5. Bajki Księżycowe

31 10 2
                                    

Damroka nie jest na siebie zła za to, jak potraktowała Chłopaka z Lasu. Wina tutaj leży w całości po jego stronie i mieszkanka Księżyca nie dostrzega w swoim zachowaniu nic złego. Wręcz przeciwnie.

A jednak ta sprawa ją niezwykle trapi, przez co unika Królowej Damy, aby ta nie zauważyła zmiany nastroju zwykle rozpromienionej Damroki. A trwa to bardzo długo, ponieważ smutek, który ją ogarnął, nie chce jej opuścić. Dusi ją w swych objęciach, jakby miał przestać istnieć nie tylko na Księżycu, ale i na wszystkich światach, gdyby tylko tu, teraz ją uwolnił. Na domiar złego, nie ma komu się z tego zwierzyć, ponieważ Las, powiernik wszystkich jej tajemnic, przestał być jej zaufany. A gdyby zjawił się ten chłopak i podsłuchał? Chociaż z każdym dniem coraz bardziej w to wątpi, ponieważ jego nie ma i nie ma... Posępny nastrój jednak rośnie i rośnie...

Damroka postanawia w końcu opuścić swoją ulubioną krawędź i idzie do innej, tej, z której słychać lamenty Wenusjanek i Marsjan. Słucha ich gorących wyznań miłości, cudownych deklaracji wierności, przepełnionych tęsknotą za bliskością wierszy. Słucha, jak płaczą.

Dziewczyna też płacze. Łka po cichu, tęskniąc za Krytykiem poprawiającym jej dobranocki, za Ktosiem opowiadającym nie lepsze historie, a w szczególności za Chłopakiem z Lasu, idealnym kompanem do rozmowy.

Gdzie on się podziewa?

Słuchając lamentujących Wenusjanek czasem się do nich dołącza:

Chciałabym spotkać cię nocą
by leżeć z tobą na zimnym gwiezdnym pyle
i patrzeć gwiazdom w oczy
szukać wzrokiem spadającej
aby sobie życzyć zatrzymania czasu
aby ta chwila trwała i trwała.*

Tak minęła jesień. Na tęsknocie i smutku. 

Negatywne emocje znikają jednak wraz z pierwszym śniegiem. Akurat tego dnia, Damroka odczuła jakby jakieś przyciąganie ze strony swojej ulubionej krawędzi, więc tam się udała. Przysiadła na gwiezdnym pyle, będącym wierzchnią warstwą Księżyca i teraz obserwuje, jak białe niczym mleko chmurki są przeciążone i wylewają się z nich krople — śnieżynki. Tańczą wesoło na wietrze, podrygują w rytm niesłyszalnej dla nikogo muzyki i mimo ogromnej odległości, to one malują uśmiech na sinych ustach Damroki, obserwującej magię Cichego Lasu. 

Naszła ją ogromna ochota, by tańczyć wraz ze śnieżynkami. Obracać się dookoła, być otoczoną rześkim, ziemskim powietrzem, móc z dołu obserwować swój dom, Księżyc i szukać wzrokiem Krateru, w którym sypia. Chce być prawdziwym człowiekiem. Z krwi i kości. To jednak niemożliwe i wie o tym. Nie napawa to jej smutkiem, wbrew pozorom. Nie można mieć przecież wszystkiego. Gdyby tak było, utracilibyśmy najpiękniejszą rzecz w życiu — marzenia. Po prostu nie byłoby o czym marzyć. A przecież właśnie marzenia, m a r z e n i a, nadają życiu blask jaśniejszy, niż Słońce, gwiazdy, cała Droga Mleczna! Cały kosmos nie świeci tak jasno, jak marzenia rozświetlają duszę. Nie tylko człowieka, nie, nie! Wszystkich istot zdolnych, by śnić. Marzyć.

Damroka tańczy, chociaż nie okrywa ją ziemskie powietrze, nie czuje zimna, które niesie ze sobą śnieg, nie może go dotknąć. Jednak podziwia go patrząc w dół, tudzież w górę i z uśmiechem na twarzy okręca się w kółko, wywija piruety, podskakuje, klaszcze. Wesoło się bawi.

 — Szkoda, że nie możesz tu być! —  Dobiega jej uszu znajomy głos.

Zatrzymuje się, siada i z podekscytowaniem zadaje pytanie:

—  Wróciłeś?

—  Codziennie tu przychodzę, od jakiś dwóch tygodni. To ciebie nie było. Gdzie zniknęłaś?

Nie da się opisać radości, jaka zawitała w sercu Damroki wraz z usłyszeniem tych słów Chłopaka z Lasu. Nie pamięta już o swoim smutku, który dręczył ją całą jesień. O złości na Ktosia. Cieszy się tym, że teraz jest. Wrócił! I mimo, że od dwóch tygodni jej tu nie spotykał, wracał nadal.

DobranockiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz