Dziewczyny siedziały w dormitorium razem z Lily.
Ich sypialnia była dość czysta. Jednak tylko dziewczęta wiedziały, co się stanie gdy się otworzy niektóre szafki... Ściany były szkarłatno- złote, a łóżka miały obok siebie czerwone kotary. Po prawej stronie od drzwi do dormitorium, znajdowała się łazienka. Miała ona dość dużą wannę i duże lustro zawieszone nad umywalką. Naprzeciwko umywalki znajdowała się duża komoda. Wracając, Dorcas siedziała przy Lily, Ann rysowała, natomiast Marlena, myślała jak ubierze się na randkę. Ta ostatnia nie widziała o nim wszystkiego. Tylko to że:
Był krukonem.
Był zabójczo przystojny.
I miał na imię... yyy nie, tego też nie wiedziała.
-Lil, na pewno nie chciał Cię obrazić- z zamyślenia wyrwał ja głos Dorcas, oraz szloch Evans.
- Może nie, ale to nie zmienia faktu, że mnie ośmieszył przed całym Hogwartem. Na Merlina!-wystraszyła się Ruda.
-Co?- odkrzyknęły jej współlokatorki jednocześnie.
-Marlena ma za godzinę randkę! Musimy ja uszykować! Dor ty robisz makijaż. Ann ty zajmiesz się fryzurą. Ja znajdę Ci sukienkę! Dziewczyny, do roboty! Nie będę płakać bo Pan-Napuszony-Potter coś powiedział.-poinformowała zielonooka.
-Dobra, idę po kosmetyki i lakier do paznokci.Lily... chcę żebyś wiedziała że jestem dumna z twojej postawy.- odezwała się Meadowes.
-Ja idę po.. no wiecie po co.- oświadczyła Ann.
- Muszę Ci wybrać jakąś sukienkę, dodatki i buty. Mar, są piękne, ale musisz je przymierzyć.
W efekcie wyglądała tak:
Piętnaście minut później...
-Papa Marlena!- zawołały wszystkie razem.
*Marlena*
Właśnie szłam pod pokój wspólny Krukonów. Trochę się wstydzę tego, że nawet nie wiem jak ma na imię. Trudno, raz się żyje. W momencie gdy doszłam, zza portretu wyłonił się obiekt randki.
Narrator trzecioosobowy
- Hej!- przywitała się
- Witaj, Mar, ślicznie wyglądasz -powiedział, po czym cmoknął ją lekko w policzek, na co poróżowiała. Idziemy gdzieś?- zaproponował.
-Jasne... yyy- jąkała się.
-Jack- dokończył Krukon.
-Jasne Jack.- Zgodziła się McKinnion- ZAPAMIĘTAĆ: Jack- pomyślała Blondynka.
Szli po nieznanych jej korytarzach, a stopy bolały ją od butów, które bądź co bądź, wygodne nie były. Po dwóch minutach, doszli na miejsce. Znajdowały się przed nimi wielkie, drewniane drzwi. Jack otworzył je, po czym wszedł do pomieszczenia. Była to jakaś opuszczona klasa. Gdy tylko Marlena usiadła na ławce, on przysiadł się do niej i zaczął całować. Tak po prostu! Bez żadnych skrupułów.
*Perspektywa Marleny Od Przejścia Na Narratora*
Ciągnął mnie po korytarzach, a mnie bolały nogi. Gdy w końcu doszliśmy, przede mną ukazały się duże, drewniane drzwi. Otworzył mi je. Weszłam. Mógł się bardziej postarać. Zwykła zakurzona, opuszczona klasa. W czasie gdy usiadłam na jakiejś w miarę czystej ławce, przysiadł się do mnie i zaczął całować. Ja byłam bardzo zdziwiona. Gdy oprzytomniałam, odsunęłam się od niego i dałam mu z liścia. Jak można się tak bezczelnie zachować! Wróciła do dormitorium.
Narracja trzecioosobowa
Marlena weszła do dormitorium, i głośno trzasnęła drzwiami.
- Co za dupek-zaczęła- najpierw prowadził mnie jakimiś krętymi korytarzami. Potem gdy doszliśmy, moim oczom ukazał si widok nieużywanej klasy. Usiadłam na czymś w miarę czystym. Wtedy ten palant, dosiadł się do mnie i zaczął całować! To ja się od niego odsunęłam, i dałam mu z liścia! No i potem przyszłam tutaj.- zakończyła swoją opowieść Blondynka.
-Rzeczywiście jakiś idiota- Zgodziła się Dorcas.
--------------------------------
517 słów
No i oto kolejny rozdział.
Dziękuję za wszystkie vote i komentarze. Tak miło się robi, gdy wiesz że ktoś to czyta. Dziękuję też za wspominanie o błędach, jak i słowach motywacji.
Jaka u Was pogoda? U mnie -12
Brr
likaevans
CZYTASZ
Lily I Huncwoci [Jily]
FanfictionHogwart. Coś nadzwyczajnego samo w sobie. Jednak...czy można uczynić go jeszcze bardziej nieprzewidywalnym? Okazuje się że tak, a dokonują tego Huncwoci. Czwórka największych rozrabiaków, którzy mieli już wszelkie możliwe szlabany. Były ciekawe. Raz...