffordzie! - warknąłem zły, zaciskając mocno zęby. Nawet nie wiedziałem, że zawołałem go po nazwisku. Po prostu świat widziałem jakby przez czerwoną chustkę i miałem wielką ochotę zabić go własnymi rękami. - Jak śmiałeś?! 

Mike okazał się być we wgłębieniu klifu i nie raczył mi nawet powiedzieć, że wszystko z nim w porządku.

Blondyn wybuchnął śmiechem, a mi wcale nie było do śmiechu. Wciąż cały się trzęsłem i dławiłem własnymi łzami. Ja nie byłem tyle zły co smutny. Jak on mógł mi zrobić coś takiego? To nawet nie było śmieszne...

- To było chamskie i okrutne, Mike - mruknąłem w końcu, kiedy łzy przestały zasłaniać mi widoczność. Blondyn popatrzył na mnie niezrozumiale. Prychnąłem z gorzkim uśmiechem. - Bałem się. Tak cholernie się o ciebie bałem, Clifford, a ty postanowiłeś sobie ze mnie zażartować. To było chamskie - wytłumaczyłem spokojnie. - Czasami po prostu tracę wiarę w ludzkość... - westchnąłem i wdrapałem się na ląd, żeby nie przemoknąć do końca. 

- Wiesz, Luke... - zaczął powoli. - Teoretycznie rzecz biorąc, nie jestem czło... - zaczął już głosić swoje teorie, jednak przerwałem mu, podnosząc do góry całą rękę i patrząc na niego z politowaniem.

- Skończ, Michael. Po prostu skończ. 

I odwróciłem się na pięcie, zaczynając biec tam, gdzie poniosą mnie nogi. 


~~~

Wiecie co? Ktoś uświadomił mi, że jeśli będę stać w miejscu, to nigdzie nie dojdę (logiczne przecież -,-) dlatego pozbierałam dupę i przychodzę do was z nową dawką (tak sądzę) energii i chęci! Rozdział może nienajlepszy, ale przejściowy i myślę, że kolejne powinny być zadowalające

Ghost //muke ✔Where stories live. Discover now